Jadą na zagrożone lub zniszczone przez powódź tereny i … filmują, robią zdjęcia lub pamiątkowe selfie. W Polsce rozwija się trend tzw. turystyki powodziowej.
Tzw. turystyka powodziowa trwa w najlepsze. Podczas gdy jedni walczą z żywiołem, inni odwiedzają miejsca katastrofy, wchodzą na wały przeciwpowodziowe lub zapory i nagrywają filmy czy robią pamiątkowe zdjęcia, ryzykując też przy tym własnym zdrowiem i życiem, o czym mówi sierżant sztabowy Marcin Korek ze śląskiej policji.
CZYTAJ: Strażacy z Lubelskiego wspierają walkę z powodzią [ZDJĘCIA]
– Zarówno pieszo jak i samochodami, quadami czy motocyklami. Ludzie wjeżdżają na tereny zalewowe, wały przeciwpowodziowe i inne miejsca, gdzie w każdej chwili może dojść do nagłego wtargnięcia wody. Prosimy o zachowanie bezpieczeństwa i rozsądku. Takie zachowanie często utrudnia sprawne działanie służbom, blokując np. przejazdy.
– Takie zachowania są po prostu niebezpieczne – do apelu służb dołącza też minister infrastruktury Dariusz Klimczak. – Przestrzegam wszystkich, którzy zbliżają się szczególnie do tych wałów, przez które przeszły największe wody. One są śmiertelnie niebezpieczne. Wejście na nie grozi nie tylko śmiercią, ale także uszkodzeniem tego wału. One po przejściu wielkiej wody są w niezbyt dobrym stanie. Mogą nie znieść żadnego typu obciążenia bądź innej ingerencji człowieka.
Mówiąc wprost – żywioł przyciąga gapiów.
– Tak zwani powodziowi turyści szukają silnych emocji i wrażeń – mówi socjolog dr hab. Robert Szwed z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. – Takie odwiedziny w miejscach katastrof mogą dostarczyć im silnych wrażeń, uczucia bycia świadkiem pewnej historii. Być może niektórzy chcą zrozumieć skalę tragedii. Jakoś utożsamiają się z ofiarami albo chcą wyrazić współczucie. Natomiast to może utrudniać samą akcję ratunkową. Może utrudnić czy zakłócić życie mieszkańców, utrudniać proces odbudowy.
CZYTAJ: Wojewoda lubelski w Kazimierzu Dolnym: nie ma zagrożenia powodziowego w regionie
Głos w sprawie zabiera też branża turystyczna, który potępia wspomniane zjawisko.
– Sprawdzajmy, gdzie woda spowodowała zniszczenia i jedźmy tam gdzie można – mówi dyrektor Lubelskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej, Dorota Lachowska. – Powódź jest wielką tragedią szczególnie dla mieszkańców, ale też dla przedsiębiorców. Nie powinniśmy rezygnować z wyjazdów do tych województw, bo przecież nie całe zostały dotknięte powodzią. Wcześniej należy sprawdzić, czy nie zostały one objęte stanem klęski żywiołowej. Czy tam nie przebiegała powódź, nie zostały zniszczone te tereny. Jeśli się tak stało, należy zrezygnować z tych wyjazdów. Szczególnie z tych wyjazdów, które mają na celu jedynie sprawdzenie co się stało czy zrobienie zdjęć. Może to przede wszystkim być negatywnie odebrane przez mieszkańców tych obszarów, którzy są bardzo pokrzywdzeni.
Warto wspomnieć jeszcze raz – takie wyjazdy są niebezpieczne, ale również nieetyczne – mówią mieszkańcy Lublina.
– Nie popieram. To żadna atrakcja, żeby robić zdjęcia i nagrywać filmiki. Totalnie niepotrzebne, bezcelowe. To jest wyłącznie promowanie siebie kosztem tych osób – dodają lublinianie.
CZYTAJ: Lublin: zbiórka dla powodzian przy Al. Zygmuntowskich do końca września
Lepiej więc pomóc, np. zanosząc dary dla powodzian do punktów zbiórek lub wpłacając pieniądze na specjalne konto, uruchomione choćby przez Polski Czerwony Krzyż.
Do incydentów z patoturystami dochodziło np. w Lwówku Śląskim, gdzie gapie wchodzili na teren zapory w Pilichowicach. Podobne sytuacje odnotowano między innymi w zbiorniku Racibórz Dolny czy przy tamie w Mietkowie.
Wchodzenie na objęte zakazem korzystania wały przeciwpowodziowe czy inne miejsca może grozić 500 zł mandatem.
MaTo / opr. PrzeG
Fot. PAP/Maciej Kulczyński / PAP/Krzysztof Cesarz / PAP/Michał Meissner