Wyrównany i bezpieczny. Batman Black and White po raz drugi

bbw2 2024 12 16 183654

Batman Black and White (wyd. DC Comics) tom pierwszy to było wielkie kulturalne wydarzenie w świecie komiksu, odważne i bezkompromisowe, gromadzące na swoich łamach absolutną czołówkę światowego komiksu. Druga odsłona już tak bardzo nie porywa – głównie dlatego, że jest to publikacja bardziej wyrównana i bezpieczna. Tak jak jedynka bazowała na wielkich nazwiskach, pozornie z Nietoperzem niekompatybilnych, takich jak Katsuhiro Otomo czy występujący w małej roli Moebius, tak dwójka raczy czytelnika formami absolutnie niezaskakującymi.

CZYTAJ: Batman w ujęciu mistrzowskim

Najbliżej formy eksperymentatorskiej, którą w jedynce reprezentował Ted McKeever jest tu Paul Pope i jego Złamany nos – prosta historyjka o relacji Bruce’a z Alfredem oraz o kolejnym pojedynku z mocarnym twardzielem. W role gwiazd światowego formatu wcielają się tu: niezwykle zaangażowany w detal Enrique Breccia, Dave Gibbons czy Jordi Bernet, zaś największe wrażenie robią Eduardo Risso, dla którego czerń i biel to codzienność, oraz John Paul Leon, pięknie operujący czernią na planszy.

Krótkie historie z Batmanem zostały tym razem ubrane w nieco inną koncepcję graficzną – zamiast planszy z wyeksponowanym fragmentem rysunku i biogramami artystów biorących udział w projekcie, mamy alfabetyczny spis autorów na końcu albumu. Można i tak, ale po co, skoro w jedynce to się sprawdziło, przyczyniając się do specyficznego klimatu całej antologii?

Drugi tom czarno-białych komiksów z Batmanem wygląda troszkę jak zbiór odpadów – część z nich jest interesująca, ale w większości artyści nie wychodzą poza swoją strefę bezpieczeństwa i nie realizują komiksów wyjątkowych, których w tomie pierwszym było bez liku. Przypominam, że omawiam pięcioksiąg w czerni i bieli i specjalnym slipcasie, z panoramami na grzbiecie i oszczędnymi okładkami – za tę w drugim tomie odpowiedzialny jest Mike Mignola, prezentujący prosty obrazek, zapewne w powiększeniu. I jest to jedyna, oprócz beznamiętnie eksperymentującego ze stylem Jima Lee, odważna rzecz w tym zbiorze.

DySzcz

Fot. materiał wydawcy

Exit mobile version