Do Lublina przyjechali lekarze i pracownicy ze szpitala w Drohobyczu w Ukrainie. Medycy doskonalą swoje umiejętności między innymi z zakresu organizacji opieki nad pacjentami. Do wspomnianej placówki trafiają ranni w wyniku działań wojennych, a także osoby wymagające całodobowej opieki czy rehabilitacji.
O działalności placówki, jego potrzebach i obecnej sytuacji z administrator szpitala w Drohobyczu Ulaną Jażyk rozmawia Tomasz Maczulski.
Jak buduje się szpital w warunkach wojennych?
– To ciekawa historia. To był jeden budynek, przeznaczony na inne sprawy – mówi Ulana Jażyk. – Kiedy zaczęła się wojna, nasz ksiądz Igor, dyrektor Caritas w Drohobyczu pomyślał sobie, że będzie do nas przyjeżdżać dużo ludzi, a wszystkie sprawy to biurokracja. Żeby pomagać innym, trzeba po pierwsze chcieć to robić, a po drugie, aby zbudować ten budynek, aby była w nim na przykład winda, potrzebne są różne papiery. Była taka idea, żeby był to szpital dla różnych osób.
– Trafiają tu ci, którzy nie mają gdzie wrócić – podkreśla Ulana Jażyk. – Dajemy im mieszkanie, przyjeżdżają tu, a jeśli potrzebują jakiejś innej opieki – my im to zapewniamy. To są matki z dziećmi, osoby onkochore, seniorzy z chronicznymi chorobami, potrzebującymi opieki. Też im pogadamy, rozmawiamy, wychodzimy z nimi. Są też osoby, które nie mają paszportów i oferujemy im wsparcie od początku do końca.
CZYTAJ: Przyjmie ponad 100 pacjentów. Budowa szpitala rehabilitacyjnego w Drohobyczu dobiega końca
– Nasz ksiądz zawsze lubił mówić, że pomagamy wszystkim – zaznacza Ulana Jażyk. – To wygląda tak, że różne osoby do nas przychodzą. Ktoś może sobie pozwolić na to, żeby gdzieś pojechać, a ktoś inny wcale nie ma pieniędzy. My na to nie zwracamy uwagi. Ten szpital powstał, żeby służyć ludziom. W Drohobyczu mamy USG, można zrobić badania na krew, więc jest konkretny specjalista od gardła, nosa. Przyjeżdżają do nas. Mamy też karetkę, która przywozi do nas te osoby. Obecnie mamy w szpitalu 20 osób, ale cały budynek może przyjąć 100 osób. Na trzecim piętrze trwają prace wykończeniowe. Zadeklarowanych pacjentów, którzy nie są tu na co dzień, mamy 2,5 tysiąca.
„Teraz najbardziej potrzebujemy windy, która jest kosztowna”
– Każdy ma swoje odczucia na temat tej wojny. Kiedy nie słyszysz rakiet, to jest spokojnie, ale kiedy je słyszysz i widzisz oczy przyjeżdżających ludzi, zapłakane dzieci, rozumiesz, że ona jest tutaj – mówi Ulana Jażyk. – Rozumiesz też, że możesz pomagać tym, co masz. Czuję, że nie jest łatwo, ale staram się robić, co mogę. Pacjenci wiele widzieli. Słyszałam różne historie – o żołnierzach, o wyjazdach. To nie są lekkie historie. Pracuję w Caritas już od siedmiu lat. Zaczęło się od tego, że po prostu przyszłam i zrozumiałam, że jestem tu, gdzie mam być i rozumiem to, co robię. Zobaczyłam uśmiech, zobaczyłam, że ludzie stali się tym, kim mieli być. Też się cieszę z tego, co robię z tymi ludźmi. Cieszę się, że jest taka nadzieja i taki szpital.
– Teraz najbardziej potrzebujemy windy, która jest kosztowna – podkreśla Ulana Jażyk. – Piszemy różne listy i projekty, żeby ktoś nam w tym pomógł. Mamy dużo chorych, którzy są na pierwszym piętrze. Szukamy też sprzętu medycznego, ale winda jest najważniejsza. Potrzebujemy lekarstw, bo przychodzą do nas ludzie, którzy nie mogą sobie ich kupić. Można nas znaleźć na Facebooku – Caritas Diecezji Samborsko-Drohobyckiej albo Centrum Medyczne św. Jana Chrzciciela. Sam szpital ma imię Jana Pawła II. Zapraszamy wszystkich słuchaczy do wejścia na te strony, by zobaczyli, jak to to wygląda.
Szpital w Drohobyczu działa od roku. Placówka powstała z inicjatywy Caritas Diecezji Samborsko-Drohobyckiej, przy wsparciu Centrum Wolontariatu w Lublinie, Fundacji Aliplast i Stowarzyszenia Solidarności Globalnej.
CZYTAJ: Uchodźcy z Ukrainy mają pokrywać część kosztów utrzymania. „Większość z tych osób będzie zwolniona z opłat”
MaTo/ opr. DySzcz
Fot. nadesłane