– Scenografia „Prawdziwego bólu” ma związek z historią rodzinną Jessego Eisenberga. Gdy przyjechał do Warszawy, zasugerowałam mu kilka nieoczywistych miejsc – powiedziała scenografka Mela Melak. Obraz można oglądać na 15. American Film Festivalu we Wrocławiu. W piątek (08.11) wchodzi na ekrany polskich kin.
„Prawdziwy ból” to historia, w której Eisenberg zawarł wątek autobiograficzny. Amerykański aktor o polsko-żydowskich korzeniach opowiedział o dwóch kuzynach – Davidzie (którego sam zagrał) oraz Benjim (w tej roli Kieran Culkin), którzy przyjeżdżają do Polski, by poznać bliżej historię swojej rodziny i odwiedzić miejsca związane z historią Żydów. Wspólna wyprawa staje się dla mężczyzn okazją, by odbudować łączącą ich kiedyś więź, wyjaśnić nieporozumienia. A tych nagromadziło się sporo. Benji nie może zrozumieć, dlaczego do bólu uporządkowany i racjonalny David wybrał życie w zatłoczonym Nowym Jorku. Ten z kolei stara się rozgryźć, co dręczy Benjiego, który pozornie jest duszą towarzystwa. W podróży – wiodącej od Warszawy, przez Lublin i Państwowe Muzeum na Majdanku, po Krasnystaw – towarzyszy bohaterom kilkoro turystów, którzy także wywodzą się z żydowskich rodzin. Każdy z nich w inny sposób radzi sobie z dziedziczoną traumą.
CZYTAJ: Hollywoodzki gwiazdor kręcił film w Lublinie. Teraz chce zostać Polakiem
O spotkaniu artystycznym z Jessem Eisenbergiem opowiedziała scenografka Mela Melak. – Moja przygoda z tym filmem zaczęła się w bardzo prosty sposób – od castingu na scenografa. Nietypowe było to, że po ok. 10 minutach spotkania na Zoomie Jesse powiedział mi, że nie wyobraża sobie, by mógł zrealizować ten obraz z kimś innym. To było bardzo miłe. Oboje mieliśmy poczucie, że widzimy ten film w identyczny sposób. Sądzę, że to jest najważniejsze, gdy wybiera się współpracowników. Dla mnie to było też o tyle ciekawe doświadczenie, że wcześniej przez dłuższą chwilę pracowałam i mieszkałam na Bliskim Wschodzie. „Prawdziwy ból” to pierwszy film, który zrobiłam po powrocie do kraju. Zaobserwowałam, jak zmienia się Polska. Uważam, że mamy wspaniałe przestrzenie, krajobrazy. Polska jest totalna – podkreśliła.
Miejsca, w których kręcono film, były starannie przemyślane
Dodała, że miejsca, w których powstawały zdjęcia do filmu, zostały starannie przemyślane. – Muszę wystawić laurkę Jessemu, ponieważ zapisał w scenariuszu to, co ostatecznie widzimy na ekranie. Bardzo rzadko zdarza się, by tyle rzeczy było podanych w tekście. Ja natomiast zasugerowałam Jessemu kilka nieoczywistych, ważnych miejsc w Warszawie. Gdy tu przyjechał, zorganizowałam mu wycieczkę szlakiem żydowskich zabytków. Powybierałam najciekawsze miejsca, które później zostały wplecione do historii. Ale Jesse był już wcześniej w Polsce i mniej więcej wiedział, co chciałby pokazać – wspomniała scenografka.
CZYTAJ: Lublin planem filmu amerykańskiej gwiazdy. Dziś kręcono na terenie byłego obozu na Majdanku
Bluszcz i Krasnystaw
Wiele z tych lokacji ma ścisły związek z historią rodzinną Eisenberga. Przykład może stanowić dom, który jest kulminacyjnym punktem podróży filmowych bohaterów. Dokładnie w tym miejscu, w Krasnymstawie, mieszkała prababcia reżysera ze strony matki. Przed wybuchem II wojny światowej kobieta wyemigrowała do USA. – Społeczność Krasnegostawu jest niesamowita. Bardzo wspierała nas w dokumentacji i tworzeniu scenografii. Przy tym domu była biała ściana, której operator nie chciał pokazać. Od razu wpadłam na pomysł, że możemy tam dodać bluszcz. Wiedziałam jednak, że prawdziwy bluszcz byłby zbyt patetyczny i nie pasowałby do tonu filmu. Stwierdziłam, że to musi być najtańszy, plastikowy bluszcz ze sklepu meblowego. Kiedy go założyliśmy, mieszkańcy miasta mówili, że pięknie się prezentuje. Ja natomiast doszłam do wniosku, że wygląda zbyt świeżo i trzeba go trochę spatynować. Przed rozpoczęciem zdjęć weszłam na drabinę i malowałam bluszcz. Ludzie podchodzili i dopytywali, o co chodzi. To była moja mała ingerencja w przestrzeń – wyjaśniła Melak.
