Mają promować województwo lubelskie i osobiście poznać wyspę, o której opowiadają turystom – pracownicy Muzeum Badań Polarnych w Puławach popłyną na Spitsbergen. To wyjazd szkoleniowy, który ma sprawić, by informacje przekazywane przez jedyne takie muzeum w Polsce były jeszcze bardziej wiarygodne.
CZYTAJ: Cenne fotografie trafiły do kolekcji Muzeum Badań Polarnych w Puławach
– Chodzi też o kwestie promocyjne – mówi członek Zarządu Województwa Lubelskiego, Marcin Szewczak. – To szansa, żeby o naszym muzeum i działaniach, które są w nim realizowane, usłyszała nie tylko Polska, ale również Europa i cały świat. Województwo lubelskie będzie promowane w miejscach, do których turyści – również z Polski – licznie się udają.
Przed nimi „chrzest polarny”
– Największym przeżyciem – poza samym Spitsbergenem – będzie rejs, podczas którego czeka nas prawdopodobnie niestety „chrzest polarny”. Organizowany jest on w trakcie przepływania przez koło polarne północne – wyjaśnia dr Andrzej Pawłowski, adiunkt w Muzeum Badań Polarnych w Puławach. – Ci, którzy po raz przepływają przez równik, przechodzą „chrzest równikowy”. Podobnie jest w przypadku koła podbiegunowego. To cały ceremoniał z różnymi wydarzeniami, nie zawsze przyjemnymi. Ale później jest dużo radości.
– Ten „chrzest polarny” jest taki jak „chrzest” na kolonii, tylko chyba są jeszcze większe „tortury”. Liczę więc na to, że go nie będzie – śmieje się Karolina Wręga, specjalista do spraw edukacji i promocji w Muzeum Badań Polarnych w Puławach. – Ta podróż to na pewno będzie coś wspaniałego. Zrobiliśmy nawet taką „wykreślankę”: „30 dni do wyjazdu na Spitsbergen”. I co rano jest kłótnia, kto tym razem wykreśli dzień. Zostało już tylko 5 dni do wyjazdu.
Uwaga na niedźwiedzie!
– Na Spitsbergenie byłem już 12 razy, przepracowałem tam w sumie 5 lat – informuje dr Jerzy Giżejewski, geolog z Instytutu Geofizyki Polskiej Akademii Nauk. – Spitsbergen jest piękny i fascynujący, ale bywa też groźny.
– Pod opieką pana Jerzego Giżejewskiego planujemy wyjście na jeden z lodowców. Warto pamiętać, że po Spitsbergenie – poza osadami – nie można poruszać się indywidualnie. Dodatkowo jedna osoba musi mieć broń dla odstraszenia niedźwiedzi polarnych – opowiada dr Andrzej Pawłowski. – W naszym muzeum na wystawie Katarzyny Strześniewskiej mamy też taki znak „Gjelder hele Svalbard” z sylwetką niedźwiedzia. Czyli ostrzeżenie przed tymi zwierzętami obowiązuje na terenie całego Spitsbergenu. A gablocie obok mamy jeden z darów przekazanych przez prof. Jana Rodzika z UMCS-u – puszkę pogryzioną przez niedźwiedzia polarnego, którą znalazł przy chatce traperskiej w zatoce Hornsund (południowo-zachodni Spitsbergen).
– Na pewno superdoświadczeniem będzie odwiedzenie Polskiej Stacji Polarnej Hornsund im. Stanisława Siedleckiego – stwierdza Karolina Wręga. – Chciałabym zobaczyć zwierzęta polarne, bo czyta się o nich, ogląda zdjęcia, a na żywo się tych zwierząt nie widziało. Może uda się zobaczyć niedźwiedzia polarnego, ale prędzej renifery, bo częściej się pojawiają. Mocno liczę też na psy husky, które podobno tam są w dużej liczbie.
„W Spitsbergenie można się zakochać”
– Będzie to też wyprawa śladami moich mistrzów, czyli promotora mojej prac magisterskiej prof. Kazimierza Pękali, który zakładał stację UMCS na Spitsbergenie w Calypsobyen. Będzie okazja, żeby odwiedzić miejsca, którymi oni wędrowali – stwierdza dr Andrzej Pawłowski.
– W Spitsbergenie można się zakochać. Jak też się zakochałem. Nazywamy to gorączką polarną. Jej objawy łagodzi się, wyjeżdżając tam po raz kolejny – dodaje dr Jerzy Giżejewski.
Zobaczymy czy na taką gorączkę zapadną także pracownicy Muzeum Badań Polarnych. Dwutygodniowa wyprawa rozpocznie się w przyszły wtorek (20.08) i potrwa ponad dwa tygodnie.
Muzeum Badań Polarnych zostało powołane w maju 2020-tego roku. Jest to jedyne tego typu muzeum w Polsce. Prowadzą go wspólnie: Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz samorząd województwa lubelskiego.
ŁuG / LilKa / opr. ToMa
Fot. Krzysztof Radzki