Dużo ostatnio Sandmana, choć nie ukazał się żaden nowy tom serii. Powód, by przypomnieć flagowe dzieło Neila Gaimana jednak istnieje (i nie jest to serial na podstawie komiksu) – ukazują się bowiem wznowienia cyklu o Morfeuszu. Poza reedycjami regularnej, dziesięciotomowej serii padło na Sennych łowców (wyd. Egmont) – i jest to akurat bardzo ciekawy przykład komiksowego przetwórstwa.
Otóż perypetie wydawnicze Sennych łowców wyglądają następująco: najpierw japoński artysta Yoshitaka Amano stworzył plakat z okazji 10-lecia Sandmana. Plakat zachwycił Gaimana na tyle, że ten zapragnął współpracy z Amano. Artysta się zgodził, lecz postanowił, że chce stworzyć nie komiks, a powieść ilustrowaną. W tym samym czasie Gaiman odbył rozmowę telefoniczną z P. Craigiem Russelem, komiksiarzem, który uwielbia adaptować i – co trzeba mu oddać – jest w tym bardzo dobry. Gaiman przeczytał mu dwa rozdziały Sennych Łowców, a Russel stwierdził, że chętnie wziąłby to dzieło na swój warsztat. No ale nic z tego, bo w trakcie powstawania była powieść ilustrowana. Temat powrócił jednak w momencie, kiedy zbliżała się 20. rocznica powstania sagi o Piaskowym Dziadku. I właśnie wtedy ruszył z kopyta – za przyzwoleniem twórcy sandmanowego uniwersum Russel przetworzył dzieło Gaimana i Amano i w ten sposób powstali Senni łowcy, o których dzisiaj mówię.
Plakat – powieść ilustrowana – komiks.
Choć nie jestem zwolennikiem adaptacji, i nie jest to również mój ulubiony tekst Gaimana, to jednak możliwość obserwowania tych etapów i artystycznych podejść jest bezcenna. Dlatego polecam oba dzieła – warto zerknąć sobie na odmienną wrażliwość i drapieżność artystów odpowiedzialnych za wizualia w Sennych łowcach.