„Prosto w twarz” – rozmowa z Mdou Moctarem i Mikey’em Coltunem

20230730 matadorrecords mdoumoctar ebruyildiz 332 300dpi 2024 05 08 114747

Jego kompozycje poruszają serca, a świdrujący, przesterowany jęk wysłużonego Fendera Stratocastera wzywa do działania. Mdou Moctar, Tuareski gitarzysta-wirtuoz właśnie wypuścił album „Funeral For Justice”, który jest zdecydowanie najbardziej bezpośrednim i bezkompromisowym dziełem w jego dyskografii. Grupa Moctara przygotowuje się obecnie w Nowym Jorku do światowego tournee, ale muzycy znaleźli chwilę żeby porozmawiać ze mną min. o przesłaniu jakie stoi za wstrząsającym tytułem płyty „Pogrzeb Sprawiedliwości” oraz o tym, jak wygląda szara codzienność Afrykańskich artystów. Na moje pytania odpowiadali sam Mdou Moctar oraz basista i producent, Mikey Coltun. 

Posłuchaj wywiadu:

 

Pierwszą rzeczą o której chciałem porozmawiać, to tytuł Waszej nowej płyty. Już krążek, “Afrique Victime” wydawał mi się mocny w swojej wymowie, ale “Funeral For Justice” – Pogrzeb Sprawiedliwości – wydaje się być jeszcze mocniejszy, bardziej bezpośredni, wręcz wstrząsający. 

Mdou Moctar: Tak, jeśli chodzi o tytuł to masz w zupełności rację. Otoczenie jest czymś co daje naszemu zespołowi pewną inspirację do komponowania. Jesteśmy artystami, którzy lubią usiąść wspólnie, napić się herbaty i coś razem stworzyć. Polityka to również rzecz inspirująca, śledzimy wszystkie wydarzenia które rozgrywają się wokół nas i to jest właśnie to o czym piszemy. Od czasu kiedy wydaliśmy “Afrique Victime” sprawy nabrały jeszcze gorszego obrotu, rozrosły się na zdecydowanie większą skalę. Wydaje mi się że kolonizatorzy poczuli chyba presję, uświadomili sobie że faktycznie możemy być wolni, że możemy się od nich uwolnić. Zaczęły się więc manipulacje, deportacje. Tak naprawdę dzieci kolonizatorów jedynie zmodernizowali kolonializm – wciąż czujemy się jak niewolnicy, jesteśmy ich nowoczesną wersją. Bardzo chcemy przekazać tę informację, przede wszystkim dla ludzi Afryki którzy są przecież ofiarami tych wszystkich zbrodni. Mamy jednak też na względzie wszystkie te ludobójstwa które dzieją się na naszych oczach w różnych zakątkach świata – jak to możliwe że nie spotykają się z żadną reakcją?! Ludzie niby śledzą newsy, ale mam wrażenie że ich nie rozumieją. Chcemy im pokazać, że na świecie nie ma sprawiedliwości. Chcemy im to uświadomić, a żeby to zrobić, musimy być bardzo klarowni w tym co mówimy, bezpośredni. Masz poczucie że istnieje jakaś sprawiedliwość? To niestety jedynie manipulacja.    

Na okładce ponownie widnieje Wasz symbol – czarno-biały ptak. Domyślam się, że jest to ważny element Waszej muzycznej tożsamości i jego rola nie jest przypadkowa?

