To był najlepszy w jedenastoletniej historii klubu sezon. Bogdanka LUK Lublin rozgrywki Plusligi ukończyła na piątym miejscu, dzięki czemu zagra w europejskich pucharach. A mogło być jeszcze lepiej, bo podopieczni trenera Massimo Bottiego w ćwierćfinale dopiero po złotym secie przegrali z Projektem Warszawa.
Czy jest więc duma, czy może niedosyt? O to między innymi Józef Kufel zapytał prezesa LKPS Lublin Macieja Krzaczka.
– Wracając do ćwierćfinałowej rywalizacji z Projektem Warszawa, na pewno pozostaje „mały niedosyt”. Aczkolwiek patrząc na cały sezon, można określić go w samych superlatywach. Byliśmy w finałach Pucharu Polski, gdzie zakwalifikowały się tylko cztery zespoły, jesteśmy piątą drużyną ligi. Przed sezonem bralibyśmy to w ciemno, w ogóle nie zastanawialibyśmy się nad tym, czy możemy coś więcej wziąć – stwierdza Marcin Krzaczek.
– Nasza maksymą jest, aby co roku robić krok do przodu. Z drugiej strony powtarzamy sobie, że wszystko trzeba brać „małą łyżeczką”, powoli, bardzo dobrze oceniać możliwości, szanse i zagrożenia. Patrząc na skład, który udało nam się zbudować, wydaje nam się, iż w przyszłym sezonie celem głównym będzie powtórzenie wyniku z tego. Jęśli uda się cokolwiek więcej, będziemy zadowoleni – mówi Marcin Krzaczek.
– Nowych zawodników zaczniemy ogłaszać, w momencie kiedy wygasną ich kontrakty w obecnych klubach. Proporcje nie są ścisłe, ale będzie mniej więcej pół na pół jeśli chodzi o nowych siatkarzy i tych, którzy zostaną na przyszły sezon. Udało nam się zbudować na tyle szeroki skład, że będziemy mogli rotować zawodnikami. Nie będzie musiała grać przez cały czas jedna szóstka – zapowiada Marcin Krzaczek.
– Wydaje nam się, że nie osiągnęliśmy ostatecznych granic sukcesu zespołu. Jesteśmy ludźmi, którzy lubią sobie stawiać ambitne cele, jednocześnie realne. Sądzimy, że w ciągu najbliższych kilku lat możemy stać się czołową drużyną PlusLigi – dodaje Marcin Krzaczek.
Czekamy zatem na kolejny sezon siatkarskich emocji, a wcześniej na szczegóły dotyczące kadry zespołu na rozgrywki 2024/2025.
JK
Fot. archiwum