Czy kino może zmienić świat? Rozmowa z Agnieszką Holland

img 0171 2024 11 26 174319

Publicystka i pisarka Anne Applebaum, pisarka i noblistka Olga Tokarczuk oraz reżyserka Agnieszka Holland odebrały wczoraj (25.11) tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.

CZYTAJ: Applebaum, Holland i Tokarczuk na UMCS. Doktoraty honoris causa dla trzech wybitnych kobiet [ZDJĘCIA]

Po spotkaniu z widzami filmu „Zielona granica” w Teatrze Starym Agnieszka Holland opowiedziała Idze Wójtowicz m.in. o tym, czy w obliczu hejtu, z jakim zetknęła się po premierze, zdecydowałaby się zrobić ten film po raz drugi, a także o tym, jak wyglądało zbieranie dokumentacji do tej produkcji.

Muszę zacząć od pani ostatniego filmu „Zielona granica”. Po nim zetknęła się pani z olbrzymią falą hejtu, groźbami, oskarżeniami o to, że jest pani pośrednio odpowiedzialna za śmierć polskiego żołnierza na granicy. Czy nigdy nie przyszła pani taka myśl, że gdyby miała pani szansę nie zrobić tego filmu, to by go nie zrobiła, czy zdecydowałaby się pani zrobić go po raz drugi?

– Zdecydowanie zdecydowałabym się zrobić go po raz drugi, dlatego że – jak sama pani mówi – spotkałam się z falą absurdalnego hejtu, ale film jednocześnie poruszył wiele sumień i serc ludzi na całym świecie i w Polsce. Stał się świadectwem pewnej sytuacji, pewnych zdarzeń i pewnych postaw. Pokazał również, w jakim miejscu jesteśmy jako ludzkość i gdzie jest nasze człowieczeństwo. Ten film nie jest agitką, tylko stawia pewne podstawowe pytania na temat naszych wyborów czy naszej ludzkiej sytuacji w świecie, który się nieustannie zmienia i który produkuje niebywałą ilość wyzwań i zagrożeń. To jest film na bardzo ważny temat. Jest on różnie odbierany. Dla wielu ludzi może być jakiś kontrowersyjny, ale bez kontrowersji nie posuwamy się w poznaniu prawdy – podkreśla Agnieszka Holland.

Jak wyglądało zbieranie dokumentacji do tego filmu? Bo to była strefa zamknięta dla mediów, zamknięta dla dziennikarzy. Tam dało się wejść do pewnego momentu, natomiast w filmie mamy pokazane bardzo dokładnie wydarzenia, które dzieją się na samej granicy. Jak udało się pani i ekipie zebrać ten materiał?

– To nie było aż takie trudne. Mimo tego, że to była strefa zamknięta, to nie była ona szczelnie zamknięta. Dziennikarze dosyć szybko się poddali, ale przedtem, zanim zamknięto strefę, ale również niektórzy od strony białoruskiej czy od strony krajów pochodzenia migrantów czy uchodźców zebrali ogromną ilość materiałów. Mieliśmy szansę rozmowy albo wysłuchania świadectw wielu uchodźców, którym udało się w końcu przejść przez tę strefę zamkniętą i wydostać z tej pułapki. Mieliśmy aktywistów, którzy zbierali bardzo dużo świadectw i którzy byli świadkami wielu zdarzeń. Byli ludzie, którzy tam mieszkali. Oni widzieli to, co się dzieje. Udało nam się porozmawiać i zdobyć informacje, świadectwa od kilku mundurowych, którzy bezpośrednio uczestniczyli w tych zdarzeniach na granicy. Wiedząc, że jest to temat kontrowersyjny, myśmy nie umieszczali w filmie żadnych wydarzeń drastycznych. Jednak jest to film fabularny i różne rzeczy zostały tam skonstruowane, skomponowane, tak jak to się robi przy dramaturgii fabularnej. Ale mówię o takich drastycznych zdarzeniach, dla których nie mielibyśmy dwóch niezależnych świadectw, więc tutaj mamy zupełnie czyste sumienie, że nie pokazaliśmy niczego, co nie jest prawdą – opowiada reżyserka. 

Wierzy pani w to, że kino może zmienić świat?

– Do pewnego stopnia. Nie wierzę, że zmieni go drastycznie i od razu, ale takim mottem dla mnie stała się wypowiedź młodej widzki. To było akurat we Francji, bo my ten film pokazywaliśmy w całej Europie, a także Stanach Zjednoczonych, w Australii, teraz w Japonii. Miałam bardzo dużo spotkań z publicznością. I padło to pytanie w Bordeaux we Francji. Ja zaczęłam tłumaczyć, że to nie jest możliwe, jeden film nie zmieni świata i wtedy wstała młoda dziewczyna i powiedziała „Może Pani film nie zmienił świata, ale zmienił mój świat”. To jest taka maksymalna ambicja, jaką można mieć, że dotrze się do ludzi. Dlatego nie globalna, nie geopolityczna perspektywa, tylko ta ludzka – perspektywa jednego człowieka, który ma swój wyjątkowy los, wrażliwość, podmiotowość i swoją możliwość dokonania wyboru, jest dla mnie najważniejsza w tym, co mówię i do kogo mówię – dodaje Agnieszka Holland.

Cała rozmowa w materiale audio:

CZYTAJ: Agnieszka Holland: Lublin interesującym miastem dla filmowców [ZDJĘCIA]

IW / opr. AKos

Fot. Iga Wójtowicz

Exit mobile version