Blisko 100 żołnierzy oraz policja szuka niezidentyfikowanego obiektu, który dziś (26.08) rano wleciał na terytorium Polski od strony Ukrainy. Obiekt na radarach pojawił się około godziny 6.00 i zniknął w gminie Tyszowce w powiecie tomaszowskim.
– Wykluczamy, aby była to rakieta – mówi rzecznik prasowy Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, podpułkownik Jacek Goryszewski. – Nasze środki radiolokacyjne zaobserwowały naruszenie granicy przez niezidentyfikowany obiekt powietrzny. Przez cały czas był on obserwowany. Dowódca podjął decyzję, żeby go zidentyfikować, aby wykluczyć, czy to nie jest obiekt cywilny. Niestety ze względu na warunki pogodowe nie udało się zidentyfikować tego obiektu, aż do zgubienia sygnału przez nasze środki radiolokacyjne. Zakładamy, że mógł być to bezzałogowy statek powietrzny.
Podpułkownik Jacek Goryszewski powiedział, że dowódca operacji był gotów wydać zgodę na zestrzelenie obiektu. Nie doszło do tego, ponieważ – zgodnie z prawem – wymagana jest tak zwana “identyfikacja wizualna”. Oznacza to, że wojsko – w czasie pokoju – musi mieć pewność, że nie strzela np. cywilnej jednostki.
W poszukiwaniach na ternie gminy Tyszowce biorą udział wojska operacyjne przy wsparciu Naziemnych Zespołów Poszukiwawczo-Ratowniczych WOT. W działaniach bierze udział ponad 100-osobowa grupa z 19 Nadbużańskiej Brygady Obrony Terytorialnej, a także około 30 żołnierzy 2 Lubelskiej Brygady Obrony Terytorialnej. W poszukiwaniach uczestniczą też wojskowe śmigłowce.
– Zarówno trajektoria, jak i prędkość lotu oraz pułap, na jakim poruszał się ten obiekt, wskazują, że najprawdopodobniej był to bezzałogowiec. Na pewno nie była to rakieta. Jeżeli ktoś widział taki obiekt bądź też go znajdzie prosimy, żeby to zgłosić do odpowiednich służb, na przykład policji, która na miejscu pomaga żołnierzom w tych poszukiwaniach. Odradzam dotykanie tego obiektu, bo nie jesteśmy pewni w 100%, co to mogło być i czy nie stanowi zagrożenia – dodaje podpułkownik Jacek Goryszewski.
Nie ma stuprocentowej pewności, że obiekt, który naruszył przestrzeń powietrzną Polski, znajduje się nadal w kraju. Wojsko nie wyklucza, że obiekt mógł zawrócić i opuścić terytorium Polski.
Rosyjski atak na Ukrainę
Piętnaście obwodów Ukrainy znalazło się w poniedziałek rano pod zmasowanym ostrzałem rakietowym Rosji. Wśród zaatakowanych obwodów są również regiony leżące przy granicy z Polską.
CZYTAJ: Rosjanie atakują zachodnią Ukrainę. NATO poderwało dyżurne myśliwce
“Mamy prawdopodobnie do czynienia z wlotem obiektu na terytorium Polski. Obiekt był potwierdzony radiolokacyjnie przez co najmniej trzy stacje radiolokacyjne” – poinformował z kolei Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. Maciej Klisz..
Zapewnił, że obiekt był “w pełnej kontroli, w pełnym nadzorze” i był gotowy do jego zestrzelenia. W tej sprawie był w kontakcie z ministrem obrony narodowej, wicepremierem Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, jak i szefem Sztabu Generalnego WP gen. Wiesławem Kukułą.
Gen. Klisz przekazał, że obiekt przekroczył granicę Polski o godz. 6.43 czasu polskiego na wysokości ukraińskiego miasta Czerwonogród. Jak mówił, to miejsce było już atakowane kilkakrotnie przez stronę rosyjską, ze względu na znajdującą się tam elektrownię.
“Obiekt zaniknął po około 25 km na terytorium Polski. Ze względu na warunki atmosferyczne nie byłem w stanie wydać komendy do jego zwalczania, ze względu na brak spełnienia procedur, czyli tzw. wizualnego potwierdzenia zniszczenia obiektu. Obiekt zaniknął z systemów radiolokacyjnych. Obiekt nie został potwierdzony ani przez samoloty sojusznicze, ani polskie, jak również obiekt nie został potwierdzony przez śmigłowce wizualnie” – poinformował.
Gen. Klisz podał, że obiekt prawdopodobnie cały czas znajduje się na terytorium Polski, choć nie wykluczył też, że obiekt opuścił nasze terytorium. “Uruchomiłem akcję poszukiwawczą obiektu” – poinformował.
MaTo / PAP/ IAR / opr. ToMa
Fot. PAP/Piotr Nowak