Rok po powodzi. Piosenkarka Dominika Barabas: Tego rodzaju zbiorową traumę rozumieją tylko ludzie, którzy ją przeżyli

484490404 957213349930326 4339393068473787083 n

Mija rok od powodzi, która zalała miedzy innymi Lądek Zdrój. Mieszkańcy tamtych terenów powoli oswajają się ze skutkami żywiołu, który zniszczył ich domy. Śpiewająca poetka Dominika Barabas jeszcze nie jest w stanie pisać o tym kataklizmie. Nasz reporter rozmawiał z nią także o tamtym doświadczeniu.

– Opowiedzieć o tym jest o tyle trudno, że tego rodzaju zbiorową traumę rozumieją tylko ludzie, którzy ją przeżyli, tak naprawdę w głębi duszy – mówi Dominika Barabas. – Ciężko jest opowiedzieć, co czuje człowiek, który wpada do domu i w trzy minuty musi zabrać najważniejsze rzeczy. Co jest dla kogo najważniejsze? Dla mnie najważniejsza była gitara i mikrofon, a mój partner zabrał dokumenty. Ktoś inny zabrałby fotografie i tak dalej można wymieniać. Ucieka się przez trzy ulice w górę miasta, brodząc po pas w płynącej wodzie, w której płyną już konary, pralki. Człowiek ma wrażenie, że idzie przez rzekę i wie, że jak się potknie, to nie przeżyje. Potem słyszy tylko ostatni komunikat, że pękła tama. A moja kamienica stoi nad samym korytem rzeki, więc byłam pewna, że już nie mam do czego wracać. To jest tego rodzaju trauma, że człowiek podskakuje i dostaje ataków paniki na dźwięk wody spuszczanej w kibelku. To było bardzo długo. I my wszyscy to mieliśmy. W Lądku, w Stroniu Śląskim – przeżywaliśmy dramat. Jechaliśmy na psychotropach przez dwa miesiące. Przeszliśmy z takiego trybu strachu do trybu pracy. Nie mieliśmy czasu na wytchnienie. Bo najpierw na tej adrenalinie sprzątaliśmy, załatwialiśmy pieniądze z ubezpieczeń, było mnóstwo papierów. Powódź rozwaliła oczyszczalnię w Stroniu Śląskim i w Lądku, to wszystko popłynęło. Więc były szczepionki na tężec. A tutaj nagle pojawiły się hieny cmentarne. Ludzie zaczęli okradać mieszkania. I to my sami to sobie robiliśmy. To nie byli ludzie, którzy do nas napływali i nas okradali. Bo jeszcze nie było drogi, wszystko nam zerwało, nie było kontaktu. Ludzie ludziom zgotowali ten los. Mam wrażenie, że społecznie nie wyciągnęliśmy i nigdy nie wyciągniemy lekcji z takich wydarzeń. Gatunek ludzki po prostu jest tak potworny… Gdybym mogła wybrać, to chciałabym być żółwiem na bezludnej wyspie.

– To są przykre rzeczy, ale one też uczą – dodaje Barabas. – Inaczej patrzy się na ludzi, niestety. Kiedyś wydawało mi się, że starsi ludzie – tacy w wieku mojej babci, prababci – którzy marudzą i mówią: „A za moich czasów to było”, przesadzają. Ale teraz myślę, że nie. Tego się nabiera z wiekiem. Im więcej człowiek dostaje kopów, tym mniej wierzy w człowieczeństwo. Ale z drugiej strony podczas powodzi pojawiło się też dużo dobra. Było dużo wolontariuszy, popłynęło do nas dużo pieniędzy, pomocy fizycznej, psychicznej, każdej możliwej. Nasz naród ma w sobie coś takiego, że lubi pomagać, choć robi to krótko i zrywnie, ale jednak ten moment potem był fantastyczny, bo naprawdę przeżyliśmy coś totalnie tragicznego, czego nie da się opisać.

A co z twoją kamienicą?

– Moja kamienica stoi. Tylko dlatego, że była pośrodku rzędu kamienic, nieprzylepiona ani z lewej, ani z prawej – mówi Barabas. – Nawet przez chwilę była na liście do wyburzenia, ale potem okazało się, że jednak może zostać tam, gdzie jest. To było bardzo budujące. Popłynęło moje auto, ale już 3-4 dni później śmieszkowaliśmy z tego powodu, dlatego że to tylko samochód. On był pusty. Był zresztą czerwony i w tej brudnej, brązowej wodzie tak malowniczo przepływał ulicami Lądka. Ludzie nagrywali mi z okien, jak odrywa się z rynku, płynie Kościelną. Potem ktoś na TikToku podłożył muzykę z „Titanica”. Więc jak zobaczyłam tę moją płynącą skodę i usłyszałam Celine Dion, to spłakałam się ze śmiechu. Łezka mi poszła, jak auto zostało znalezione pod kupą gruzu, ale mimo wszystko to tylko samochód. Najważniejsze, co myślę, że wiele osób wyciągnęło z tej powodzi – zmieniliśmy piramidę naszych priorytetów. Okazało się, że teraz jak pies wejdzie do domu i zje mi buty, to nic takiego. Kiedyś zagotowałabym się, jak nie wiem co. Uwielbiam buty i mam ich zdecydowanie za dużo. Ale to nie jest ważne. Tak samo jak z tym samochodem. To tylko samochód. Ludzie naprawdę nie zdają sobie sprawy, w jakim luksusie żyją. Mamy dostęp do bieżącej, pitnej wody. Mamy prąd, mamy gaz. Jest nam ciepło, mamy co jeść. Jak się to wszystko traci, ot tak, jest ciemno, nie ma gazu, nie ma co jeść, nie ma co pić, to człowiek stwierdza, że te materialne dobra nie mają znaczenia.

Cała rozmowa w materiale dźwiękowym:

JZ / opr. WM

Fot. kpt. Marcin Muskała / Państwowa Straż Pożarna / archiwum RL

Exit mobile version