Co, jeśli wszystko, w co wierzyliśmy od początku nie jest prawdziwe? – pyta jeden bohater drugiego bohatera w ostatnim tomie ezoterycznych Niewidzialnych (wyd. Egmont Polska). Odpowiedź nie pada, bo nie musi. Jesteśmy wewnątrz komiksu, w którym szarżują dziwne stwory, podróże w czasie są jak najbardziej możliwe, a kosmici istnieją i mają się dobrze. Jeśli wierzyliśmy w to wszystko podczas lektury komiksu, a autor mówi nam, że to nie jest prawdziwe, to w porządku, przecież jesteśmy świadomi tego, że na te ileśset stron weszliśmy do fikcyjnego świata. Ale co, jeśli chodziło mu o świat realny. O prawdziwe życie, związki, cykl życia człowieka, miłości i przyjaźnie. Co, jeśli to wszystko ściema?
CZYTAJ: Komiksowa wariacka poezja. Amerykański krzyk brytyjskiego mistrza
W tym kontekście Niewidzialni są rzeczywiście aktualizacją naszego oprogramowania, otwierającą oczy niedowiarkom i twardo krzyczą, że żyjemy w świecie, w którym symbol jest ważniejszy niż rzeczywistość, a jadłospis budzi większy apetyt niż sam posiłek. Na przestrzeni czterech tomów Grant Morrison w Niewidzialnych żonglował klimatami – od dość prostej opowieści o wybrańcu i rozpoczynanej przez niego misji, poprzez horror, cybernetyczny thriller, teologiczny dreszczowiec i anarchistyczny dadaizm, aż po poszatkowany powrót do przeszłości i superkwaśny dyskurs filozoficzny. Dźwigając na swoich barkach tak dużo, narażał się na przedawkowanie emocji i udzielenie się tegoż przedawkowania czytelnikom, którzy sporo obiecywali sobie po zakończeniu niewidzialnej sagi. Ale czy zakończenie jest najważniejsze? Przecież po przewróceniu ostatniej kartki, komiks żyje sobie dalej, w naszych głowach i w głowach autorów, rozrastając się, powracając do korzeni, czy po prostu istniejąc.
Mimo tego finał nie zawodzi – nie dość, że scenarzysta zgromadził tu pokaźną grupkę rysowników, z którymi współpracował przez lata, to jeszcze elegancko zamknął temat jednym zdaniem, słowem, a może nawet znakiem interpunkcyjnym. Tak to się powinno robić, jeśli jest się Grantem Morrisonem i tworzy się swoje opus magnum.
Na okładkę tego tomu został wybrany jedyny słuszny rysunek Briana Bollanda – jest to rysunek do czytania, rysunek, na którym dzieje się mnóstwo. Wewnątrz zaś jest kilka obowiązkowych powrotów, na czele ze Steve’em Yeowellem i Seanem Phillipsem, jedną ze stron szkicuje sam Morrison, zaś potężny epizod w finale zalicza Frank Quitely. Rozrzut stylistyczny równie duży, co tematyczny, a więc wszystko się zgadza. Niewidzialni, jeden z najlepszych komiksów opublikowanych przez oficynę Vertigo, nareszcie po polsku i w całości. Czytać, słuchać, interpretować, doświadczać. Po wielokroć.
DySzcz
Fot. materiał wydawcy