„Tutaj serce inaczej bije”. Oddali cześć pomordowanym w Worochcie

dsc00789 2023 05 02 175840

W miniony weekend potomkowie rodzin pomordowanych oraz członkowie stowarzyszenia „Robim co możem” z Ulhówka wzięli udział w porządkowaniu mogił Polaków zamordowanych w 1944 roku przez UPA w nieistniejącej wiosce Worochta w Ukrainie.

W Wielki Czwartek 1944 r. zamordowano we wsi ponad 30 Polaków. Łącznie w 1944 r. członkowie OUN – UPA zabili tutaj 46 Polaków.

ZOBACZ ZDJĘCIA:

„Mieszkali obok siebie i ze sobą”

– W Worochcie do 1944 roku mieszkali obok siebie i ze sobą Polacy i Ukraińcy – mówi regionalista, członek Stowarzyszenia „Robim co możem” Mariusz Skorniewski. – Przed wojną działał Polski Strzelec, OSP, Polskie Koło Gospodyń Wiejskich. Były również stowarzyszenia ukraińskie, dużo miejscowych Ukraińców należało do polskiej OSP. Wojna to wszystko zmieniła. 6 kwietnia 1944 roku oddział Ukraińskiej Narodowej Samoobrony wspierany przez miejscowych, między innymi przez sołtysa Piotra Prystupę, dokonał mordu na swoich sąsiadach. W tych mordach brali udział również mieszkańcy Budynina, okolicznych wsi.

CZYTAJ: „Co roku wspominamy pomordowanych parafian”. W Worochcie zapłoną znicze

– Znajdujemy się na pasie granicznym, którym przejdziemy na stronę dawnej wsi Worochta – mówi Renata Sobka ze Stowarzyszenia „Robim co możem”. – Zaraz przy pasie jest pierwsza mogiła, w lesie następna. Będziemy je porządkowali.

– Są trochę w opłakanym stanie, zarośnięte. Jesienne liście je przykryły, jest pokrzywa, widać, że dawno sprzątana. Napisy nieczytelne. Trochę tu trzeba będzie włożyć pracy – podkreślają sprzątający.

– Przyjeżdżamy tu od ładnych parę lat – mówi pan Jan. – Jestem zadowolony, że mamy tu dziś tyle ludzi. Zawsze było nas sześciu, siedmiu. Coraz mniej, bo naród się wykrusza. Moja mama i siostra, które pamiętają to, co się tutaj wydarzyło. Płakać się chce. Te mogiły, co tu są… jeszcze na drugi dzień po tym wydarzeniu, jeszcze mogiła „chodziła”. Moja mama i tato tu się urodzili. Tu była duża wioska. Jeszcze do pewnego czasu w dowodach było ZSRR.

Tej wsi już nie ma

– Ta miejscowość już nie funkcjonuje – mówi Mariusz Skorniewski. – Po 1947 roku mieszkańcy, którym udało się uciec, rodziny tych mieszkańców, powrócili tutaj, próbowali ekshumować te mogiły, a z tego tytułu, że jest tu rozlewisko pobliskiej rzeki Rzeczycy, nie udało się podjąć tych ciał i przenieść na cmentarz w Machnówku, te mogiły pozostały. Powolutku miejscowość się odbudowywała. W 1951 roku, w ramach akcji wymiany odcinków granicznych, została po stronie Związku Radzieckiego, po stronie ukraińskiej. A z tytułu, że znajdowała się w samym pasie granicznym, nie pozwolono na kolejne zasiedlenie. Przyroda sobie tę miejscowość co roku zabierała. Dopiero po odzyskaniu przez Ukrainę niezależności można było cokolwiek tutaj zrobić z mogiłami.

CZYTAJ: „Trzeba pamiętać o przodkach”. Akcja sprzątania mogił Polaków pomordowanych w 1944 roku przez UPA

– Miałem 4,5 lat, jak było przesiedlenie w 1951 roku – mówi pan Jan z Machnówka. – Pamiętam wszystko z przesiedlenia. My za Rosji, jak paśliśmy tu krowy, rwaliśmy kwiatki, takie małe dzieci, pierwsza, druga klasa, i przynosiliśmy je tutaj na mogiłę. W 1944 roku w Wielki Czwartek młode pouciekali, bo Ukrainka przyszła i powiedziała, żeby uciekać, bo będą mordować. Ojciec zabrał żonę, dwoje dzieci, uciekł do Jarosławia. Dziadka, ciocię, babcię zabrali do folwarku, do stodoły. Kopali doły. Tutaj są pochowane dzieci, a tam stare. Ostrówka Katarzyna to siostra ojca, a Magdalena – matka ojca. Odebrano im życie. Dziadek nie dał rady iść, to pchnął go do komory i dziadek z głodu umarł w komorze. Zabrali mu wszystko. Serce się kraje.

– Tak jak teraz robi Putin, tak kiedyś robili oni – mówi Andrzej Górnicki z Machnówka. – Dziadek z mamą uciekł, bo kolega Ukrainiec pomógł im. Powiedział: „Michał, uciekaj. I to już! Nie czekaj do rana, tylko już!”. I tym sposobem… na kontroli on powiedział na mojego dziadka, że to jest nasz człowiek. Ukrainiec, też człowiek. A inni robili, co robili. Tutaj serce inaczej bije.

„Wszyscy zgodnie żyli przed wojną”

– Wszyscy zgodnie żyli przed wojną razem, rodziny mieszane, aż się zaczął ten nacjonalizm – mówi Roman Brzozowski. – Tato uciekł, dziadek też. Co roku od iluś tam lat przychodzimy tu sprzątać.

CZYTAJ: „To polskie miejsce pamięci narodowej”. Nowy krzyż stanął w miejscu nieistniejącej gajówki Korczmin

– Przyszedłem, bo tu leży moja babcia i ciocia, żeby się pomodlić, bo nie wiem, czy jeszcze kiedyś będzie mi to dane – mówi pan Jan.\

Pamięć jest ważna

– Trzeba pamiętać o tym, co było złe, żeby serce otworzyło się na przebaczenie, a to nie jest takie proste – mówi proboszcz parafii w Machnówku, ks. Piotr Gałczyński. – Pamięć jest ważna. Dopóki jest pamięć, to i w sercu jest ta chwila życia każdego człowieka.

– Naprawdę były ciężkie czasy i trudno powiedzieć, kto był winny, a kto nie – mówi pani Halina z Ukrainy. – Tak sobie myślę, że to Moskale nas do tego zmusili. Ludzie, którzy bardzo długo mieszkali razem, sąsiedzi, zaczęli wojować. Nie mogę sobie tego wyobrazić. To straszne czasy. Mam nadzieję, że to wszystko będzie w historii. Trzeba tworzyć nową historię dla naszych dzieci, dla młodych, bo przed nimi życie i oni muszą mieć przyjaciół i w Polsce i w Ukrainie. To wszystko po prostu musi odejść, bo inaczej nie może być.

W sprzątaniu mogił wzięli udział także członkowie bliźniaczego stowarzyszenia „Robim co możem” z Uhnowa w Ukrainie.

Przez dwa dni w wyznaczonych godzinach w rejonie znaku granicznego 708 (droga Machnówek-Budynin) funkcjonowała odprawa paszportowa poza czynnym przejściem granicznym.

AP/ opr. DySzcz

Fot. Piotr Piela

Exit mobile version