Luko Czakowski powraca z nowym albumem – tym razem są to Kwiaty samobójców (wyd. timof comics) – historia, którą autor wraca do korzeni – komiksu tworzonego bez słów.
Luko, co to jest za opowieść? Dlaczego jest grubsza, niż format, na którym zazwyczaj pracujesz? Jak ją tworzyłeś? Masz swoje pięć minut.
Cześć wszystkim. Luko Czakowski z tej strony. Przechodząc do konkretów, muszę się przyznać, że to jest komiks, który powstawał już jakiś czas temu, tylko ja nie wiedziałem, że on przybierze ostatecznie taką formę. Publikacja, którą wydałem w 2021 roku, Diabeł i detektyw, to był taki picture book, w którym pojawiły się postaci i świat, który bardzo mocno mnie zainspirował i bardzo mocno się z nim zaprzyjaźniłem. Już wtedy postanowiłem sobie, że będę chciał wrócić do tego świata, że te postaci, ten design, ten świat – to wszystko jest dla mnie ciekawe. Na pewno będzie ciekawe do rysowania. I tak już wtedy powstał pomysł na stronę graficzną. W Kwiatach samobójców mamy zupełnie inną historię, więc można powiedzieć, że postaci zostały użyte trochę jak takie kukiełki, jak aktorzy, którzy grają w nowym spektaklu. Przy czym tamta publikacja, co należy zaznaczyć, była wydana w niezalu, w bardzo małym nakładzie, więc raczej to nie przeszkadza nikomu. Zresztą, wtedy to było tak naprawdę parę rysunków, bo picture book liczył 40 stron, z czego połowa to był tekst. Obecnie komiks Kwiaty samobójców to 100-stronicowy album bez słów. Tak wygląda historia pomysłu strony graficznej. Mógłbym jeszcze dodać, że moja pierwsza wydana publikacja, czyli Human Book, która była w zasadzie artbookiem, też pojawia się w Kwiatach samobójców jako cytaty, pewne poszczególne rysunki. Bardzo mi zależało, żeby niektóre z tych rysunków z Human Book ożywić i ponownie pokazać, bo uważam je za ważne dla siebie. Czuję ich moc, dlatego też miałem już część pracy gotowej. Ale to jest tylko drobna część, ponieważ jakbyśmy policzyli te parę rysunków z Human Book, to w stosunku do całości, do 100 stron, jest to tylko zalążek. Wracając do historii, do Twojego pytania, próbując odpowiedzieć na to, jak to się stało i skąd ten pomysł…
CZYTAJ: „Perfekcja nie jest ciekawa”. Jakub Topor o „Dziadostwie”
Bo z tego, co widzę, stworzyłeś sobie takie swoje uniwersum Luko, ale to nie jest takie uniwersum jak Marvel czy DC, tylko bardziej uniwersum w stylu Brunona Schulza, Davida Lyncha…
Bardzo ci dziękuję za te porównania, bo to świadczy o tym, że gdzieś po drodze pykło to, co wymyśliłem. Jak najbardziej są to dla mnie bardzo mocne inspiracje. Tu chodzi o ten element, który możemy odczuwać, pewną aurę. Zarówno Lynch, jak i Schulz, może prezentują zupełnie inne nurty, może ciężko na pierwszy rzut oka znaleźć wspólny mianownik, ale gdyby wejść głębiej, to mamy tu swego rodzaju osobliwość, dużo takich rzeczy, które są niepokojące, które są dziwaczne i tym samy stanowią dla mnie bardzo bliski temat. Jeżeli chodzi o Davida Lyncha, to jest moja wczesna inspiracja… pamiętam, że pierwsze filmy Davida Lyncha zrobiły na mnie piorunujące wrażenie. Pierwszy raz spotkałem się z czymś takim, że film łamał zasady tego, jak zwykle film powinien być zbudowany. W połowie filmu pojawia się nagle jakiś inny świat, do którego jest wciągany bohater, dzieją się rzeczy niesamowite, niespodziewane. To mnie tak bardzo urzekło, że też staram się podążać tą ścieżką. Czy mi się udaje? To już czytelnicy ocenią. A co do Brunona Schulza, to myślę, że jest to już osobowość epoki, artysta, którego można interpretować w wielu różnych warstwach. U niego też wybrzmiewa coś, co jest różnie nazywane przez czytelników, odbiorców, bo oczywiście mamy jego teksty, rysunki, ale chyba każdy zgodzi się z tym, że jest tam jakaś taka tajemnicza aura, jest coś takiego płynącego z wnętrza – i to jest urzekające.
Luko Czakowski i Jakub Topor podczas Niech żyje komiks!, 2023
A technika pracy? Z tego, co widać po twoich albumach, chyba nie pracujesz na takiej klasycznej planszy formatu A4 na przykład, tylko robisz to z nieco większym rozmachem.
