W czerwcu Kazy Lambist wydał nowy album, zatytułowany “Moda”. W październiku w Warszawie można było zobaczyć i posłuchać Kazy Lambist na żywo. A niedawno Filip Janowski połączył się online z Arthurem Dubreucq, który stoi za projektem Kazy Lambist. Przed Państwem rozmowa m.in. o nowej płycie, podróżach, poszukiwaniach muzyków do grania koncertów czy o marzeniach. Udostępniamy dwie wersje: do odsłuchu oraz do czytania.
Filip Janowski: Dobrze Cię widzieć! Masz teraz małą przerwę w trasie koncertowej, prawda?
Kazy Lambist: Tak! Niedługo gram w Brukseli, potem w Londynie… Przed końcem roku jeszcze Kopenhaga, Madryt, Barcelona i Lizbona.
FJ: Korzystasz z tej przerwy żeby trochę odpocząć i naładować baterie?
KL: Teraz tak, ale też nagrywam nowy materiał. Na przykład wczoraj pracowałem w studiu z innym artystą – mieliśmy małe jam session i trochę ponagrywaliśmy.
FJ: Czyli nie czekasz na koniec trasy, żeby zamknąć jeden rozdział i otworzyć drugi, tylko pracujesz „na zakładkę”?
KL: Tak, pracuję „na zakładkę”. (śmiech)
FJ: A jak się czujesz po tej pierwszej części trasy? Było w porządku? A może masz jakieś pomysły co należy poprawić w drugiej części tournée?
KL: W zasadzie po każdym koncercie zmieniamy jakieś drobne rzeczy, żeby podnieść jakość, tym bardziej, że bardzo dawno nie grałem trasy. Ale był jeden bardzo ważny koncert, w Paryżu. Tam mam swoją największą społeczność. To było w La Cigale. Poszło bardzo dobrze, byliśmy zadowoleni. I to była też spora ulga, bo pracowaliśmy nad nim ciężko. A potem świetnie było ruszyć w trasę: Warszawa, Berlin, Hamburg… Mediolan. W Mediolanie i Warszawie graliśmy po raz pierwszy. Świetnie jest poznawać nowych ludzi po koncertach i odkrywać nowe miejsca dzięki trasie.
FJ: Mówisz o poznawaniu nowych miejsc, ale wielki finał trasy odbędzie się w miejscu, które dobrze znasz – w Paryżu. Ten koncert zaplanowany jest na 28 maja, czyli prawie 4 miesiące po zakończeniu głównej części trasy. Poprzedni koncert to początek lutego… Skąd taka przerwa?
KL: To wyglądało jak przerwa kiedy ogłosiliśmy listę koncertów, i wciąż tak wygląda, ale prawda jest taka, że mamy zaplanowane występy na ten czas, tylko po prostu jeszcze ich nie ogłosiliśmy. W planie są na przykład Irlandia czy Turcja. Jak ogłaszałem trasę, to jeszcze nie wszystko było dopięte, ale tę przerwę mamy już dokładnie rozplanowaną.
FJ: Czyli to nie czas przeznaczony na to by przygotować coś niezwykłego na finał trasy? Choć podejrzewam, że coś niezwykłego tam będzie?
KL: Na pewno przygotujemy coś specjalnego na koncert w L’Olympia. Zaproszę wielu gości, to musi być coś wyjątkowego. L’Olympia to legendarne miejsce, i z mojej perspektywy to okazja, która zdarza się raz w życiu. Więc na pewno będziemy pracować nad czymś specjalnym. Ale nie zajmie nam to całych czterech miesięcy.
FJ: Zaciekawiłeś mnie, chyba muszę sprawdzić ceny biletów lotniczych do Paryża! Jeśli dobrze sprawdziłem, to na tej trasie pracujesz z innymi muzykami, niż na poprzedniej. Jak układa Ci się współpraca z Woody i Sabine?
KL: Woody i Sabine są niesamowite. Historia jest zabawna, bo po raz pierwszy w życiu urządziłem casting. Trochę jak przesłuchania. W jury byłem ja, mój manager oraz mój agent bookingowy. Przychodzili różni wokaliści. Ale Woody od razu zrobiła na nas wrażenie. Ma niezwykły głos, od razu złapała klimat, mimo że na co dzień zajmuje się innym gatunkiem muzyki, jest bardzo elastyczna w tym względzie i w lot łapie o co chodzi. A Sabine jest świetną basistką. Byłem bardzo zaskoczony, że nauczyła się wszystkich linii basowych. Bo to było tak, że nagrałem cały show w moim solowym wykonaniu – wszystkie instrumenty i głosy, oczywiście to była taka pierwsza wersja, potem trochę to pozmienialiśmy. W każdym razie, one nauczyły się wszystkiego już na pierwsze przesłuchanie. Wszystko z nimi w zasadzie od razu działało.
