Pozwalają poczuć wsparcie. Żołnierze pamiętają o kombatantach

EAttachments92121133e6bbb32ba98436a3e69af280d8e5d85 xl

Żołnierze II Lubelskiej Brygady Obrony Terytorialnej pamiętają o kombatantach. Dziś (19.12) w Nałęczowie ze świątecznymi życzeniami odwiedzili uczestnika Powstania Warszawskiego Jerzego Filipowicza i żołnierza Szarych Szeregów Marię Pietraszewską.

– To są moi przyjaciele – mówi o odwiedzających go cyklicznie żołnierzach pułkownik Jerzy Filipowicz pseudonim „Filip”. – Nie mam rodziny i dla mnie psychicznie to dobrze. Czuję się lepiej, bo wiem, że mam przyjaciół. To jest bardzo ważne. Człowiek jest stworzony po to, żeby żył z drugim człowiekiem, żeby miał z nim kontakt. A jakbym nie miał ich tutaj, to byłbym całkowicie załamany. Czuję wsparcie. Człowiek w wieku 98 lat, świadomy swojego odejścia, jak ma kogoś, to wie, że ma wsparcie i chce mu się dalej jeszcze trochę żyć.

CZYTAJ: Blisko 6 milionów zł dla zamojskiego szpitala

– Opiekujemy się powstańcami, kombatantami. Mamy ich, jeśli chodzi o 2 Lubelską Brygadę Obrony Terytorialnej z siedzibą w Lublinie pod dowództwem pana pułkownika Zbigniewa Krzyszczuka, dwudziestu – mówi podporucznik Sebastian Szczerbetka, szef sekcji współpracy cywilno-wojskowej 22 Batalionu Lekkiej Piechoty w Dęblinie. – Staramy się dbać, pielęgnować tradycje oraz o to, żeby pamięć o naszych bohaterach nigdy nie zaginęła. Dzisiaj jesteśmy tu, żeby odwiedzić pana Jerzego, który wrócił z pobytu w szpitalu. Podchodzimy do niego z wielkim szacunkiem, słuchając jego opowieści historycznych, jego świadectwa walki o niepodległość. Po każdej wizycie jesteśmy bardziej świadomi tego, że niepodległość nie jest nam dana i trzeba o nią każdego dnia walczyć.

– Dwa razy uratował mnie przypadek – wspomina pułkownik Jerzy Filipowicz. – Po służbie 8-godzinnej na barykadzie szło się na kwaterę. A ja leżałem pod oknem w piwnicy, bo mieliśmy tam swoją kwaterę. Naraz bomba zawaliła część domu. Koledzy, którzy byli w innych kwaterach, poginęli, a mnie uratowała ściana, która osunęła się i nie dała mi zginąć. Przez pół godziny człowiek nie mógł oddychać od tego kurzu, ale później przez okienko krzyczą: „żyje kto tam?” Ja mówię: „żyje”. I wyciągnęli mnie przez to okienko. Czy to nie przypadek? Przypadek.

– Traktujemy go jako mentora, przewodnika, wzorzec do naśladowania tych wartości, które niekoniecznie w dzisiejszych czasach są pielęgnowane. Podchodzimy z wielkim szacunkiem, słuchając jego opowieści historycznych, jego świadectwa walki o niepodległość – mówi podporucznik Sebastian Szczerbetka. – Za chwilę udamy się jeszcze do pani Marii Pietraszewskiej, która była członkiem organizacji Szarych Szeregów. To również jest osoba zasłużona, z którą staramy się utrzymywać kontakt i go pielęgnować.

– Dziękuję bardzo, że pamiętacie o mnie – mówi Maria Pietraszewska. – Patrzcie na tę ścianę patriotyczną. Tu mój tatuś na swoim Jaśku, bo miał dwa konie. Był pięć lat w Legionach. Jak się wojna zaczęła, to akurat w kwietniu skończyłam 10 lat i składałam harcerską przysięgę zuchów. Powiem wam, że przenosiłam jakieś papiery, ale nie wiem jakie, tylko mi tatuś mój przynosił i miałam je odnieść do takiego zakładu mechanicznego, takie dosyć ciężkie pakunki. I mówili mi tylko: „jak wejdziesz, to tam jest taki pan Michał, pokaż się, że jesteś i zostaw to”. I ja to zostawiłam. Potem się okazało, że to była broń. Pistolety przenosiłam.

– Zależy nam na tym, żeby ci bohaterowie, osoby, które walczyły o naszą niepodległość, czuły to wsparcie. Bo to dla nich jest najważniejsze – mówi podporucznik Sebastian Szczerbetka.

Pułkownik Jerzy Filipowicz ma obecnie 98 lat. Maria Pietraszewska – 96. Oboje mieszkają w Nałęczowie.

ŁuG/ opr. DySzcz

Fot. Łukasz Grabczak

Exit mobile version