Prof. Księska-Falger o Elżbiecie Pendereckiej: Była człowiekiem wizji artystycznych

EAttachments9050705ac22a496676496f6435569d009a6f114 xl

– Była człowiekiem wizji artystycznych, które wprowadzała w czyn – tak zmarłą wczoraj Elżbietę Penderecką – mecenasa kultury i promotorkę muzyki w Polsce i na świecie – wspomina pianistka, krytyk muzyki i była dyrektor Filharmonii Lubelskiej profesor Teresa Księska-Falger.

– Do tej chwili nie jestem w stanie powiedzieć, że to jest fakt. Znałam Elżbietę Penderecką wiele lat – mówi prof. Księska-Falger. – Pamiętam jej dynamizm, jej wizje artystyczne, które wprowadzała w czyn. Pamiętam jej fantastyczne koncerty, historię powołania do życia Stowarzyszenia Beethovenowskiego, którego była szefową. Przede wszystko pamiętam wszystko, co zrobiła dla Krzysztofa Pendereckiego, bo była nie tylko żoną, ona była przyjacielem, animatorem jego wielu działań, była patronką wielu przedsięwzięć. Mogę powiedzieć z całą odpowiedzialnością, że wzięła na swoje barki promocję jego dzieła w świecie i zrobiła to z ogromnym powodzeniem. Można powiedzieć, że Krzysztof Penderecki miał w jej osobie nie tylko wspaniałą partnerkę życiową, matkę dwojga dzieci, ale osobę, która czuła, słyszała, realizowała wszystko, co dotyczyło jego. To było piękne małżeństwo, to byli wspaniali ludzie, którzy szli tą samą drogą z ogromnym powodzeniem, z ogromnym sukcesem, z ogromną miłością. 

– Byłam na wielu koncertach Wielkanocnego Festiwalu Beethovenowskiego. Pamiętam jedno z zupełnie nadzwyczajnych przedsięwzięć, kiedy po latach zabrzmiała „Pasja według świętego Łukasza” Krzysztofa Pendereckiego – opowiada prof. Księska-Falger. – Prowadził Jacek Kaspszyk. To było wydarzenie. W Filharmonii Narodowej nie było miejsca, żeby nawet stanąć, a reakcja po była nadzwyczajna. I ciągle mam w oczach ich siedzących razem obok siebie. Można powiedzieć, to był jeden organizm, to była jedna myśl, to była jedna filozofia życia, to była jedna wspólna pasja.

– Mam takie swoje głębokie przekonanie, że wszystko to, co stało się ze śmiercią Krzysztofa Pendereckiego, przecież także nieoczekiwaną, 29 marca 2020 roku, to był ogromny ból dla niej – dodaje prof. Księska-Falger. – Proszę sobie przypomnieć, to był okres pandemii. Nie można było zrobić prawdziwego pogrzebu, takiego, na jaki Krzysztof Penderecki zasłużył. Skremowane ciało w urnie czekało dwa lata na moment prawdziwego pochówku, kiedy zjechał cały świat, by oddać hołd jednemu z największych artystów w dziejach muzyki. Ona to wszystko przeżyła, ona z tym wszystkim się nosiła dzień i noc, latami. Od śmierci męża minęło pięć lat. Można powiedzieć, że chyba świadomość tego wszystkiego była ponad siły, bo ja wiem o tym, że był to niewyobrażalnie trudny czas dla niej. Elżbieta Penderecka odchorowała odejście swojego męża, to wiem z całą pewnością. Troszkę zamknęła się w sobie, przestała być tak bardzo medialna, jak była. To nie zmienia faktu, że wszystko, co stworzyła dla sztuki, dalej żyło, bo przecież ona też gromadziła wspaniałych ludzi wokół siebie, którzy prowadzili całą instytucję. Ciągle nie mogę się pogodzić, że jej już nie ma. Dlatego mówię, że nie chcę przyjąć tego za fakt dokonany, ale też chcę powiedzieć, że to wszystko, co stworzyli Pendereccy, głęboko w to wierzę, pozostanie częścią nas, nas ludzi sztuki, nas ludzi kochających muzykę, nas Polaków, bo to byli patrioci.

Elżbieta Penderecka zainicjowała wiele imprez kulturalnych w kraju i za granicą. W 1997 roku zorganizowała pierwszy Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena, który przez pierwsze siedem lat odbywał się w Krakowie, a w 2004 został przeniesiony do Warszawy. Została uhonorowana m.in. Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski i medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Zmarła w wieku 78 lat.

MaK / opr. WM

Fot. PAP/Rafał Guz

Exit mobile version