Piłkarki ręczne PGE MKS-u El-Volt Lublin przegrały z Zagłębiem Lubin w pierwszym meczu decydującej rundy eliminacji Ligi Europejskiej.
O szczegółach – Adam Rozwałka.
Zagłębie po raz kolejny w tym sezonie okazało się lepsze. Do przerwy lubelski zespół przegrywał 14:17. Na początku drugiej części spotkania Zagłębie odskoczyło na 5 bramek, ale lublinianki nie rezygnowały, zbliżały się na dwa gole, ale na więcej rywalki nie pozwalały, a może należałoby powiedzieć, że nie pozwalały na to błędy lubelskich zawodniczek. Najbliżej było w 55. minucie, kiedy to MKS przegrywał 23:25 i fatalne podanie zniweczyło szansę na zdobycie kontaktowej bramki. Na 2 minuty przed końcem było tylko 24:26, ale lublinianki znów pokazały słabą skuteczność, a rywalki były bezkompromisowe i zapewniły sobie pewne zwycięstwo, które daje im bardzo dobrą sytuację przed meczem rewanżowym.
MKS zagrał 10, może 15 bardzo dobrych minut, a tak niestety gra lubelskiej drużyny falowała i to sprawiło, że spotkanie zakończyło się niepowodzeniem i raczej o występach w Lidze Europejskiej w tej fazie grupowej lublinianki mogą zapomnieć. Dziś zatem nie było radości w hali Globus. Po raz kolejny Zagłębie w tym sezonie okazało się lepsze, tym razem na lubelskim parkiecie. PGE MKS El-Volt Lublin przegrał z Zagłębiem Lubin 24:29.
Najwięcej – 7 – bramek rzuciła Aleksandra Rosiak, która tak mówiła o przyczynach porażki.
– Nie zrealizowałyśmy zadań, które wyznaczyłyśmy przed meczem. W obronie zrobiłyśmy za dużo błędów, a w ataku na pewno to, że grałyśmy zawodniczkę więcej i popełniałyśmy przy tym błędy. To na pewno karało nas później kontratakiem czy rzutem na pustą bramkę. Myślę, że przez to przegrałyśmy, bo cały mecz grałyśmy dobrze, kontrolowałyśmy, ale były takie chwile zawahania, za które one nas karały – wskazuje zawodniczka.
Za zawodniczkami obu drużyn rozmawiał Adam Rozwałka.
Zagłębie Lubin cieszy się ze zwycięstwa w Lublinie. Miedziowe pokonały gospodynie 29:24. Wydawało się, że to będzie dla Zagłębia ciężkie spotkanie. Gospodynie na początku prowadziły różnicą trzech bramek, ale to potem zaczęła się dominacja Lubina.
– Jakoś tak wyszło – mówi Kinga Jakubowska z Zagłębia Lubin. – Zaczęłyśmy trochę nerwowo. Musiałyśmy też dostosować się do pracy sędziów, nie było to łatwe, bo gwizdanie w Europie też jest troszeczkę inne, ale później już wskoczyłyśmy na swoje tory i prowadzenie było już chyba cały czas w naszych rękach.
Rywalki zbliżały się na dwie bramki, ale wy natychmiast odpowiadałyście. Co przesądziło o wygranej?
– To, że jesteśmy lepsze, po prostu, ale generalnie myślę, że Lublin w końcówce chyba troszeczkę nerwowo do tego podszedł – wskazuje zawodniczka. – A my wiedziałyśmy, co mamy robić i po prostu dobiłyśmy rywala.
Przed rewanżem jesteście w znakomitej sytuacji.
– Absolutnie tak. Bardzo fajnie, że u siebie w Lubinie mamy zapas bramek i możemy spokojnie grać – mówi Jakubowska.
MKS po dobrym początku potem musiał gonić rywalki. Czego zabrakło, aby doścignąć przeciwniczki?
– Ten początek w naszym wykonaniu był naprawdę dobry – mówi Daria Szynkaruk z lubelskiej drużyny. – Później wkradały się jakieś błędy i Zagłębie to wykorzystało. Cały mecz goniłyśmy, już nawet mogłyśmy dojść na dwie bramki, może by to wtedy poszło. Ale gdzieś tam też bramkarka naciągnęła nam kilka piłek i popełniłyśmy na koniec proste błędy. A Zagłębie wykorzystuje takie sytuacje i dorzuciło te dwie bramki, dlatego też mecz skończył się piątką.
Chyba boli taka sytuacja, że mecz dość wyrównany, a jednak pewne zwycięstwo gości.
– Boli szczególnie ten wynik – przyznaje Szynkaruk. – Te pięć bramek to jest dużo, ale też można powiedzieć, że mało. Zawsze mogłyśmy przegrać ten mecz mniejszą liczbą punktów, a nawet go zremisować. Cały mecz goniłyśmy, a w tej końcówce zrobiłyśmy po prostu zbyt dużo błędów. Zamiast utrzymać wynik nawet tą dwójką, trójką i jechać do Zagłębia z bilansem minus dwa, to dałyśmy rywalkom pograć jeszcze tę piłkę.
A tak mecz podsumował trener lublinianek Paweł Tetelewski: – Zabrakło konsekwencji, zabrakło tego, co mieliśmy założone. A potem jak to mówią „żarło, żarło” i trochę zaczęliśmy grać indywidualnie a mniej zespołowo. Wkradły się proste błędy. Trzeba powiedzieć sobie, że sędziowie na dużo pozwalali i przy takich rzutach kontaktowych wszystko puszczali. Trudno, trzeba podnieść głowę, jechać za tydzień do Lubina i próbować to odrobić.
Za tydzień, 15 listopada, spotkanie rewanżowe na Dolnym Śląsku.
AR
Fot. PAP/Wojtek Jargiło