Mdou: Ptak który widnieje na okładce, to ptak który żyje na pustyni: kruk pustynny. Jeśli przyjrzysz się roli kruka w starożytnych legendach i podaniach, to jest to ptak który odpowiada na pytania. I my, jako zespół, również udzielamy odpowiedzi. Druga rzecz to to, że kruki to bardzo dynamiczny gatunek, znany ze swojej cierpliwości, może podróżować setki kilometrów bez żadnego odpoczynku. Tak jak my kiedy jedziemy w długie tournee i dajemy z siebie mnóstwo energii. Na naszej okładce kruk jest dwukolorowy: biało-czarny. To znak walki z rasizmem. Natomiast dla mnie ma to również odniesienie do turbanu który nosiłem na początku swojej kariery. Ogółem turbany są bardzo piękne, wielokolorowe, ale ja wybrałem właśnie czarno-biały, na znak walki z rasizmem. Wiesz, kiedy kolorowi ludzie staną razem obok siebie, mogą stworzyć coś pięknego – chciałbym, aby ludzie właśnie w ten sposób postępowali. Nawet wśród Tuaregów są osoby, które mają różne odcienie skóry – jedni są bardziej czarni, inni mają znacznie jaśniejszą karnację i nawet wśród nich zdarzają się jakieś nieporozumienia na tym tle. A ja chcę im powiedzieć, że my, Tuaredzy jesteśmy jednością, tak jak i wszyscy ludzie na całym świecie. Nie powinniśmy patrzeć na skórę czy ciało, ale pracować razem by znaleźć rozwiązania, które wpłyną i poprawią jakość naszego życia. Tak właśnie należałoby interpretować kruka z naszej okładki. 

Pierwszym singlem który zdecydowaliście się wypuścić, był numer tytułowy. To chyba najszybszy kawałek w Waszej historii! Mam też wrażenie, że bliżej mu do punk rocka niżeli do tradycyjnego rocka czy bluesa….

Mdou: Obawiam się, że nie powiem Ci wiele o punk rocku, bo nigdy nie studiowałem muzyki jako takiej, więc nie bardzo orientuje się w tych wszystkich stylach i tym co jest charakterystyczne dla danego gatunku. Ale tak, masz rację, to niebywale szybki kawałek.

Mikey Coltun: Druga rzecz jest taka, że gdy idziesz na wesele w Agadezie, to widzisz że kapele weselne zwykle grają wszystko dziesięć razy szybciej. Ale Mdou Moctar robi to 100 razy szybciej! Wkładamy w tę muzykę mnóstwo energii a przy okazji wpadamy w pewnego rodzaju trans. Kiedy mamy do dyspozycji system nagłośnieniowy, musi być on ustawiony super głośno, tak aby muzyka była jeszcze bardziej intensywna. To bardzo ważne, bo przesłanie naszych piosenek jest bardzo mocne, polityczne, prosto w twarz. To nie jest coś co może być przekazane “z ręki do ręki”, to musi iść ze sobą razem, mocna muzyka, mocne słowa.

W ogóle mam takie odczucie, że Wasz band ma w sobie sporo z punka – może nie bezpośrednio muzycznie, ale bardziej ideologicznie. Wasz sprzęt jest raczej minimalistyczny, muzyka mocna i surowa a teksty dosadne i buntownicze. 

Mikey: Ja się z tym zdecydowanie zgadzam. Ok, Mdou nie zna zna pojęcia “punk”, ale ja wychowywałem się na punk rocku, można powiedzieć że dorastałem na tej scenie w Waszyngtonie, więc tak, w kontekście tego co mówisz, faktycznie to wszystkie jest dość podobne. Teksty są mocno polityczne, muzyka jest szybka, dość surowa, nie używamy metronomu więc tempo przyspiesza, wszystko jest agresywne, więc tak, z mojej perspektywy to oczywiste, że jest to niejako połączone z punk rockiem. Wynika to niejako z rebelianckiej natury Tuaregów jako nacji.  

Kiedy słuchałem Waszych nowych utworów po raz pierwszy, miałem wrażenie że kilka riffów czy surowych wersji danych numerów słyszałem już w 2022 roku kiedy graliście na OFF Festival w Katowicach. Zastanawia mnie w jaki sposób tworzycie nowe numery? Robicie je w trasie, podczas wspólnych jamów a potem polerujecie w studio? Opowiecie mi jak powstawały kawałki na “Funeral For Justice”? 

