Od kliniki chirurgii estetycznej do pierwszego w Ukrainie dobrowolnego szpitala chirurgicznego. „Brass” – to miejsce w zachodniej części kraju, gdzie lekarze od pierwszego dnia wojny pomagają osobom poszkodowanym, najczęściej rannym żołnierzom. Placówka świadczy pomoc medyczną, ale także skupia swoją uwagę na wsparciu psychologicznym.
Nasza reporterka rozmawiała z dyrektorem placówki Stanisławem Onyszczukiem. Jak mówi założyciel szpitala, trafiają do nich różne osoby z różnymi porażeniami.
CZYTAJ: Szef MSWiA: ruszyła budowa zapory elektronicznej na granicy polsko-rosyjskiej
– Trafiają do nas żołnierze z obrażeniami ciała po wybuchach min, z ranami postrzałowymi albo uszkodzeniami kończyn – wymienia Stanisław Onyszczuk. – Na początku uważaliśmy, że naszą rolą jest robienie im operacji chirurgicznych, szycie nerwów czy inne rzeczy związane stricte z medycyną. Ale po 3-4 miesiącach od początku wojny zdaliśmy sobie sprawę, że to nie wystarcza. Ludzie, którzy przeszli piekło w czasie trwającej wojny, kiedy trafiają do placówki medycznej, potrzebują nie tylko dobrych chirurgów czy anestezjologów. Im jest potrzebne różnego rodzaju wsparcie, między innymi psychologiczne, społeczne, a także fizyczne.
W waszym szpitalu stosuje się różne techniki rehabilitacji psychologicznej, m.in. zajęcia z końmi. Czy to faktycznie działa, jeżeli chodzi o żołnierzy i tego rodzaju traumy?
– Zdaliśmy sobie sprawę, że ludzie, którzy trafiają do nas, nie chcą relacji lekarz – chory. Oni nie chcą czuć się pacjentami – zaznacza Stanisław Onyszczuk. – Dlatego naszą pracę opieramy o relację człowiek – człowiek. W tym miejscu spotykają się ludzie, którzy mogą pomóc, i ludzie, którzy potrzebują pomocy. I na tym się skupiamy. Takiego podejścia brakuje wielu placówkom medycznym. Zajęcia z końmi u nas nie obywają się w takim klasycznym, tradycyjnym wymiarze. Chcemy, żeby ludzie, którzy trafiają do naszego szpitala, mieli odskocznię. W ramach tych zajęć żołnierze mają możliwość jeździć konno, obcować z tymi zwierzętami czy po prostu patrzeć na nie. To daje im możliwość oderwać się od wspomnień i skupić na teraźniejszości. Ale to nie jedyne takie nasze działanie. Organizujemy także wycieczki w góry, wyjścia do muzeów, różnego rodzaju warsztaty. Ostatnio zorganizowaliśmy warsztaty malowania pisanek, warsztaty pieczenia wielkanocnego ciasta. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że te rzeczy nie są powiązane z leczeniem. Ale zmotywowany, radosny wzrok żołnierzy, kiedy wykonują te czynności, świadczy o tym, że właśnie to im pomaga.
CZYTAJ: MSWiA przygotowało rozporządzenie dotyczące schronów. Mają zapewnić ochronę dla 50% ludności
Dane z różnych krajów pokazują, że liczba osób popełniających samobójstwa po działaniach wojennych może być trzykrotnie wyższa niż liczba ofiar. Czy możemy powstrzymać ten proces?
– Najważniejsze dla żołnierzy, którzy wracają z frontu i próbują adaptować się z powrotem do życia cywilnego, jest delikatne przejście od jednej rzeczywistości do drugiej – wskazuje Stanisław Onyszczuk. – Oni przyzwyczaili się żyć w ekstremalnych warunkach, szybko podejmować decyzje, były dla nich ważne inne rzeczy. Kiedy wracają, to zderzają się z zupełnie innym światem. Placówki medyczne to są właśnie takie przejściowe miejsca. Pracownicy medyczni mogą pomagać żołnierzom w miarę bezboleśnie wrócić do życia cywilnego. Wiele z tych osób po doznanych ranach już nie wróci na front. Dlatego naszą rolą jest pomóc im odnaleźć się w nowej sytuacji, przygotować ich do powrotu do życia cywilnego.
Do czasu rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji na Ukrainę placówka pełniła funkcję kliniki chirurgii estetycznej. Po wybuchu wojny pracownicy zmienili charakter swojej działalności. Tak jest do dziś.
InYa / opr. WM
Fot. pixabay.com