FJ: A jak długo zajął cały ten proces poszukiwań? Poszło szybko, czy może zajęło to kilka miesięcy?
KL: Zrobiliśmy pierwszą sesję, przesłuchaliśmy jakieś 12 osób. Jak pojawiła się Woody, to od razu wiedzieliśmy, że z nią to wszystko zagra. Nie, to był długi proces, wyszło dobrze.
FJ: W niektórych miastach grasz przed dużą publicznością i pełną salą, w innych występujesz w małych klubach przed garstką ludzi. Jak zmienia się przez to doświadczenie koncertowe z Twojej perspektywy, jako artysty?
KL: Osobiście nigdy nie szukałem wielkich tłumów. Lubię jedno i drugie, i oczywiście to wspaniałe uczucie, kiedy masz przed sobą wielu ludzi i widzisz jak śpiewają – jak na przykład kiedy graliśmy w La Cigale. Coś wyjątkowego. Ale kocham ten ludzki wymiar rozmawiania z ludźmi. W La Cigale czy L’Olympia nie mogę pójść pogadać z ludźmi. To niewykonalne. A w Warszawie po koncercie poszedłem porozmawiać z publicznością. Była szansa nawiązać jakąś więź. Uwielbiam to.
FJ: Czyli ta bezpośrednia interakcja z fanami jest dla Ciebie ważna?
KL: Tak. Myślę, że dla wielu zespołów też. Jak rozmawiam z innymi artystami, to zgadzamy się że najlepsza publiczność to taka wielkości 400-500 osób. Przy takiej liczbie osób wciąż widzisz każdego z osobna, możesz nawiązać jakiś bezpośredni kontakt, stworzyć wyjątkową atmosferę. Jak masz 1000 czy 2000 osób, to już jest po prostu tłum. A w pewnym sensie każdy duży tłum wygląda mniej-więcej tak samo. Mniejsza publiczność natomiast ma to do siebie, że dynamika za każdym razem jest nieco inna.
FJ: Masz jakieś ciekawe historie związane z poznawaniem ludzi po koncertach?
KL: W przeszłości zdarzało się często, że kiedy jechałem gdzieś pierwszy raz – np. do Libanu, do Bejrutu, czy do Turcji, spotykałem po koncertach ludzi, którzy opowiadali mi o tym co fajnego dzieje się w ich mieście tego samego albo następnego wieczoru. Czasem zostawałem wtedy w tym mieście na dłużej, poznawaliśmy się, imprezowaliśmy razem, poznawałem kolejnych ludzi… To było fajne. To też świetny sposób na poznawanie ludzi, bo ci, którzy przychodzą na moje koncerty muszą przecież mieć ze sobą coś wspólnego – skoro wszyscy zdecydowali się przyjść na ten sam koncert. To zwiększa szanse na poznanie osób, z którymi będę się dobrze dogadywał.
FJ: Rozmawiamy o tym co dzieje się po koncertach, ale jest też coś, co dzieje się przed koncertami. A przynajmniej tak było w Warszawie. Zauważyłem, że muzyka, która leciała z głośników zanim wyszliście na scenę, to była stricte francuska muzyka. To była Twoja selekcja?
KL: Nie, ale cieszę się, że ktoś o to zadbał. Wiesz, zwykle mamy jakiś support, w zależności od tego gdzie gramy. Akurat w Warszawie nikt przed nami nie występował, więc pewnie dlatego ktoś zdecydował się puścić francuskie piosenki. Ale pamiętam, że kiedy graliśmy trasę po Stanach Zjednoczonych z Kidem Francescolim to jego ekipa miała przygotowaną listę piosenek, które mają być odtworzone przed koncertem – i ta lista była każdego wieczoru przekazywana obsłudze koncertu. Muzyka French Touch. Ja takiej listy nie mam, ale może powinienem sobie taką przygotować i przekazywać pendrive’a dźwiękowcom w każdym miejscu. Dobrze, że mi o tym powiedziałeś!
FJ: To naprawdę tworzyło świetną atmosferę! A Ty jesteś fanem francuskiej muzyki?
KL: Oczywiście. Dorastałem w środowisku nasączonym French Touch. Słuchałem Air, Sebastien Tellier, Phoenix, oczywiście Daft Punk… To wszystko to część naszej kultury. Nie dało się tego uniknąć. Wszyscy we Francji kochają Daft Punk, oni mają dla nas status bogów.
