Piłkarze Motoru Lublin wygrali na własnym stadionie w „meczu przyjaźni” ze Śląskiem Wrocław 2:1. Zwycięstwo dał im strzał w ostatniej akcji Słowaka Marka Bartosa.
W pierwszej połowie przewaga należała do Motoru. Choć lublinianom nieco brakowało w pełni klarownych sytuacji, to wydawało się, że są dużo bliżej strzelenia gola. Tymczasem w 44 minucie to napastnik gości Jakub Świerczok urwał się obrońcom Motoru, w sytuacji jeden na jeden z golkiperem lublinian wykazał się zimną krwią i pewnie umieścił piłkę w siatce.
Od początku drugiej połowy Motor ruszył do ataku, ale brakowało wykończenia dogodnych sytuacji. Zmieniło się dopiero w 83 minucie, kiedy to – wprowadzony na boisko w drugiej części spotkania – Senegalczyk Christopher Simon główką dał zespołowi z Lublina remis. Dodało to skrzydeł żółto-biało-niebieskim, którzy w ostatnich minutach spotkania praktycznie zamknęli piłkarzy Śląska na własnej połowie.
Dało to wymierne rezultaty dopiero w ostatniej akcji spotkania, w 98 minucie spotkania. Wówczas to słowacki obrońca lublinian Marek Bartos precyzyjnym strzałem z rzutu wolnego dał gospodarzom zwycięstwo.
– Byłem zdecydowany. „Cegi” (pomocnik Motoru Piotr Ceglarz – red.) mi mówił, że to ja mam oddać strzał – po meczu mówił strzelec zwycięskiego gola dla lublinian Marek Bartos.
Poprzednie dwa spotkania Motoru kończyły się porażkami, więc ulgę po wygranej ze Śląskiem odczuł trener zespołu Mateusz Stolarski: – Ten bodziec był nam potrzeby. Niepotrzebnie dałem sobie „wkręcić”, że mieliśmy jakiś kryzys, bo przegrać dwa mecze z rzędu to normalna sytuacja w lidze. Ale zacząłem mieć coraz więcej zwątpienia w ten zespół. Natomiast dzisiaj wygraliśmy przekonująco, mimo że strzeliliśmy bramkę w ostatniej minucie. Ma nadzieję, że będziemy dalej się napędzać.
Dzięki wygranej Motor powiększył dorobek do 12 punktów i przesunął się na 11. miejsce w tabeli. Śląsk wciąż jest ostatni.
JK / ToMa
Fot. Iwona Burdzanowska