Mieszkańcy Dołhobyczowa i okolic (pow. hrubieszowski) skarżą się m.in. na problemy z dojazdem do posesji – chodzi tu o ulicę Partyzantów, która prowadzi do przejścia granicznego z Ukrainą oraz dojazd do przygranicznej miejscowości Honiatyn. Do przejścia prowadzi jedna wąska droga a dodatkowo stoi tam kolejka lawet, które czekają na wyjazd z Polski. Poza tym od tygodnia przez przejście w Dołhobyczowie odprawiane są tzw. puste ciężarówki. Trudno się wyminąć.
CZYTAJ: Dorohusk: przewoźnicy złożyli odwołanie od decyzji wójta ws. protestu [ZDJĘCIA, WIDEO]
– W Dołhobyczowie pracujemy i robimy zakupy, chcemy jakoś bezpiecznie tu dojeżdżać – mówi mieszkanka Honiatyna, Joanna Kwiatkowska. – Przybywa coraz więcej ukraińskich samochodów, a właściwie lawet, które wiozą samochody na Ukrainę i blokują nam dojazd do naszych domów, miejscowości.
– Problem polega nie tylko na zablokowaniu jednego pasa drogi – mówi Katarzyna Ćwiek. – W tej chwili zaczęły jeździć TIR-y. Często sam wyjazd z posesji, omijanie samochodów wiąże się z tym, że jedziemy naprzeciwko TIR-a, który jedzie i nie ma możliwości ucieczki gdziekolwiek. Następna sprawa to, że ci ludzi, którzy stoją w kolejce, to nocą trzaskają drzwiami, włączają muzykę, przez to noce nie są spokojne. Do tego samochody trąbią, czasami mają problem z odpaleniem. Przejście jest czynne jest od kilku lat, ale to, co się teraz dzieje, to jest bardzo uciążliwie.
– Od tego miejsca jest 3 kilometry do granicy, czyli można sobie wyobrazić ile jest tych lawet – mówi Grzegorz Drewnik wójt gminy Dołhobyczów. – Droga, która prowadzi do przejścia granicznego to droga wojewódzka. To jest jedyne tak duże przejście graniczne. My dlatego staramy się, żeby ona była przemianowana na drogę krajową, tak żeby była szersza, żeby standardy utrzymania zimowego tej drogi były lepsze. W tej sytuacji, jaka jest teraz, to w momencie gdy stoi rząd samochodów, lawet po jednej stronie, to nie ma możliwości jechania w stronę przejścia granicznego tak, żeby nie łamać przepisów. Jedzie się po prostu drugim pasem, co oznacza że jeśli coś jedzie z naprzeciwka, to nie ma gdzie się podziać. Problem spotęgował fakt, że w nocy z niedzieli na poniedziałek tamtego tygodnia zostały puszczone puste ciężarówki z Ukrainy. O ile wcześniej samochodem osobowym była możliwości wyminięcia się jeszcze, to w tym momencie takiej fizycznej możliwości nie ma.
– W nocy jak stoją to autobus może jechać do tyłu 2-3 km, żeby wyminął się autobus z autobusem czy osobówka z autobusem – mówią kierowcy stojący w kolejce. – Jest bardzo wąską droga, która nie jest przeznaczona do tego, żeby tyle samochodów stało w kolejce. Przyjechałem o 4 nad ranem i kolejka była 1,7 km. Dzisiaj to jest jeszcze mała kolejka.
– Czuwają zarówno nad bezpieczeństwem podróżnych jak i kierowców, mieszkańców tej, że miejscowości, ponieważ jak wiadomo jest to dla nich zapewne utrudnienie – mówi aspirant sztabowy Edyta Krystkowiak z Komendy Powiatowej Policji w Hrubieszowie. – W przypadku zgłoszeń takich jak zastawianie przejść dla pieszych, wjazdów na posesje to policjanci reagują natychmiast.
CZYTAJ: Po rozwiązaniu protestu skróciła się kolejka tirów do przejścia granicznego w Dorohusku
– Nie da się przekwalifikować drogi na drogę krajową, bo nie da się jej w tym momencie poszerzyć. Wiadomo, to jest cały proces formalny, inwestycyjny. Być może wprowadzenie tymczasowego oznakowania na drodze wojewódzkiej, tak żeby powstały mijanki co kilkaset metrów, rozładowałoby ten temat w dużym stopniu. Złożyliśmy stosowane pismo do zarządu dróg wojewódzkich. Do tej pory nie mamy odpowiedzi, nic się nie wydarzyło. Również zrobiliśmy spotkanie ze służbami mundurowymi, policją jak i ze straża graniczną prosząc o to, żeby wzmożyli swoje działania, czyli chodzi o uporządkowanie tego ruchu. Jednak z tego co się orientuję mają po prostu potężna problemy kadrowe i nie są w stanie tego zrobić – dodaje Grzegorz Drewniak.
Zarówno wójt, jak i mieszkańcy powiadomili służby i wojewodę o zaistniałej sytuacji. Jak informuje rzecznik wojewody lubelskiego – Sprawa jest „rozpoznawana i wyjaśniana.”
AP / opr. AKos
Fot. AP