Pieniądze, zastraszanie, challenge – jak Rosja werbuje w internecie sabotażystów

hacker 6512174 1280 1 2024 07 17 214636

Cztery wojskowe pickupy spłonęły w ostatnich dniach w różnych nieobjętych działaniami wojennymi częściach Ukrainy – we Lwowie, Równem, Odessie i Aleksandrii. W tym ostatnim przypadku sprawczynią okazała się 28-letnia bezrobotna Ukrainka, działająca na zlecenie rosyjskiej FSB.

CZYTAJ: Lublin: ruszył proces dwóch oskarżonych o szpiegostwo na rzecz Rosji

Sabotaż za tysiąc złotych

Zlecenie na podpalenie pojazdu i lokalnego biura rekrutacyjnego miała otrzymać na Telegramie od rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Za oba akty sabotażu zaoferowano jej odpowiednio 10 i 50 tys. hrywien, czyli niespełna tysiąc i pięć tysięcy złotych.

Jak podał ukraiński serwis Strana, funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa Ukrainy zauważają, że od pewnego czasu za pośrednictwem platform społecznościowych takich jak Telegram czy zakazany na Ukrainie VKontaktie, a także poprzez darknet i gry online rosyjskie służby próbują werbować Ukraińców, głównie nastolatków, do przeprowadzania aktów sabotażu. Używają do tego zastraszania lub innych technik psychologicznych, a także przekupstwa. Czasem skuteczne okazuje się wciągnięcie młodych ludzi w wielostopniowe wyzwanie. To zaczyna się np. od napisania na elewacji budynku antyukraińskiego hasła, następnym krokiem może być sprowokowanie do szarpaniny funkcjonariusza regionalnego biura rekrutacyjnego (TCC), a kolejnym – zrobienie użytku z koktajlu Mołotowa.

Ważna jest propaganda

Działania te nie mają na celu ograniczenia zdolności obronnych Ukrainy, ważny jest ich wymiar wizerunkowo-propagandowy. Jak tłumaczyła serwisowi Suspilne Julia Tkacz, rzeczniczka władz obwodu kirowohradzkiego po aresztowaniu kobiety, która spaliła wojskowy samochód, tego rodzaju operacje mają na celu pokazanie, że na Ukrainie działa antyukraińskie podziemie. Mają też dostarczyć rosyjskiej propagandzie dowody w formie filmików na brutalność i arbitralne działanie regionalnych biur rekrutacyjnych, czym zalewane są media społecznościowe zwłaszcza na Ukrainie, ale również w Rosji i na Zachodzie.

– Werbują Ukraińców, oferując nagrodę pieniężną za podpalanie samochodów, budynków TCC lub po prostu sił zbrojnych. A następnie wykorzystują i rozpowszechniają w internecie filmy wideo z dowodami tych podpaleń. Twierdzą przy tym, że celem Ukraińców podejmujących te działania jest wywołanie chaosu wewnętrznego w kraju, czyli doprowadzenie zamieszek czy wojny domowej – tłumaczy Julia Tkacz.

Z ustaleń dziennikarzy serwisu Ważnyje Istorii wynika, że na początku czerwca na jednym z największych rosyjskojęzycznych portali darknetowych jednocześnie pojawiło się czterech klientów poszukujących wykonawców do podpalenia pojazdów wojskowych na Ukrainie. Oferują równowartość od 1500 do 2000 dolarów za podpalenie samochodów ukraińskich sił bezpieczeństwa i TCC we Lwowie, Kijowie, Dnieprze, Odessie oraz innych miastach. Zgłoszenia zamieszczane są w języku rosyjskim, a ich autorzy nie byli aktywni w innych sekcjach serwisu i zarejestrowali się tuż przed publikacją ogłoszeń. Z wykonawcami zleceń kontaktują się za pomocą szyfrowanych komunikatorów lub Telegrama. Jeden z nich deklaruje, że jego oferta wynika z pobudek pacyfistycznych.

Rosjanie działają też w innych państwach

Podobny proceder, choć na nieporównywalnie skromniejszą skalę, odbywa się również w innych państwach. To właśnie za pomocą tej platformy rosyjski klient nawiązał współpracę z 26-letnim Kolumbijczykiem, który 13 czerwca podpalił autobusy stojące w zajezdni na praskim Kliczowie.

Do skutku nie doszedł natomiast atak na dużo bardziej ambitny cel – amerykańską bazę wojskową w niemieckim mieście Grafenwoehr, w której szkolą się ukraińskie załogi czołgów M1A1 Abrams. W październiku ubiegłego roku w czasie fotografowania tego obiektu złapano urodzonego w Rosji i walczącego wcześniej w szeregach separatystów samozwańczej Ługańskiej Republice Ludowej 39-letniego Dietera Schmidta, który również za pośrednictwem komunikatora przyjął zlecenie na realizację aktu terroru, a przynajmniej sabotażu.

RL / PAP / opr. ToMa

Fot. pixabay.com

Exit mobile version