Mikey: Pracowaliśmy nad tymi kawałkami przez jakieś dwa, trzy lata. W zasadzie podczas każdego tournee w jakie jedziemy, pracujemy nad nowymi utworami. Nigdy nie mamy gotowej setlisty, nie rozmawiamy o muzyce jako takiej, po prostu ją gramy. Z tych długich form zwykle wykrajamy jakieś fragmenty, potem dzień w dzień nad nimi pracujemy, próbujemy je. Osobiście jako producent, nie lubię narzucać z góry pewnych form. Nigdy nie mówię: ok, ten numer musi zmieścić się w 5 minutach. Raczej jest to coś w stylu: ok, po prostu grajmy, 20 minut, godzinę a potem coś z tego się wykroi. Kształt temu wszystkiemu nadają potem teksty Mdou, który podróżując po świecie wiele widzi, obserwuje, opisuje. Widzi, że te rzeczy które dzieją się konkretnie w Afryce, mogą dotyczyć też każdego innego miejsca na ziemi, że to problem globalny i możemy o tym powiedzieć nieco więcej.

fot. Mdou Moctar z autorem.

 

Mdou: Wiesz, skoro gramy razem, to musimy sobie też nawzajem ufać. W gruncie rzeczy kiedy komponujemy, nie napotykamy zbyt wielu trudności. Zwykle kiedy przynoszę nowe dźwięki, nie muszę tłumaczyć Ahmoudou, Souleymane’owi czy Mikiemu co powinni wtedy zagrać. Kiedy coś im zagram, oni tego najpierw słuchają, a potem momentalnie “nurkują” w te dźwięki i grają ze mną. Ten rodzaj porozumienia, zaufania, to siła tego zespołu. Jeszcze chyba nigdy nie zdarzyło się tak, żebyśmy pojechali w tour i nie przywieźli z niego dwóch czy trzech nowych kawałków lub aranżacji. Oczywiście potem potrzebujemy trochę więcej czasu żeby to wszystko złożyć w całość, ograć, tak żeby piosenka stała się czymś wyjątkowym. Niemniej jednak nie mamy żadnych problemów z komponowaniem i muszę przyznać, że czuję się mega dumny z tego, że gram w tym zespole i wydaje mi się że każdy jest zadowolony z systemu pracy jaki w nim obowiązuje, zwłaszcza że czujemy się tu po prostu jak rodzina.       

Chciałem Was zapytać również o drugi singel z najnowszej płyty, czyli “Imouhar”. To z kolei dość ciężki, riffowy numer…

Mdou: Tak, myślę że “Imouhar” to naprawdę mocny kawałek. Jest swego rodzaju zawołaniem do młodych ludzi, które ma im uświadomić że nie ma nic ważniejszego, niż ich własny język. Kolonizatorzy oszukują nas, że ich język to ten którego powinieneś używać w domu. Młodzi ludzie przez to cierpią, bo tak naprawdę nie jesteś w stanie tego wszystkiego pojąć kiedy jesteś młody. Rzeczy pokroju: jeśli nie mówisz po francusku, to nie otrzymasz dyplomu w szkole – przecież to absurd, wszyscy dostaliśmy dyplomy wcześniej bez problemu, więc o co chodzi?! Francuski został mianowany językiem urzędowym który zdominował język natywny. To co chcemy powiedzieć młodym ludziom to: hej, obudźcie się! Obawiamy się że już teraz jest coraz mniej pism w naszym języku Tifinar, coraz mniej się go używa, więc jeśli to będzie postępować, to również język mówiony w pewnym momencie zaniknie. Więc czujemy się zobligowani do tego, żeby powiedzieć coś do młodych ludzi, za pomocą mocnej muzyki zainteresować ich tym wątkiem, ośmielić ich do tego aby używali swojego korzennego języka. Takie jest nasze przesłanie. 

