Kilkudziesięciu funkcjonariuszy różnych służb z regionu oraz 1200 żołnierzy WOT z lubelskich brygad uczestniczyło w akcji niesienia pomocy powodzianom. Dziś za zaangażowanie podziękował im lubelski wojewoda.
Pełnili służbę dzień w dzień
Policjanci, strażacy i psycholodzy przez wiele dni pomagali potrzebującym – wśród nich starszy sierżant Jacek Kowalski z oddziału prewencji policji w Lublinie.
– Wyjechaliśmy 18 września wieczorową porą. Wczoraj w nocy wróciliśmy. Przez cały czas pełniliśmy służbę, dzień w dzień. Pierwsze kilka dni, zanim drogi zostały udrożnione, jeździliśmy głownie po gruzowiskach, jakichś zapadliskach, drogi i mosty były pozrywane. Często trzeba było pomagać ludziom objechać, dostać się do rodziny. Wiadomo, to nie jest nic przyjemnego patrzeć na nieszczęście innego człowieka. Niektórzy ludzie potracili dobytek życia.
– Najtrudniej jest ludziom młodym i dzieciom, które przeżyły skrajnie traumatyczne doświadczenia – mówi psycholog Beata Jedlina-Bazyluk. – Ludzie opowiadali, jak byli w wodzie, gdzie prąd wody nagle się wylał i jak uciekali z tej wody, bali się, że się przewrócą. Spotkałam nawet kilka osób, które były w wodzie i mówiły, że to był tak ogromny prąd, że wiedzieli, że jak ktoś się przewróci, to już nie wstanie. Dla dzieci to najbardziej skrajne doświadczenie życiowe i pewnie najbardziej trzeba im pomóc.
CZYTAJ: Wojewoda podsumował udział lubelskich służb mundurowych w akcji pomocy dla powodzian [ZDJĘCIA]
„Miasto wyglądało jak po wybuchu bomby”
– Nasze pierwsze wrażenia były takie, że nie przyjechaliśmy na powódź, tylko miasto wyglądało jak po wybuchu bomby – opowiada starszy sierżant Jacek Kowalski. – Budynki były poniszczone, powyrywane z fundamentów, samochody były na drzewach. To była sceneria wojny. Patrolowaliśmy głównie w nocy pod kątem zabezpieczenia mienia, żeby nie zostało skradzione, by osoby postronne nie dostawały się na teren budynków, które grożą zawaleniem. Często zdarzało się też, że przeprowadzaliśmy pomoc humanitarną przez ruiny tego miasta, jakimiś objazdami, żeby mogli jak najsprawniej dojechać i dostarczyć pomoc do najbardziej potrzebujących.
– Byliśmy przygotowani pod kątem patrolowania tych terenów ze zwróceniem szczególnej uwagi na ewentualne grupy szabrownicze – mówi komisarz Grzegorz Wilk z Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji w Lublinie. – W takim rejonie jak miejscowości Malczyce, gdzie fala kulminacyjna spowodowała zalanie pojedynczych domów, dostarczaliśmy takie produkty jak woda. Dodatkowo też widzieliśmy Głogów, cofkę Odry do rzeki Czarna, która też spowodowała tam zalanie całego osiedla.
CZYTAJ: Muzycy Filharmonii Lubelskiej zagrali dla powodzian
– W takiej sytuacji nie ma prądu, nie ma internetu – wskazuje brygadier Jarosław Hamaluk, naczelnik Wydziału Operacyjnego Komendy Wojewódzkiej PSP w Lublinie. – A nasz samochód dowodzenia i łączności musi mieć internet, żeby mógł pracować, tzn. żeby mógł mieć dostęp do baz danych, bo te w tym momencie były najważniejsze. Nawet jeżeli ludzie przychodzą i tłumaczą nam, a my nie jesteśmy stamtąd, nie znamy okolicy, nie znamy miasta, to jest nam ciężko udzielić komuś pomocy, bo np. nie wiemy, gdzie skierować siły i środki. Możemy im wydrukować mapkę, podać koordynaty, ale bez internetu, bez tych rzeczy, niestety teraz nie da się już żyć. Wykorzystywaliśmy tutaj technologię Starlink, czyli po prostu łączność satelitarną. Internet z satelitów, bo niestety prądu nie było, BTS-y również nie działały.
Ważna jest pomoc psychologiczna
– Na początku jest taka pierwsza pomoc jak worki, zabezpieczanie przed wodą, zabezpieczenie podstawowego bytu, żeby gdzieś spać i jeść – mówi Beata Jedlina-Bazyluk. – Wtedy człowiek jest w działaniu. Po kilku dniach zaczynają opadać emocje i zaczynamy myśleć, co dalej. Wtedy ten stres zaczyna mocniej docierać do człowieka. Jeśli chodzi o pomoc psychologiczną, kierowaliśmy też do psychiatrów, bo na początku trzeba też czasami wspomóc człowieka farmakologicznie, żeby troszeczkę odpoczął, żeby zaczął spać. Późniejsza praca psychologiczna to praca z traumą, której ludzie doświadczyli.
– Nic przyjemnego patrzeć na ludzką krzywdę – mówi starszy sierżant Jacek Kowalski. – To zawsze gdzieś zostaje w człowieku. Co mogliśmy zrobić od siebie? Często wystarczyła rozmowa z tymi ludźmi, nasza obecność, pokazanie, że jesteśmy z nimi, wspieramy ich i nie damy im zrobić krzywdy.
CZYTAJ: Komendant główny policji: liczba śmiertelnych ofiar powodzi wzrosła do 9
Służby z naszego regionu wciąż są na terenach powodziowych, między innymi 3 specjalistyczne zespoły straży pożarnej.
TSpi / opr. WM
Fot. Piotr Michalski