W sądzie w Białej Podlaskiej rozpoczął się proces w sprawie transportu 10 tygrysów, podczas którego miało dojść do znęcania się nad zwierzętami. Chodzi o transport zwierząt z Włoch do Rosji w październiku 2019 roku, jeden z tygrysów nie przeżył podróży.
Wyjaśnienia złożyli dwaj oskarżeni lekarze weterynarii
Dziś (01.04) wyjaśnienia w sądzie złożyli dwaj oskarżeni lekarze weterynarii z przejścia granicznego w Koroszczynie. Ale to niejedyni oskarżeni w tej sprawie.
W sprawie oskarżonych jest też trzech obcokrajowców: Rosjanin, który organizował transport, oraz dwóch kierowców, obywateli Włoch. Prokuratura zarzuciła im, że nie zapewnili zwierzętom odpowiedniego pokarmu, dostępu do wody, a także swobody ruchu, czym doprowadzili do ich cierpienia i stresu.
CZYTAJ: Tygrysy na granicy czekają na ratunek
Dwaj polscy lekarze weterynarii o są oskarżeni o to, że nie dopełnili obowiązków.
Zarzuty skierowane wobec granicznego lekarza weterynarii Jarosława N. odczytał prokurator Przemysław Goławski. – Posiadając niewiarygodne informacje o długotrwałym transporcie 10 tygrysów na trasie z Republiki Włoch do Dagestanu na terenie Federacji Rosyjskiej, braku lub wadliwości wymaganej dokumentacji, pogarszającym się stanie zdrowia zwierząt, a także zakończonych niepowodzeniem próbach przewiezienia ich przez granicę Republiki Białorusi, której władze odmówiły dokonania odprawy celnej i wjazdu na swoje terytorium, oraz dysponując wiedzą o warunkach, w jakich odbywa się przewóz zwierząt, zaniechał niezwłocznego sprawdzenia ich stanu zdrowia i podjęcia działań na rzecz ochrony zwierząt, w szczególności odnoszących się do poprawy dobrostanu, przez co działał na szkodę porządku prawnego w zakresie przeciwdziałania cierpieniu zwierząt.
Zwierzęta zamknięte w ciasnych klatkach umieszczonych w ciężarówce spędziły na przejściu granicznym w Koroszczynie kilka dni. Z kolei na przejściu granicznym po stronie białoruskiej tygrysy były przez ponad dobę. Białoruś odmówiła wjazdu zwierzętom na terytorium swojego kraju z powodu braku wiz kierowców oraz wymaganych certyfikatów weterynaryjnych wystawionych przez włoskie służby.
„Początkowo nie było uchybień”
Dziś wyjaśnienia w sądzie złożyli lekarze weterynarii, którzy podkreślali, że sprawdzany był dobrostan zwierząt i początkowo nie było żadnych uchybień. Dopiero, kiedy postój zwierząt się przedłużał, ich warunki zdecydowanie się pogorszyły.
CZYTAJ: Tygrysy uwięzione na granicy w Koroszczynie. Zarzuty dla włoskich kierowców
– Szukaliśmy miejsca do rozładunku zwierząt – mówi graniczny lekarz weterynarii Jarosław N. – Obejrzałem te zwierzęta, ten transport. Stwierdziłem, że są już tam za długo i muszą być rozładowane. Wyjazd na Białoruś był coraz bardziej niepewny. Powiadomiłem Biuro ds. Granic w Głównym Inspektoracie Weterynarii i poprosiłem o pomoc w szukaniu miejsca rozładunku tych zwierząt. Zdawałem sobie sprawę, że są to zwierzęta szczególnie niebezpieczne i ich rozładunek mógł nastąpić tylko do specjalistycznej infrastruktury. Od razu tego dnia dostałem informację, że odmówił tego ogród zoologiczny w Zamościu.
– Uważamy, że obarczenie odpowiedzialnością lekarzy, urzędników państwowych w tej bardzo trudnej sytuacji jest niesprawiedliwe i krzywdzące – mówi adwokat Adam Szkodziński, obrońca oskarżonych lekarzy weterynarii. – Uważamy, że inspektorzy i lekarze naprawdę zrobili wszystko, żeby pomóc tym tygrysom. Przestrzegali przepisów prawa, realizowali rozporządzenie unijne. Wiedząc o tym, że punkt odpoczynku zwierząt miał być 15 km od Koroszczyna, czyli w Brześciu, ich działania zmierzały do jak najszybszego rozładunku tych zwierząt. Niestety włoskie służby lekarsko-weterynaryjne zezwoliły na taki transport w tym stanie, nawet nie widząc tygrysów w momencie wyjazdu.
CZYTAJ: Tygrysy dojechały do azylu w Hiszpanii
Na rozprawę nie stawili się dziś trzej oskarżeni obcokrajowcy. Sędzia Barbara Wójtowicz odczytała ich zeznania, w których podkreślali, że nie przyznają się do zarzucanych im czynów.
„Tygrysy były transportowane w klatkach, w których nie mogły się wyprostować”
Na rozprawie obecna była też adwokat Katarzyna Topczewska, pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego Fundacji Międzynarodowy Ruch Na Rzecz Zwierząt Viva, która po zakończeniu rozprawy podkreślała, że ewidentna wina leży po stronie oskarżonych. – Ta sprawa nie była nazywana inaczej jak „transport śmierci”. Dzisiaj oskarżeni stwierdzili, że tygrysy były zdolne do transportu i miały prawidłowe warunki. Były transportowane w klatkach, w których nie mogły nawet się wyprostować, jechały samochodem przystosowanym do przewozu koni, a lekarze weterynarii stwierdzili, że transport był prawidłowy. Wreszcie stwierdzili, że były zdolne do dalszego transportu, podczas gdy jeden z tygrysów tego transportu nie przeżył.
Oskarżonym za popełnione czyny grozi kara pozbawienia wolności do lat 3.
9 tygrysów, które przeżyły transport, trafiły do ogrodów zoologicznych w Poznaniu i Człuchowie. Stamtąd część z nich przewieziono do azylu zwierząt w Hiszpanii.
MaT / opr. WM
Fot. archiwum