Jednym z najmocniejszych numerów na płycie wydaje się być “Oh France”. Prócz tego że jest bardzo energetyczny w warstwie muzycznej, wydaje mi się że jest również bardzo mocny jeśli chodzi o swoje przesłanie, ma taką charakterystyczną, gęstą atmosferę. Nawet jeśli nie do końca rozumiem słowa, jestem pewien że śpiewacie o czymś bardzo dla Was istotnym. 

Mdou: “Oh France” to chyba najtrudniejszy kawałek na płycie. Po pierwsze, używam tam nieco innych skal. Po drugie, ten numer to jeden z powodów dla których cała płyta “Funeral For Justice” jest tak bardzo bezpośrednia. Osobiście, nigdy wcześniej nie zrobiłem czegoś podobnego jak ten numer. Wiesz, słucham różnych muzyków, tego co mają do powiedzenia. Zwykle ich muzyka nie jest kierowana w konkretnego odbiorcę, jej przekaz jest ogólny. Ale ten album przemawia prosto do Francji i do jej kompleksów. Mówimy o tym, że ta cała tak zwana miłość i przyjaźń to tak naprawdę manipulacja i wcale jej nie chcemy. Nie chcemy takich przyjaciół ani przywódców. Ta przyjaźń która jest nam rzekomo okazywana, nie jest prawdziwa. Wolelibyśmy bezpośredniego wroga niż tego rodzaju przyjaciela. Ta przyjaźń jest jak wąż, który może i wygląda przepięknie, ale jest jadowity. Tak więc ten utwór mówi jak to tak naprawdę wygląda i jak czujemy się pod Francuskim zaborem. Bardzo bezpośredni numer. 

Mikey, w Waszym zespole Ty jako jedyny nie jesteś afrykańskiej narodowości. Zastanawiam się jak bardzo musiałeś się zaadaptować do tego specyficznego stylu i vibe’u muzyki Mdou, która przecież w wielu punktach jest kompletnie odmienna od powszechnie rozumianego rocka ze Stanów Zjednoczonych czy Europy.


Mikey: Tak naprawdę dorastałem grając muzykę zachodniej Afryki, na przykład tej z Mali. Kocham malijską muzykę ale oczywiście jest spora różnica między takim klimatem a muzyką eksperymentalną czy punk rockową. Muzyka malijska ma piękne progresje akordów, jest naprawdę wspaniała. Kiedy usłyszałem muzykę Tuaregów, muzykę z Nigeru, zauważyłem że ma wiele punktów stycznych, jest na swój sposób podobna i mogę podążać tą ścieżką. W tym samym czasie grałem z malijczykami, grałem też z Janka Nabaye pochodzącym z Sierra Leone, który również grał dość szybką muzykę zakorzenioną w tradycji szamańskiej. Naprawdę polubiłem ten klimat, był bardzo transowy, bardzo wojenny, że tak powiem. Spędziłem dużo czasu na zachodzie Afryki, ucząc się o tamtejszych zwyczajach i kulturze. Pamiętam moją pierwszą podróż do Nigeru z Mdou w 2017 roku, kiedy graliśmy trzy wesela jednego dnia. To był niezły trening i wiele się wtedy nauczyłem, ale też mogłem dać sporo od siebie co było dla mnie niezwykle ważne. 

Mdou, w internecie popularna stała się historia która mówi, że zbudowałeś swoją pierwszą gitarę z kilku desek a jako strun użyłeś linek od roweru. Ja natomiast chciałem zapytać Cię, czy pamiętasz jeszcze swoją pierwszą, prawdziwą gitarę? 

Mdou: Odpowiadałem na pytanie o mojej pierwszej, skonstruowanej przez siebie gitarze miliardy razy, więc wybacz że nie będę teraz rozwijał tego tematu bo zwyczajnie jestem już zmęczony opowiadaniem tej historii. Natomiast jeśli chodzi o moją pierwszą prawdziwą gitarę, to cóż, na pewno była to gitara akustyczna, nie do końca pamiętam jakiej marki, ale wydaje mi się że nazywała się “Best”. Była to niezła gitara, dzięki której w końcu mogłem naprawdę zacząć grać! 

