W Lublinie jest coraz więcej aut zabytkowych rejestrowanych na tzw. „żółte tablice”. Takie samochody coraz częściej kupowane są w celach inwestycyjnych. Nawet auta polskiej produkcji w ciągu roku drożeją o kilkadziesiąt procent.
W Lublinie jest ponad 200 samochodów zarejestrowanych jako auta zabytkowe. Liczba samochodów i motocykli z minionej epoki w Lublinie sukcesywnie rośnie. Potwierdzają to dane urzędu miasta. Przybliża je Andrzej Borowski, zastępca dyrektora Wydziału Komunikacji: – Przybyło ich ponad 80 w porównaniu z rokiem 2020. Jeśli chodzi o pojazdy osobowe, to jest to ok. 40 przyrost rokroczny. Widzimy, że nasi klienci rejestrują zarówno pojazdy sprowadzane z zagranicy, jak i rodzime. Coraz większym zainteresowaniem cieszą się tzw. „youngtimery”, postrzegane jako alternatywny sposób inwestowania. One tracą na wartości do pewnego momentu, a później wartość zyskują.
„Żółte tablice” – prestiż i walory praktyczne
Większy ruch petentów widać też w biurze Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. To właśnie tam właściciele aut zabytkowych muszą udać się najpierw, by zarejestrować samochód na „żółte tablice”.
– Są pewne wymogi, które takie auto musi spełniać – zastrzega Katarzyna Giszka z biura konserwatora. – Do wojewódzkiej ewidencji zabytków włączane są pojazdy, których wiek wynosi co najmniej 30 lat. Ważny jest stopień oryginalności pojazdu. Dobrze, żeby to było minimum 75 procent. Ingerencje powinny być w jak najmniejszym stopniu w zakresie podwozia, układu hamulcowego i kierowniczego.
Dr Leszek Gardyński z Politechniki Lubelskiej prywatnie jest miłośnikiem zabytkowej motoryzacji. Przyznaje, że „żółte tablice” to wymierne korzyści, stąd tak duża grupa właścicieli aut klasycznych wybiera właśnie je. Nie są wymogiem, a jedynie możliwością. – „Żółte tablice” dają jakiś prestiż, ale są też walory praktyczne. Nie mamy obowiązku wykonywania przeglądu technicznego. Z drugiej strony na nas spada odpowiedzialność za stan techniczny. Poza tym pojazd możemy w dowolnej chwili wycofać z ruchu, tzn. wycofać z ubezpieczenia na dowolny czas, a później je wznowić.
Bum na „youngtimery” i klasyki
Duża ilość wydawanych „żółtych tablic” to potwierdzenie dużej liczby tego typu samochodów w Lublinie i ich rosnącej popularności. Leszek Gardyński wśród powodów wskazuje przede wszystkim na miłość do starych aut, ale w rzeczywistości może chodzić o coś innego. Auta zabytkowe, amerykańskie, niemieckie czy polskie, zyskują na wartości: – Kiedy nawet te nasze pojazdy krajowe zaczynają konkretną wartość kosztować, na przykładzie nawet Zuka. Gdy rozpoczynałem tę akcję i wymyśliłem wierszyk „Ratujmy Żuki, zostały ostatnie sztuki” jakieś cztery lata temu, to mając kilka tysięcy można było sobie w tych Żukach powybierać i znaleźć fajny egzemplarz. Teraz za trzy tysiące kupuje się raczej takiego, w którym mieszkają szerszenie, w którym jest dużo dziur i w którego trzeba włożyć dużo pracy – podkreśla Leszek Gardyński.
Kolekcjoner Jarosław Janowski z Lublina aut zabytkowych ma ok. 70. Bum na „youngtimery” i klasyki rozumie. Zwraca jednak uwagę, że tak jak i w jego kolekcji są auta, które wymagają gruntownych napraw, o czym często zapominają kolekcjonerzy amatorzy: – Część jest w stanie oryginalnym, nawet z oryginalnym lakierem, a część jest odbudowana od podstaw, czyli rozebrana do ostatniej śrubki, piaskowane. Blacharska praca na jednym aucie trwa nawet dwa, trzy lata. Lakier, tapicerki, galanteria, chromy i tak dalej. To są auta doprowadzone do stanu oryginalnego, ale niestety wymaga to czasu i nakładów finansowych. Do 100 tysięcy złotych trzeba liczyć, jeśli chce się zrobić auto na oryginał – mówi Jarosław Janowski.
– Tak to jest z tymi pojazdami, tanimi i drogimi, że jeden i drugi wymaga podobnych nakładów, jeśli chcemy zrobić z niego coś fajnego – dodaje Leszek Gardyński. – Ale z drugiej strony taki tańszy pojazd, bardziej przystępny dla młodych ludzi a także dla tych, którzy potrafią sami coś przy nich zrobić. Wydaje mi się, że jest to droga, by w prosty sposób stać się w branży pojazdów zabytkowych stać się kimś. Można zaistnieć na wystawie, na Lubelskich Klasykach Nocą czy w innym miejscu.
Apel właścicieli starych samochodów jest jeden: by aut po dziadkach znalezionych w stodołach czy garażach nie złomować. Tych modeli, także aut polskiej produkcji, już nie przybędzie.
W Lublinie 12 lutego odbędzie się spotkanie właścicieli i sympatyków polskiej motoryzacji. Dzień później – 13 lutego przypada okrągła rocznica zjazdu z taśmy montażowej ostatniego Żuka. W sumie w Fabryce Samochodów Ciężarowych w Lublinie powstało ich ponad 600 000.
FiKar/ opr. DySzcz
Fot. Filip Karman