Miał być trwały powrót Lublina na motoryzacyjną mapę Polski i rozwiązania pionierskie w skali Europy i świata, skończyło się licytacją. 14 marca majątek firmy Ursus idzie pod młotek.
Zaczęło się od „pożyczonych” posagów i „Quo Vadis”
Korzenie marki sięgają 1893 roku i warszawskiego Przemysłowego Towarzystwa Udziałowego. Za jego kapitał założycielski posłużył… posag córek twórców. Początkowo firma produkowała urządzenia gorzelniane i armaturę do centralnego ogrzewania. W 1907 roku zmieniła nazwę na Ursus. Wzięto ją z powieści „Quo Vadis” Henryka Sienkiewicza. Do asortymentu dodano silniki, również takie napędzane spirytusem albo gazem. W latach 20. XX wieku z fabryki zaczęły wyjeżdżać samochody i autobusy. W kolejnej dekadzie w upaństwowionych zakładach powstawały czołgi i motocykle Sokół.
Niemal od razu po II wojnie światowej ruszyła tam produkcja ciągników rolniczych. Początkowo skopiowano niemiecki traktor, który powstał w… 1921 roku. Później do odbiorców w ponad 50 krajach świata trafiały ciągniki konstrukcji polskiej, czechosłowackiej i kanadyjskiej. Ursus był potęgą, która zmechanizowała nie tylko polskie rolnictwo. Do początku 1988 roku z linii montażowej zjechało 1 mln 250 tys. ciągników.
W 1980 roku nazwa Ursus po raz pierwszy zawitała do Lublina. Wtedy to ciągnikowy holding przejął odlewnię żeliwa przy ul. Metalurgicznej, wówczas największą w Europie i jedną z najnowocześniejszych na kontynencie.
Po odlewni zostały ruiny
Okres transformacji ustrojowej po 1989 roku oznaczał poważny kryzys Ursusa. Popyt na polskie ciągniki zdecydowanie spadł. Firma borykała się z trudnościami finansowymi i ostatecznie w 2003 roku została postawiona w stan upadłości.
W 2000 roku w stan likwidacji postawiono również lubelską odlewnię, obarczoną ogromnymi długami. Do 2008 roku hale zostały rozebrane na złom, a po wielkiej odlewni pozostały głównie ruiny niczym z horroru. W tajemniczych okolicznościach zniknęły z nich nawet pojemniki z radioaktywnym kobaltem, które najprawdopodobniej po prostu trafiły… na złom.
Zobacz, jak wyglądają pozostałości po Odlewni Ursus w Lublinie
Nowe życie w Lublinie
W 2011 w Ursusa wstąpiło nowe życie. Przejął go POL-MOT Warfama SA, który przeniósł produkcję ciągników z Warszawy do Lublina, na teren dawnej Fabryki Samochód Ciężarowych. To już nie były pojazdy rodem z PRL-u, ale nowoczesne traktory nie ustępujące w zasadzie zachodniej konkurencji. O marce znów stało się głośno w całej Polsce.
Plany były bardzo ambitne. Ursus chciał zawojować swoimi ciągnikami Afrykę. Trafiały one między innymi do Etiopii i Tanzanii, podpisano umowy z Algierią, Namibią i Zambią. W 2015 roku w otwarciu montowni w Etiopii uczestniczył były prezydent Lech Wałęsa, dwa lata później odwiedził ją obecny – Andrzej Duda.
Fot. Andrzej Hrechorowicz, Kancelaria Prezydenta RP
Jednak nie wszystkie przedsięwzięcia były udane. W Lublinie Ursus montował też chińskie pick-upy, które na rynku miały konkurować głównie ceną. Jeden z nich służył nawet jako policyjny pojazd w serialu „Ojciec Mateusz”. Jednak nie pomógł nawet telewizyjny „występ” – sprzedano tylko niespełna 200 takich aut.
Lublin potęgą elektromobilności?
Ale Ursus patrzył także daleko w przyszłość. Firma stawiała na elektromobilność. Pod koniec 2016 roku ogłosiła, że w Lublinie powstanie pierwszy na świecie elektryczny ciągnik rolniczy. W 2017 roku miała miejsce premiera elektrycznego samochodu dostawczego pod marką Ursus.
We współpracy z ukraińską firmą Bogdan produkowano trolejbusy i autobusy hybrydowe oraz elektryczne. Pojazdy pojawiły się na ulicach Lublina. Spółka wygrała też przetargi na autobusy elektryczne między innymi dla: Warszawy, Torunia, Katowic czy Zielonej Góry. Zademonstrowała nawet autobus wodorowy. Lublin miał stać się potęgą polskiej i europejskiej elektromobilności.
– Ursus to przykład polskiej innowacyjności – mówił w 2017 roku podczas wizyty w lubelskiej spółce ówczesny wicepremier Jarosław Gowin. – Kiedy się jest w takich miejscach, człowiek ma poczucie sensu bycia ministrem. I wierzę, że we współpracy z instytucjami państwowymi takie firmy jak Ursus mają przed sobą wspaniałą przyszłość.
Zobacz, jak wyglądała premiera autobusu wodorowego Ursus w 2017 roku
Stracona szansa
Katastrofa przyszła na pozór nagle. Jeszcze w pierwszym półroczu 2017 roku firma zanotowała siedmiokrotnie wyższy zysk netto niż rok wcześniej. A już w maju kolejnego roku notowania spółki Ursus na warszawskiej giełdzie papierów wartościowych zostały zawieszone. Przedsiębiorstwo broniło się przed upadkiem. Zostało zwycięzcą rządowego projektu Narodowego Centrum Badań i Rozwoju na opracowanie narodowego autobusu elektrycznego. Firmę miały wesprzeć pieniądze z USA.
Jednak straty spółki rosły, podobnie jak długi. Wszedł do niej komornik, a poszukiwania zagranicznego inwestora zakończyły się fiaskiem. W 2021 roku sąd ogłosił upadłość Ursusa, a w 2022 roku lubelską fabrykę opuściły ostatnie ciągniki rolnicze tej marki.
Co było przyczyną upadku? Nie wypaliła część kontraktów afrykańskich. Z drugiej strony traktory w Polsce sprzedawały się słabo. Prezes Ursusa Andrzej Zarajczyk obarczał winą Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, która spóźniała się z wypłatą unijnych dopłat dla rolników na zakup nowego sprzętu. ARiMR odpowiadał, że polscy rolnicy po prostu nie chcieli kupować Ursusa, bo zagraniczne ciągniki jednak w naszym kraju cieszyły się popytem.
Teraz po wielkich nadziejach zostało tylko ogłoszenie o licytacji majątku Ursusa. Cena wywoławcza – 124,5 mln zł.
Zobacz, jak aktualnie wygląda fabryka Ursus na ul. Frezerów
RL / opr. ToMa
Zdjęcie główne: stoisko Ursusa na wystawie rolniczej Hela Alsfeld w Niemczech, fot. materiały prasowe