FJ: Przejdźmy do Twojej płyty. Koncertujesz, bo wydałeś nowy album zatytułowany „Moda”. Ostatni wypuściłeś aż 6 lat temu. Niezła przerwa! Czy potrzebowałeś tego czasu tylko na pracę nad tą płytą, czy przeznaczyłeś go na coś jeszcze? Na przykład Jack Penate miał 10 lat przerwy bo uczył się gry na pianinie…
KL: Cóż, prawdę mówiąc nie tworzyłem nowej płyty przez cały ten czas. Przeprowadziłem się do Włoch, trochę odpoczywałem, poznawałem ludzi, grałem sety DJskie, pojechałem do Turcji, robiłem przeróżne rzeczy. Cieszyłem się życiem. Nie gonię za wielką karierą. Kiedy mam ochotę wyluzować, to po prostu luzuję. Nie spieszyłem się. Poza tym jak już decydujesz się wydać nowy materiał, to idzie za tym wiele kolejnych kroków. Zwiększa się dynamika. Naciskają na mnie, żebym niedługo znów coś wydał, może zrobił jakiś remix… Teraz wróciłem do tego właśnie trybu, ale dobrze było zrobić sobie przerwę.
FJ: Obrałeś na tej płycie nieco inny kierunek, niż na poprzednim krążku. Powiedziałbym, że jest trochę orientalny?
KL: Chyba tak. Nie wiem czy powiedziałbym, że album jest orientalny, ale są pewne wpływy. Mój pobyt w Turcji na pewno się na tym odbił. Chciałem zrobić coś śródziemnomorskiego.
FJ: Opowiadałeś o miejscu w Turcji, które nosi nazwę „Moda”. Co jest tam tak wyjątkowego, że było aż tak silną inspiracją? Twój album nosi tytuł Moda, na płycie jest utwór „Moda Disko”…?
KL: Piosenka „Moda Disko” powstała, bo współpracowałem z turecką artystką Denze, która mieszka właśnie w tej dzielnicy, i tam to nagraliśmy. To po prostu miało sens. „Moda” to dzielnica po azjatyckiej stronie Stambułu. A dokładniej, to w Stambule jest dzielnica Kadiköy, a w niej mniejszy obszar nazwany „Moda”. Jest tam uroczo, masz widok na Bosfor i na morze. To dla mnie wyjątkowe miejsce. Wynająłem tam mieszkanie na półtora miesiąca, nagrywałem tam materiał, prowadziłem zwykłe życie z jego drobnymi, codziennymi elementami, było fajnie. Ale poza tym, „Moda” to także włoskie słowo oznaczające modę. A w międzyczasie mieszkałem też we Włoszech. Tak więc to słowo przyszło do mnie samo. Ładne, łacińskie, proste słowo, które w pewnym sensie dobrze się prezentuje, podoba mi się też pod względem estetycznym. Takie jest wyjaśnienie.
FJ: Czy miejsca, które odwiedzasz – zarówno prywatnie, jak i podczas koncertowania – to dla Ciebie największe źródło inspiracji?
KL: To na pewno duże źródło. Moim marzeniem jako dziecka było zostać pilotem samolotów. Nie zostałem pilotem, ale żeby to sobie zrekompensować dużo podróżuję z moją muzyką. Ta część dotycząca podróży mocno mnie napędza. Zawsze o tym marzyłem i jestem bardzo wdzięczny, że moja praca pozwala mi odkrywać różne miejsca, przemieszczać się, poznawać inne kultury. Z pewnością wiele piosenek było zainspirowanych miejscami które odkryłem… Ale na przykład utwór „Doing Yoga” jest o San Francisco, tylko że ja na tamten moment nigdy nie byłem w San Francisco ani w ogóle w Kalifornii, więc bazowałem tylko na swojej wyobraźni i fantazjach. Tak czy inaczej, różne miejsca i inne kultury bardzo mnie inspirują.
FJ: Zamierzasz spełnić to marzenie żeby zostać pilotem?
KL: Tak, często myślę o tym, żeby rzucić muzykę i zostać pilotem. To się może wydarzyć!
FJ: Trzymam za Ciebie kciuki! Mówiłeś, że robiłeś casting by zebrać muzyków do swojego zespołu koncertowego, i Kazy Lambist to nazwa projektu, ale tak naprawdę stoisz za tym Ty. Wiem, że w Twoich utworach pojawiają się różni goście, ale kiedy tworzysz, to czy jest to proces kompletnie solowy, czy prosisz o pomoc innych ludzi? Czy to kogoś z branży, żeby podzielił się swoimi pomysłami, czy też może po prostu przyjaciół, którzy podpowiadają co im się podoba, a co można byłoby zmienić?
