– W ciągu ostatniego dnia doszło do 87 bezpośrednich starć z wojskami rosyjskimi – poinformował dziś (18.04) Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy. Rosjanie przeprowadzili cztery uderzenia rakietowe i dokonali 57 nalotów na pozycje ukraińskie oraz obiekty cywilne. Szczególnie trudna sytuacja jest w obwodzie donieckim oraz zaporoskim.
– Nasz zespół działa na kierunku zaporoskim, trochę powyżej miejscowości Robotyne – mówi medyk bojowy z Medycznego Batalionu Hospitallers Paramedics Sehij Fedorow. – Już od kilku dni przeciwnik próbuje szturmować nasze pozycje, ale bezskutecznie. Choć w rezultacie mamy rannych, którym musimy udzielić pomocy.
Pracuje pan w punkcie stabilizacyjnym. Jak przebiega tam pomoc osobom potrzebującym?
– Mamy określone etapy ewakuacji. Można powiedzieć, że mamy 4 takie etapy. Pierwszy zaczyna się, gdy żołnierz zostaje ranny np. w okopie. Następnie jego towarzysze ewakuują go do miejsca, gdzie może go odebrać jakiś pojazd czy to pancerny, czy zwykły pick-up ewakuacji medycznej. Później jest dostarczany do dyżurnego, gdzie czeka już karetka reanimacyjna lub zwykły samochód, w którym można położyć taką osobę i dostarczyć do naszego punktu stabilizacyjnego. My pomagamy wykwalifikowanym medykom w udzielaniu pomocy w celu ustabilizowania stanu rannego i dalszej ewakuacji do szpitala. Rannych w ostatnich dniach nie jest dużo. Ale warto podkreślić, że jednak są – mówi Sehij Fedorow.
CZYTAJ: Była rzeczniczka pułku Azow: Rosjanie chcą skazać cały garnizon Mariupola
Z jakimi obrażeniami najczęściej trafiają do państwa żołnierze?
– Z bardzo różnymi. Są urazy mózgu oraz rany od odłamków. Urazy mózgu mogą być szczególnie groźne, ponieważ wpływają negatywnie na wszystkie organy ciała. Takie urazy są najczęściej spotykane. Oprócz tego występują także rany odłamkowe od pocisków, gdy odłamki rozpryskują się i trafiają w ciała naszych żołnierzy. Rany ciężkie również się zdarzają. Ostatnio na naszej zmianie nie mieliśmy z nimi do czynienia. Poprzednia załoga miała okazję pracować z ciężko rannymi, Były złamania, krwotoki wewnętrzne czy liczne obrażenia ciała, w tym głowy, klatki piersiowej i kończyn – informuje Sehij Fedorow.
Jak często zdarzają się obrażenia, które dyskwalifikują żołnierzy z pola walki?
– Takie obrażenia, które wykluczają żołnierzy z linii frontu, stanowią około 70%. Te obrażenia czasowo wyłączają żołnierza z walki. Żołnierz nie zostaje całkowicie wyłączony z możliwości służby, ale przez pewien czas musi być leczony z powodu otrzymanych obrażeń – stwierdza Sehij Fedorow.
Ile rannych trafia do takiego punktu stabilizacyjnego, gdy dochodzi do rosyjskich szturmów?
– Biorąc pod uwagę, że wróg się nie zatrzymuje i rozwija technologicznie, w naszym przypadku ewakuacja jest możliwa tylko w nocy lub o świcie, kiedy wróg nie może nas zobaczyć. W ciągu jednej zmiany może być do nas przywiezionych nawet do 5 osób. Ale jest to średnia. Są dni gdy przybywa ich dużo więcej – nawet 20-30 rannych – mówi nasz gość.
Ewakuacja rannych w dzień jest niemożliwa ze względu na to, że Rosja nie przestrzega zasad etyki wojny i ostrzeliwuje również pojazdy medyczne?
– Dla nich nie istnieje różnica pomiędzy ambulansami a zwykłymi pojazdami. Ambulans to po prostu samochód, który jeździ wzdłuż linii frontu. Może przewozić rannych, zaopatrzenie dla żołnierzy, może służyć do wymiany personelu. Nikt nie zwraca na to uwagi. Dlatego pojazdy ewakuacyjne są tak samo ostrzeliwane jak wszystkie inne – tłumaczy Sehij Fedorow.
