Halo komiks: Saint-Elme, tom 2

20231120 125701 2023 11 20 131459

Jeśli dla kogoś pierwszy tom serii Saint-Elme (wyd. Nagle!) był trzęsieniem ziemi, to drugi jest spokojnym spacerkiem, z lekkim, acz efektownym drgnięciem pod koniec. Plansze upływają tu bohaterom na rozmowach, czasem o sprawach błahych i nieistotnych, czasem o kwestiach większego znaczenia, czas płynie powolutku, tu ktoś się budzi, tam ktoś inny się patrzy, tosty wyskakują z tostera, kobieta się przeciąga, ktoś włącza światło… no żyćko, po prostu.

W pewnym momencie jedna z postaci wzdycha, łapie się za głowę i mówi: „Nawet wasze przygody są żałosne”. Ze dwa razy dochodzi do jakiejś bójki i wtedy coś się dzieje, ale to tyle jeśli chodzi o akcję. NATOMIAST wydaje mi się, że te wszystkie gadki służą autorom do budowy napięcia, do rzucenia kilku tropów, ukazania powiązań pomiędzy postaciami z miasteczka, w którym dzieje się coś niebywałego. Nie wstrząsającego, ale powolutku wwiercającego się pod skórę.

Serge Lehman i Frederik Peeters realizują swoją wizję w sposób niezwykle efektowny graficznie – to, co widzimy w kadrach stanowi dopełnienie opowieści. Lub będzie stanowiło – będziemy mogli to ustalić po przeczytaniu całości, i za jednym zamachem, bo Saint-Elme jest komiksem na tyle wymagającym i wyciskającym maksymalne zaangażowanie czytelnika, że prawdopodobnie wszystkie sensy poukrywane w jego planszach staną się odczytywalne dopiero po lekturze całości.

Drugi tom serii to sprawna robota, posiadająca w sobie wszystko to, co powinien zawierać drugi tom opowieści mistyczno-enigmatycznej – pogłębienie tajemnicy, rozbudowę świata przedstawionego, rezygnację z pędu ku puencie na rzecz kreowania atmosfery. A do tego Frederik Peeters jest tu w wyśmienitej formie – choć nie tak dobry i szczery jak w swej czarno-białej kresce w którą ubiera autobiograficzne pomysły.

Saint-Elme 2 to tom na przeczekanie, osnuty enigmatyczną mgłą i zapowiadający mocne emocje w kolejnych odsłonach.

Exit mobile version