Grupa pomocowa składająca się z uchodźców wojennych pomagała w Kotlinie Kłodzkiej osobom poszkodowanym w wyniku powodzi. Inicjatywa została zorganizowana przez Caritas Archidiecezji Lubelskiej.
– Kiedy ta tragedia przyszła do Polski, wiedziałem, co należy robić – mówi jeden z wolontariuszy, Sehij Nożnyj. – Przed tym, jak tam pojechałem, nie mogłem zrozumieć, jak wygląda taka powódź. Gdy oglądasz wideo, widzisz tylko, jak woda płynie ulicami. Ale dopiero kiedy jesteś tam na miejscu, zdajesz sobie sprawę, ile tej wody było. W niektórych miejscach woda sięgała trzeciego, a nawet czwartego piętra, w zależności od tego, w którym miejscu stoi budynek. Wyobraźcie sobie, że przez wasze mieszkanie, biuro, restaurację czy lokal przejdzie rzeka. I ta rzeka zabiera ze sobą wszystko – meble, rzeczy, być może kosztowności. Woda zabiera nawet tynk i instalacje elektryczne. Zostają tylko gołe ściany.
CZYTAJ: Pół miliona złotych dla dotkniętego powodzią Lewina Brzeskiego. Lubelscy radni zadecydowali
– Sytuacja była kryzysowa – mówi Jana Czepel. – Zniszczenie domów to jedno, ale gdy patrzysz ludziom w oczy, które są puste, to zupełnie coś innego. To trudne. Wtedy przychodzi zrozumienie, że ktoś przeżył tyle lat, miał wszystko, a w jednej chwili to wszystko stracił. Nie tylko dom, ale też kawałek życia, kawałek tego ognia w oczach i w duszy. To bardzo ciężkie. Trafiliśmy do restauracji. Kiedy weszliśmy do środka, to zdałam sobie sprawę, że tydzień wcześniej było to piękne miejsce, a teraz widzimy gołe ściany i brud. Chciało się tam zostać na tydzień, dwa, na trzy miesiące, żeby wszystko przywrócić do porządku. Ci ludzie na to nie zasługują. Tak samo jak my nie zasługiwaliśmy na nieszczęście, które do nas przyszło.
– Potrzebowaliśmy wielkiej pomocy, kiedy zaczęła się wojna – mówi Ruslan Makarytskij. – Widzieliśmy, ile jej dostaliśmy. To było dla nas bardzo ważne. Człowiek chce się odwdzięczyć. Kiedy zaproponowano nam udział w tym wyjeździe, od razu się zgodziłem. Dwie starsze córki też pojechały. Wszyscy, których znam i mieli taką możliwość, pojechali. Kto nie miał takiej możliwości, prosił, żebyśmy zabrali ludzi ze sobą. Tak zrobiliśmy. Pojechała z nami część osób z innej dzielnicy.
CZYTAJ: Dolnośląskie: szacunkowe straty po powodzi to minimum 5 mld zł [ZDJĘCIA]
– Było bardzo dużo ludzi. Większość to Polacy. Trudno opisać słowami skalę pomocy – opowiada Jana Czepel. – Kiedy przyjechałam do Polski, było podobnie. Ludzie stali na granicy z rzeczami, produktami. Była noc, było zimno, ale mimo wszystko ludzie starali się podawać jedzenie, ciepłą herbatę, ubrania, środki higieniczne. To wzruszające. Kiedy dowiedziałam się, że jest wyjazd na zalane tereny, pierwsze, co pomyślałam, to, że chcę tam pojechać. Czuję, że jestem tam potrzebna i mam nadzieję, że pojedziemy tam jeszcze raz.
– Chciałem po prostu pomóc – nie mogę tego inaczej opisać – mówi Sehij Nożnyj. – Dostałem dużo wsparcia i wiem, że wiele osób z mojego otoczenia, które ucierpiały z powodu wojny, także zostało w Polsce serdecznie przyjęte. Wiele z nich przyjechało do Polski, nie mając nic. Zaczynali swoje życie od zera. Wiedziałem, jak ciężkie to jest, dlatego zdecydowałem się tam pojechać i pomóc.
Taką grupę udało się zorganizować wspólnie z biurem UNHCR w Lublinie. Łącznie w Kotlinie Kłodzkiej przebywało 14 ukraińskich wolontariuszy.
InYa / opr. WM