Dla mnie tworzenie planszy na formacie A4 jest trudne. Lubię rysować kadr w większym formacie, więc każdy jest u mnie rysowany na formacie A4. One mają różne kształty, czasami są poziome, kwadratowe – wiadomo, na potrzeby komiksu, żeby wszystko się zgadzało. Ale rzeczywiście to jest kwestia pracy łokcia, rozmachu, większej swobody. Ja się w tym dużo lepiej czuję, jeżeli mam większą przestrzeń do tej pracy.
CZYTAJ: Czy Polacy nienawidzą polskich komiksów? Rozmowa z Martą Falkowską
Istotną rolę w Twojej twórczości pełni węgiel. Czy w najnowszym albumie również korzystałeś z tego narzędzia?
Jestem rzeczywiście konsekwentny co do węgla, bardzo dobrze się w tym czuję. Węgiel jest takim bardzo malarskim medium. Mimo że ja tworzę rysunki, to dzięki używaniu węgla mam czasami możliwość rozmywania, jakiejś transparentności. Do tego dochodzi rapidograf, który z kolei jest precyzyjny, pozwala na dopieszczenie linearności rysunków. I takie połączenie najbardziej mi odpowiada. Dużo rysuję gumką, więc to wszystko razem daje taki efekt. Rzeczywiście cały czas ten sam styl. Albo inaczej: może nie styl, ale te same narzędzia, ale w Kwiatach samobójców jest inna kreska, bardziej cartoonowa, jest trochę jaśniej, przejrzyściej. Myślę, że kto zna moje poprzednie publikacje, będzie dostrzegał, że jest to jakaś świeżość. tym bardziej jestem ciekaw, jak to się spodoba odbiorcom. Do tej pory miałem bardzo pozytywne informacje na temat właśnie stosowania tego węgla, że to jest coś, co się podoba. Także myślę, że będę wierny temu medium.
Luko Czakowski podczas Niech żyje komiks!, 2023
Węgiel jest chyba dość ciężki w obsłudze. Myślę, że to twoje biurko komiksiarza nie jest klasycznym biurkiem, gdzie wszędzie jest schludnie i czyściutko. Tu złapiesz zawęgloną dłonią za kubek z kawą, tam za coś innego i awantura w domu gotowa. Czy masz jakieś wydzielone pomieszczenie?
I tutaj dochodzimy do momentu, w którym muszę się przyznać, że pracuję w piwnicy. Mam przystosowaną piwnicę, ale nie jest to piwnica moich rodziców, tylko piwnica moja własna. Ostatnio gdzieś na forum w komiksowie pojawiło się określenie „piwniczaki”. Pomyślałem: kurczę, co to jest? Dlaczego to jest używane pejoratywnie? Przecież piwnica jest super, można się schować przed ludźmi, jest tam cisza itd., po czym natrafiłem na wzmiankę, że chodzi o tych, którzy boją się kontaktu ze światem. U mnie to wygląda tak, że ja potrzebuję. Na co dzień pracuję z ludźmi, mam też małe dziecko, mam żonę, która nie lubi brudu, także kiedy popracuję sobie na biurku w domu, to rzeczywiście wszystko jest później od tego węgla ubrudzone. Przystosowałem swoją piwnicę. Uważam, że to była bardzo dobra decyzja, ponieważ mogę sobie ją całą okleić swoimi rysunkami, które pomagają mi, jakoś emanują tą energią i jest mi wtedy łatwiej konsekwentnie ten mój świat budować. I tam rzeczywiście jest brudno, wszystko jest zawęglone. Później tylko wychodzę na górę, myję ręce, brudzę umywalkę i jestem szczęśliwy.
CZYTAJ: Paranormalny PRL. Tomasz Kontny o Wydziale VII
To takie wymarzone miejsce komiksiarza. Twoja piwnica jest taką komiksową pracownią.
Atelier. Nie bójmy się tej nazwy!
Używajmy jej śmiało i donośnie. Atelier, w którym porozwieszane są Twoje prace, w którym trzymasz największe precjoza, i króluje w nim węgiel. tak to sobie widzę.
Dokładnie talk. I przygotowując się na festiwale musiałem parę rysunków odkleić, schować, zabrać ze sobą, bo zaanonsowałem się, że będę miał oryginalne prace i właśnie złapałem się na tym, że te prace są mi potrzebne w pracowni. Dobrze się czuję, jeżeli moje ulubione rysunki wiszą przede mną i sobie na nie patrzę, a one patrzą na mnie. Ale cóż, sprzedały się, trzeba narysować nowe i ponownie rozwiesić.
Zawsze możesz narysować takie same.
Myślę, że wystarczy, jak narysuję nowe. Przerysowywanie tych samych to byłby raczej krok wstecz. Chyba, że ktoś bardzo był chciał, na zamówienie. Nie ma problemu. Dla siebie będę musiał tworzyć kolejne.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Dzięki. Bardzo mi miło. Pozdrawiam wszystkich. Luko Czakowski. Cześć.
CZYTAJ: Wojciech Birek: Historia Podkarpackich Spotkań z Komiksem jest lekko skomplikowana
DySzcz
Fot. DySzcz