KL: Zwykle to samotny proces. Ale ja tworzę dużo początków, dużo baz do utworów i czasem nie mogę znaleźć pomysłu na to, by dokończyć je w satysfakcjonujący sposób. Wtedy kontaktuję się z artystą, którego cenię, mam poczucie że dla nich i z nimi muszę dokończyć projekt. Chcę, żeby ludzie usłyszeli tę utalentowaną osobę. Tak więc koniec końców cały album to różne współprace. A jeśli chodzi o proces… To zależy. W kwestii produkcji jestem w swojej bańce. Czasem pokazuję coś bliskim przyjaciołom, tym co których mam zaufanie, że nie będą kłamali, żeby nie było mi przykro, tylko powiedzą wprost „ten fragment jest słaby, a ten jest nudny, ale to mi się podoba”. Nie ufam wytwórni, bo oni myślą w kategoriach komercjalności piosenki, ani innym muzykom, bo oni z kolei zwracają zbyt dużą uwagę na techniczne aspekty, którymi nikt inny się nie przejmuje. W kwestii informacji zwrotnej polegam na moich niemuzykujących przyjaciołach.
FJ: Co do współpracy z różnymi artystami: masz w głowie jakieś pomysły na przyszłe współprace? Może jakiś wymarzony duet?
KL: Tak, pewnie… Hm…
FJ: Jakby co, to nie musisz zdradzać sekretów.
KL: Nie, nie, w porządku. To zabawne bo tak sobie myślę o jednej osobie… Jest taki muzyk Connan Mockasin. Próbowaliśmy się z nim skontaktować, ale mieszka w przyczepie w Nowej Zelandii i nie ma telefonu… Podobno to cud nawiązać z nim kontakt. Ale ostatnio próbowaliśmy. A tak poza tym to chciałbym zrobić coś z Charlotte Gainsbourg. To córka Serge’a Gainsbourga, pewnie o nim słyszałeś, słynny francuski piosenkarz, ona też jest teraz popularna. To byłoby coś fajnego. A tak, to nie wiem, po prostu jak spotykam ludzi to z nimi współpracuję. Wczoraj też z kimś pracowałem. Ale nie chcę przepowiadać przyszłości, bo nie mam pojęcia co z kim wyjdzie. Mam nadzieję, że przede mną jeszcze sporo współprac muzycznych.
FJ: W takim razie trzymamy to w sekrecie i czekamy cierpliwie. Powoli kończąc: dziennikarze zawsze mają mnóstwo pytań, ale i tak często wychodzi tak, że pomijamy coś wartościowego rozmawiając z kimś o jego muzyce. Tak więc może jest coś o czym chciałbyś opowiedzieć, ale nikt o to nie pyta?
KL: Ha, ciekawe… Cóż. To trudne, strasznie dużo jest takich rzeczy. To może to: wspomniałeś o tym, że Kazy Lambist to ja. Tak naprawdę to nie jest takie czarno białe. Kazy Lambist to ja, ale za każdym razem kiedy z kimś współpracuję, to staje się to zespołem – również na scenie, kiedy gram z różnymi muzykami. Nawet jeśli to do mnie należy ostatnie słowo. Na poprzedniej trasie miałem innych muzyków i też stworzyliśmy razem jakiś projekt. To nigdy tylko ja. Na początku pracy Kazy Lambist to ja, w kontekście pomysłów i ogólnej wizji, ale potem to coś więcej. Wszystkie współprace, ludzie którzy się w to angażują – mój manager, mój agent bookingowy… Kazy Lambist to również ich projekt. Moje prawdziwe imię to nie Kazy Lambist. Nie chciałem żeby moje imię i nazwisko było nazwą projektu, bo chciałem mieć tę elastyczność by Kazy Lambist mogło stawać się czymś kolektywnym, czy zmieniającym się.
FJ: To bardzo ciekawe! Dziękuję Ci za tę odpowiedź, i dziękuję za całą rozmowę. Mam nadzieję, że zdobędziesz tę licencję pilota i będziesz mógł przetransportować swój zespół na koncert do Kalifornii!
KL: Dzięki! Tak właśnie wyglądał oryginalny plan!
FJ: Dziękuję i mam nadzieję, że niedługo znów zobaczymy się w Polsce!
KL: Również mam nadzieję wrócić! Dziękuję, ciao!
Fot. Arifjan, CC0, via Wikimedia Commons