Wyzwaniem był budżet
Pytana o największe wyzwania związane z realizacją obrazu, scenografka wspomniała o budżecie. – Gdy spojrzy się na nazwiska stojące za tym filmem, można pomyśleć, że „Prawdziwy ból” jest gigantyczną produkcją hollywoodzką. Absolutnie nie. To był bardzo kameralny film, z niewielkim budżetem na scenografię. Cały czas musieliśmy kombinować. Bardzo pomagało mi to, że w wielu lokacjach odkupowano ode mnie meble. Dzięki temu pieniądze wracały do budżetu i mogłam pozyskiwać kolejne rzeczy. Największym wyzwaniem było stworzenie lotniska JFK. Mieliśmy na to zadanie tylko cztery godziny. Port JFK zagrało lotnisko w Radomiu, które było wtedy nieczynne. Jednocześnie musieliśmy zrobić w tym miejscu Okęcie. Dysponowaliśmy ograniczoną liczbą sprzętu, ponieważ nawet zamknięte lotnisko ma swoje obostrzenia. Uczciwie mogę powiedzieć, że czas, kiedy kręciliśmy ujęcia na lotnisku, był prawdziwym bólem. Myślę, że nie tylko dla mnie. Pracowaliśmy non stop – przyznała.
Kim jest Mela Melak?
Melak kształciła się m.in. w łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych. Początki jej fascynacji scenografią filmową sięgają nastoletnich lat. Miałam 13 lat, kiedy zaczepiono mnie na ulicy i zaproszono na casting do filmu Romana Polańskiego. Spędziłam na planie miesiąc jako statystka. Gdy ujrzałam scenografię Allana Starskiego, pomyślałam, że wspaniale jest móc przenieść się w czasie. Stwierdziłam, że to najgenialniejszy zawód świata, który daje możliwość stworzenia przeszłości, przyszłości, zabawy na wielu płaszczyznach. Odkryłam tę dziedzinę bardzo wcześnie i uwielbiam ją – podkreśliła.
Do grona scenografów, których prace Mela podziwia, zaliczają się także m.in. Fiona Crombie („Faworyta” Yorgosa Lanthimosa) i K.K. Barrett („Gdzie mieszkają dzikie stwory” Spike’a Jonze’a). Ale – jak sama mówi – inspirację znajduje często w najbanalniejszych rzeczach. – Robię zdjęcia wszystkiemu, co mnie otacza. Bardzo dużo czytam. Jednym ze wspaniałych momentów w mojej pracy są dokumentacje, czyli moment, kiedy szukamy lokacji. Wtedy możemy zobaczyć, jak mieszkają ludzie, do których na co dzień nie mamy dostępu. Odwiedzamy miejsca, których w życiu nie znaleźlibyśmy na mapie. Kontakt z nieoczywistymi miejscami, ludźmi i historiami jest bardzo inspirujący – powiedziała.
W przeszłości scenografka współpracowała m.in. Olgą Chajdas i Anną Jadowską nad „Eroticą 2022”, Janem Belclem nad „Wszyscy moi przyjaciele nie żyją”, Gregorym Monro nad „Kubrick by Kubrick” i z Claire Denis nad „High Life”. Nie ukrywa, że nadal chciałaby łączyć pracę na planie polskich filmów z zagranicznymi produkcjami. Swoje wybory uzależnia jednak przede wszystkim od scenariuszy i wyzwań, jakie ze sobą niosą. – Zawsze występują pewne różnice na planach. Niedawno robiłam film w Estonii i tam też były one dostrzegalne. Natomiast „Prawdziwy ból” powstawał w Polsce, z polską ekipą, więc w tym wypadku to raczej Jesse uczył się, jak zrobić film „po polsku”. Sądzę, że mu się spodobało. Wspomniał nawet, że chciałby jeszcze kiedyś zrealizować obraz w Polsce – podsumowała.
CZYTAJ: Te filmy nakręcono w Lublinie! Miasto grało Warszawę, Wołyń czy Paryż [TRAILERY, ZDJĘCIA]
Ze strony polskiej w realizację „Prawdziwego bólu” zaangażowani byli także m.in. operator Michał Dymek, kostiumografka Małgorzata Fudala oraz producentka Ewa Puszczyńska. Wśród amerykańskich producentów znaleźli się Emma Stone i jej mąż Dave McCary. Obecnie obraz Eisenberga można oglądać podczas 15. American Film Festivalu we Wrocławiu, ale już w piątek (08.11) trafi do kin w całym kraju. Za dystrybucję filmu odpowiada Disney.
PAP / RL / opr. AKos
Fot. archiwum