Drony FVP (czyli zapewniające operatorowi widok z drona) oraz ogólnie bezzałogowce zmieniły sposób walki. Czy Pan dostrzega tę zmianę także w swojej pracy?
– Dlatego właśnie akcje ewakuacyjne odbywają się wyłącznie w nocy lub wieczorem, ponieważ na tym kierunku armia rosyjska nie ma zbyt wielu nowoczesnych dronów. Po zmroku mogłyby być one używane tylko z wykorzystaniem termowizji. Dlatego właśnie w nocy jest najbardziej bezpiecznie – odpowiada Sehij Fedorow.
Skoro ranni są wywożeni tylko w nocy to znaczy, że często muszą długo czekać na ewakuację
– Oczywiście, ze względu na specyfikę prowadzenia wojny ranni zostają na polu walki dłużej. Niestety, prawda jest taka, że nie wszyscy mogą liczyć na ewakuację. To jest bardzo duże obciążenie dla medyków, dla ratowników, którzy pełnią dyżury bezpośrednio na pozycjach. Ich celem jest zapewnienie pomocy rannym, ustabilizowanie ich stanu w warunkach polowych i opatrzenie kończyn, aby mogli do nas dotrzeć. W większości przypadków udaje się przeprowadzić ewakuację i udzielić pomocy – mówi nasz gość.
Czy może Pan opowiedzieć o ekstremalnej sytuacji, która najbardziej zapadła Panu w pamięć?
– Była taka sytuacja, kiedy pełniliśmy dyżur w okolicach Awdijiwki. Była to pierwsza linia ewakuacji, ranni byli przynoszeni do nas na noszach. Mieliśmy przy sobie tylko kilka opatrunków. Naszym zadaniem było wyruszyć z pomocą i zabrać rannych, a podczas transportu udzielać im niezbędnej pomocy: zatrzymać krwotok, upewnić się czy oddychają i tak dalej. Zazwyczaj miejsce naszego stacjonowania było bezpieczne, ale ze względu na postępy wroga ewakuacja stała się niebezpieczna. Musieliśmy spędzić kilka godzin w schronie, podczas gdy spadały na nas bomby, a napięcie cały czas rosło. Całe szczęście nasze auto nie zostało zniszczone, mimo że stało na otwartej przestrzeni i mogło zostać poważnie uszkodzone przez odłamki. Takie są realia naszej pracy – opowiada Sehij Fedorow.
Jakie myśli pojawiają się w takich chwilach, kiedy ciągły ostrzał sprawia, że ewakuacja rannego staje się niemożliwa, a dodatkowo własne życie jest zagrożone?
– Najważniejsze to troska o rannego. Musisz zrobić wszystko, co jest konieczne, ponieważ jego stan nie zawsze jest stabilny. Często jego oddech jest nieregularny, a ból może sprawić, że oddychanie jest w ogóle utrudnione. Dlatego cały czas boisz się, czy przeżyje – stwierdza Sehij Fedorow.
– Jako osoba wierząca modle się wewnętrznie. A reszta już zależy od wielu rzeczy: losu, wroga, a nawet wiatru, który może wpłynąć na lot pocisków. W momencie kiedy słychać wystrzał z moździerza, później uderzenie, a dopiero później syk pocisku opadającego gdzieś nieopodal, to czujesz że na lot tego pocisku może wpłynąć tylko Bóg. Dlatego się modlisz – dodaje nasz gość.
W skład Medycznego Batalionu Hospitallers Paramedics wchodzi około 800 osób. Najczęściej są to ludzie, którzy w życiu cywilnym nie byli związani z medycyną. Na przykład Sehij Fedorow jest absolwentem kierunku ekonomicznego. Jak mówił reporterce Radia Lublin, cała jego rodzina znalazła schronienie w Polsce. A on działa na rzecz ukraińskiego wojska, by powstrzymać armię rosyjską.
Wesprzeć działalność batalionu można za pomocą strony hospitallers.life.
InYa / opr. ToMa
Fot. Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy Facebook