Cieszą oczy, są także żywymi kosiarkami – w Janowcu dobiega końca trzeci sezon wypasu owiec. Czterdzieści pięć sztuk zwierząt od wiosny do jesieni – dzięki współpracy z Uniwersytetem Przyrodniczym w Lublinie – przebywa na terenie nadwiślańskiej miejscowości.
Owieczek poszukiwał dziś reporter Radia Lublin Łukasz Grabczak, wspólnie z opiekunem zwierząt Ewą Wiktorowską, na jednej z janowieckich winnic.
CZYTAJ: Pilotażowy projekt w Janowcu. Przy zamku pasą się owce
– Chyba nas zobaczyły, ale są zajęte jedzeniem – stwierdza opiekunka.
Czy tak jak w pierwszym roku każda owieczka ma swoje imię? – Teraz już mi imion powolutku brakuje. Są takie, które zawsze wychodzą naprzód. Mamy Tomusia, Romeczka, Marianka, jeszcze Czesława – dodaje Wiktorowska.
– Od początku było wiadomo, że owce spełnią swoją rolę – uważa Marzena Brzezicka, zastępca dyrektora Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu Dolnym. – Rasa ta w pełni zaspokaja potrzeby wygenerowane przez otoczenie zamku. Trzeba pamiętać, że oprócz tego, że są atrakcją turystyczną i pupilami dla turystów, pełnią też bardzo ważną funkcję. W pobliżu zamku znajduje się hektar muraw kserotermicznych. Zaleceniem dla opieki nad murawami i przywracania tamtejszej roślinności chronionej jest właśnie wypas owiec.
– Naprawdę w bardzo szybkim tempie przystosowały ten cały park do tego, że wszystko można widzieć – opowiada Ewa Wiktorowska. – Nie ma krzaków, nie ma zarośli. Skarpa jest świetnie przypilnowana, nie zasłania widoków. Myślałam, że dłużej im to zajmie, a naprawdę świetnie sobie z tym dają radę. Przede wszystkim jedzą trawę, ale też krzewy na winnicy, wszelkiego rodzaju odrosty krzaków. Robinia akacjowa, klony, młode drzewka – bardzo lubią takie rzeczy. Dereń uwielbiają.
– Tradycje owczarskie, tradycje wypasu na łąkach nadwiślańskich w Janowcu były dosyć spore – mówi Łukasz Skowyra, członek zarządu powiatu puławskiego i mieszkaniec Janowca. – Dziadek urodzony w 1930 roku opowiadał mi, że były duże kolejki, żeby wypasać te zwierzęta na naszych nadwiślańskich łąkach. Wtedy jeszcze w bardzo dobrej cenie była wełna. No i ludzie naprawdę na tym dobrze zarabiali. To przysłowie, które funkcjonuje do dziś „kto ma owce, ten ma co chce” właśnie wzięło się z tego, że te zwierzęta przynosiły dosyć dobre dochody.
– Pamiętam, że rodzice mieli kilka owiec – mówi jedna z mieszkanek Janowca. – Całe błonia, łąki były wspólne. Tam pasły się owieczki. Każdy wyganiał swoje, a one same do domu wracały bez problemu. Teraz wraca dużo dobrych rzeczy z baraniny. Kiedyś baranina była dla ubogich, a dzisiaj jest to wykwintne mięso.
– Mieliśmy owce bardzo długo, ale już wiek nie pozwala na zajmowanie się nimi – tłumaczy starsza pani. – Wypasały się tu na łące. Mieliśmy 60. Bardzo się do nich przyzwyczaiłam. Kiedy je sprzedawaliśmy było bardzo przykro.
CZYTAJ: Janowiec: owce zadomowiły się na zamku
– Przywiązują się – przyznaje Ewa Wiktorowska. – Rozpoznają twarze, kto jest swój, a kto obcy. Rozpoznają mnie z daleka, kiedy przyjeżdżamy wieczorem, żeby je napoić i zamknąć w stajence. Wtedy wszystkie krzyczą. Są to niesamowite zwierzaki. Wbrew pozorom bardzo inteligentne . Pomimo że czasami są płochliwe i reagujące dosyć gwałtownie na niektóre nowe rzeczy, bardzo uczą cierpliwości i spokoju.
Owieczki w drugiej połowie października z Janowca wyjadą, a wiosną kolejne, nowe stado zawita pod miejscowy zamek.
ŁuG / opr. PrzeG
Fot. Zamek w Janowcu – oddział Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu Dolnym FB / Łukasz Grabczak