Poprzednia płyta, “Afrique Victime” pozwoliła Waszemu zespołowi zaistnieć na scenie międzynarodowej. Zastanawiam się jakie nadzieje wiążecie z wydaniem “Funeral For Justice”?  

Mdou: Nigdy nie wiesz co przyniesie przyszłość. Nie jesteśmy bandem który marzy o wielkich festiwalach, to nie jest coś co nas napędza. To na czym nam zależy, to dawanie uśmiechu i radości ludziom oraz na tym, aby zrozumieli co tak naprawdę nam się właśnie przydarza. Oczywiście uwielbiamy grać na festiwalach i jesteśmy bardzo szczęśliwi kiedy dostajemy różnorakie zaproszenia, ale jeśli nie dostaniemy żadnego – ok, nie będziemy się jakoś mocno tym zamartwiać. Nie przywiązujemy zbyt wielkiej wagi do tego ile osób nas ogląda, póki widzimy że dajemy im radość. Druga rzecz to to, że chcemy aby ludzie naprawdę zrozumieli co dzieje się z nami, kiedy wracamy do domu. Ja nie jestem osobą której zależy na tym aby stać się sławnym, kompletnie mnie to nie interesuje. Zawsze jestem tym samym gościem, czuję się bardziej jak wieczny student, który wciąż czerpie wiedzę z bezkresnego oceanu jakim jest życie i muzyka. Taka jest moja wizja. Jak miałbym przewidzieć przyszłość? Dopiero co byłem młodym chłopakiem który grał z kolegami po weselach a dziś jestem tu i koncertuję po całym świecie! Nigdy się tego nie spodziewałem, więc kto wie co czeka mnie jutro?  

Mdou, nie jesteście jedynym przedstawicielem Tuareskiego rocka. Ostatnimi czasy takie nazwy jak Imarhan, Tamikrest, Songhoy Blues czy Tinariwen dały poznać się fanom na całym świecie. Znasz ich muzykę? Kontaktujecie się ze sobą? Wspieracie się nawzajem? Zdajecie sobie sprawę z pewnego ruchu jaki stworzyliście? 

Mdou: Wiesz, my Tuaregowie nie czujemy że istnieją jakiekolwiek granice między nami, wszyscy raczej jesteśmy jak bracia, jak rodzina, jak przyjaciele. Wiemy jak bardzo małą społecznością jesteśmy i wiemy jak wielu z nas zginęło przez kolonizację. Jesteśmy ludźmi którzy nie reagują zbyt dobrze na ucisk czy traktowanie nas siłą – nigdy się nie poddajemy, wolelibyśmy chyba zginąć. Nasza społeczność nie została potraktowana zbyt dobrze kiedy kolonizatorzy zajęli nasze terytoria z bronią w ręku. Nie zostało nas wielu, zwłaszcza na obszarach gdzie naszą jedyną bronią były miecze i włócznie. Kiedy wprowadzono granice, to również mocno nas rozdzieliło. Dziś jesteśmy bardzo solidarną wspólnotą, więc jeśli widzimy że coś może mieć zły wpływ na Tuaregów w Mali, to wiemy, że może to spotkać też Tuaregów w Nigerze, jeśli coś dotknie Tuaregów w Algierii, to dotyczyć to będzie wszystkich Tuaregów. Więc tak, słucham muzyki zespołów o których wspomniałeś, uwielbiam to co robią, dodajemy sobie nawzajem otuchy i dajemy sobie radość. Swego czasu wpadł mi do głowy pomysł wielki festiwal który miałby odbyć się w Agadez. Mógłby być powtarzany co rok i byłby czymś w rodzaju punktu spotkań dla wszystkich Tuareskich artystów którzy właśnie tam zaczynali by swoje tournee. 

Rozmawiał: Marcin Puszka
Specjalne podziękowania dla Marcina Orłowskiego z Sonic Records za organizację wywiadu.

Zdjęcia: autor / Matador Records

 

Exit mobile version