Psychiczne i fizyczne tortury, brak pożywienia oraz brak kontaktu z bliskimi – tak wygląda los większości ukraińskich jeńców wojennych. Były żołnierz Sił Zbrojnych Ukrainy w rosyjskiej niewoli spędził 10 miesięcy. Po powrocie do Ukrainy trafił na leczenie do Izraela.
Reporterce Radia Lublin udało się porozmawiać z wojskowym o tym, czego doświadczył w rosyjskiej niewoli.
– Ciężkie pracę trzeba było wykonywać tylko w batalionie karnym. Trzeba było nosić piasek i stawiać namioty dla nowych jeńców wojennych. Natomiast w areszcie śledczym zabronione było w ogóle cokolwiek robić, nawet rękoma pleść nitki, by zająć sobie czas. A już w samej kolonii w Tule zabronione było w ogóle się ruszać. Jeśli ktoś wykazywał jakąś inicjatywę, choćby tylko poruszając oczami lub robiąc coś palcami, jak np. rozciąganie się, gdy stało się przez 18 godzin bez ruchu, to od razu torturowano wszystkich z tej celi. Graliśmy rolę trawy. Po prostu stoisz i nie ruszasz się – opowiada Oleksi Anula.
A jak wyglądały fizyczne tortury?
– W batalionie karnym były prace fizyczne, marsz pod kijami, gryzły nas psy. W dalszym ciągu mam blizny na ręce i za uchem. Wyrwano mi dwa zęby, za to, że byłem w ukraińskim wojsku. Po prostu tak losowo wyciągnęli mnie z kolejki, po posiłku zabrali mnie i jeszcze jednego człowieka. Nie wiem, jaki był jego los. W ogóle nie pozwalali nam się myć. Każdej nocy klęczałem przez 6 godzin na śniegu – mówi nasz gość.
Czy Rosjanie próbowali wyciągać informacje? Odbywały się przesłuchania?
– Przesłuchania były tylko na okupowanym terytorium Ukrainy, ale one były bardzo powierzchowne. Pytali mnie czy jestem wojskowym, czy jestem uczestnikiem walk od 2014 roku. Przepytywali mnie też w areszcie śledczym w Kursku. A poza tym przez cały czas to po prostu znęcali się. Systematyczne znęcali się – wspomina Oleksi Anula.
Czy była jakaś możliwość kontaktu z bliskimi, bo według konwencji genewskiej powinna być?
– Nie było możliwości kontaktu nawet z sąsiadem z celi. Bo jak tylko zaczynasz rozmawiać, od razu pytali się: “Co ciekawego opowiadasz?” Oni wszystko widzieli na kamerach. Proszę sobie wyobrazić, że były dwa piętra, a na każdym z nich byli ludzie w oddzielnym pomieszczeniu, którzy patrzyli w monitory. A jeśli w celi jest dwie lub trzy osoby, to nas jest łatwiej obserwować. A kiedy jest nas 28, to oni widzą, co robi na przykład ktoś w trzecim rzędzie, czwarty z prawej. No i jeśli coś się nie podobało, od razu przychodziło siedem osób i zaczynało bić. Ja byłem w jednej celi z oficerem, który był mistrzem sportu w koszykówce, nas wyprowadzało 11 osób. Bo byliśmy wysokimi sportowcami. Później wsadzili nas za wzrost do izolatki – mówi Oleksi Anula.
Inni ukraińscy żołnierze byli razem z panem, czy Rosjanie usiłowali wszystkich podzielić?
– Ze mną był wojskowy, ale nie z mojej brygady. To był człowiek z Charkowa. Z nami był też separatysta z Wołnowachy, który wcześniej właściwie czekał na rosyjskie wojsko. Zabrali go do niewoli, ponieważ zapytał żołnierzy rosyjskich, gdzie można pochować swojego syna. Nadal jest w niewoli. Byli też cywile. To była taka mieszanka. Nie było różnicy, czy jesteś wojskowym, czy nie. A kiedy raz zadałem pytanie, bo już nie wytrzymywałem, za co sobie na to zasłużyłem, dostałem odpowiedź, że za to, iż się urodziłem. To potwory. Oni byli ode mnie młodsi o jakieś 10 lat. I wtedy zrozumiałem, że tam po prostu nie ma żadnych zasad. Nie ma żadnych moralnych norm. To, co mnie najbardziej uderzyło, to fakt, że tam ludzie nie poddają się. Jeśli ktoś dawał rozkaz stać do 5 rano i nie ruszać się – strażnik też stał przez całą noc, by sprawdzać wykonanie rozkazu. On nie pójdzie spać. Będzie patrzył przez wizjer, żeby sprawdzić, czy stoisz, czy kucasz. Jemu na to nie szkoda czasu. A celem ich życia jest zostać chorążym – opowiada Oleksi Anula.
A co Pan czuł tuż po uwolnieniu z niewoli?
– Nic. Ani radości, ani niczego. Nawet bałem się dużo jeść. Czułem duży wstyd, nie chciałem, żeby mnie zobaczyła żona. Nie wiedziałem, czy chcę się z nią spotkać, czy nie. Później jeden z wojskowych w szpitalu zaproponował, żebym do niej zadzwonił i wtedy się spotkaliśmy. Kiedy bliscy przyjechali i ich zobaczyłem, wtedy nogi odmówiły mi posłuszeństwa. I tyle. Potem zabrali mnie na amputację nóg. Leżałem i zastanawiałem się, jaki jest sens takiego życia… – wspomina Oleksi Anula.
Lekarzom udało się uratować nogi żołnierza. Dziś były wojskowy Sił Zbrojnych Ukrainy Oleksi Anula prowadzi organizację charytatywną. Działa na rzecz uwolnienia ukraińskich żołnierzy z rosyjskiej niewoli.
InYa / opr. ToMa
Fot. RL