Gdyby żył, 10 lutego skończyłby 79 lat… Pianista i kompozytor jazzowy Mieczysław Kosz (bo o nim mowa) dokładnie 50 lat temu wypadł z okna warszawskiego mieszkania przy ul. Pięknej 10. Urodził się w Antoniówce w gminie Krynice, pochowany jest na cmentarzu parafialnym w Tarnawatce.
Życie z ociemniałym muzykiem wspomina Tomasz Lach.
„Opowiadania o Mietku są w różny sposób przekłamywane”
– Po raz pierwszy na scenie widziałem Mietka w 1969 roku w Sopocie. A od 12 kwietnia 1971 roku po skończonym szkoleniu w Związku Niewidomych zostałem jego opiekunem, m.in. podczas wyjazdów koncertowych – mówi Lach. – Opowiadania o Mietku są w różny sposób przekłamywane. Po pierwsze, przez środowisko jazzowe, dlatego że stanowił ogromne zagrożenie dla ówczesnych rówieśników jazzmanów. Był wyjątkowy, grał wyjątkową muzykę. To nie była muzyka wyuczona, sczytana czy też powtarzana. To była muzyka z duszy. W mojej opinii Mietek wędrował w stronę geniusza muzycznego. Z drugiej strony przekłamywane jest to, jaki był. Nawet film pana Pieprzycy częściowo pokazuje dylematy Mietka, walkę o swoją sztukę, ale to wszystko jest zbyt kolorowe, zbyt krzykliwe. Mietek nie był takim typem, żeby jednym haustem wychylić kieliszek wódki. Nikt ociemniały nie podniesie w ten sposób naczynia do ust. Niewidomy a ociemniały to różnica. Osoby niewidome to są te, które od urodzenia nie widzą, a więc nie znają również przestrzeni. Przestrzeń jest dla nich umowna, jakby wizualizowana dotykiem i słuchem, ewentualnie węchem. Mietek był w znacznie bardziej tragicznej sytuacji, ponieważ był osobą ociemniałą. Ten los spotkał go, kiedy miał ok. 12 lat, wtedy całkowicie stracił wzrok. Zaczął tracić go między 5 a 6 rokiem życia. Dużo pamiętał z rzeczywistości i to odtwarzał.
– To ciągle jest trudne, żeby opowiadać o Mietku i go wspominać. Ciągle słyszy się bzdury, że Mietek popełnił samobójstwo – mówi Tomasz Lach. – Mietek był w najwspanialszym okresie swojego życia. W Stowarzyszeniu Jazzowym założyliśmy fundusz, żeby kupić mu mieszkanie. Mieszkał w mieszkaniu wynajętym, za które płaciło Stowarzyszenie Jazzowe. Moja matka, Zofia Komedowa, opiekowała się nim, była jego managerem. Opiekował się nim również Jan Byrczek, ówczesny prezes Europejskiej Federacji Jazzowej. Mietek był pod dobrą opieką. Miał przy sobie co najmniej od półtora roku Ewę – bliską sobie duszę. Mówi się, że Mietek dużo pił. Tak, w tym środowisku istniało znaczne nadużywanie alkoholu i Mietek padał tego ofiarą. Pił, ale nie był alkoholikiem. Od czasu do czasu próbował topić w alkoholu swoje bóle, lęki, przerażenie, niepokoje dotyczące świata, który go otaczał. Ale też często był upijany dla żartu, dla kpiny przez innych muzyków jazzmanów. To było fatalne. Był też obiektem ataków, różnego typu kombinacji, jak również zazdrości związanej z tym, że podąża drogą geniusza muzycznego.
„Był twórcą wyjątkowym”
– Mietek Kosz to byłaby w mojej opinii znacznie poważniejsza kariera niż Krzysztofa Komedy – stwierdza Tomasz Lach. – Mietek Kosz był twórcą wyjątkowym. Pozostawił kilka kompozycji. Ale w mojej opinii jako kompozycje należy traktować również interpretacje czyichś kompozycji – do tego stopnia one są przez niego przebudowywane. To jest bardzo głęboka poetyka, ogromny szacunek do dźwięku, kultura grania, gdzie nie chce się ekspresyjnie opowiadać o sobie, w domyśle szokując słuchaczy. Tylko to jest mówienie o swojej duszy. Na pewno wykroczyłby poza jazz. Wiem to, chociażby z prób. W ciągu tych paru lat, setek prób, na których siedziałem, on wielokrotnie wykraczał poza jazz. Czasami wędrował w zestawy dźwięków wtedy wydawałoby się absolutnie nowatorskie. Czasami przebłyskiwały króciutkie lejtmotywy, muzyczki, ale przede wszystkim to było wędrowanie po jego muzyce, po jego świecie. Próbowałem sobie to wyobrazić. To szalenie ciężkie wyobrazić sobie, jak wyglądał jego świat, kiedy grał, kiedy tworzył, a jednocześnie nie dostrzegał przestrzeni.
CZYTAJ: „Śladami Jazzmana z Antoniówki”. Krynice przypominają postać Mieczysława Kosza
– Mietek oczywiście nie czytał nut, wszystko było w Braille’u. Chodziłem do biblioteki przy Instytucie Niewidomych i przynosiłem mu sterty książek w Braille’u – opowiada Tomasz Lach. – Np. wtedy osoba ociemniała czy niewidoma nie mogła przeczytać „W pustyni i w puszczy”. Mogła przeczytać tylko streszczenie. Dlaczego? Dlatego że żebym ja przyniósł Mietkowi całą „W pustyni i w puszczy” pisaną w Braille’u, to musiałbym wynająć ciężarówkę. To były drukowane, wypukłe tekturki. Ale np. zaczął uczyć się francuskiego. Mówiono mu, że jego 2 czy 3 koncerty w krajach Beneluksu udowodniły, że jego styl muzyczny jest szalenie popularny w krajach francuskojęzycznych. Na to liczył. Bardzo dużo słuchał. Muzycy jazzowi opowiadali, jak ciężko się z nim współpracowało. Profesjonalny muzyk jazzowy siada do grania i gra, ma nuty. Większość polskich muzyków jazzowych ma tę wyższość na muzykami z innych części świata, że są zawodowcami. Są po średnich lub wyższych studiach muzycznych. Zazwyczaj tak się w środowiskach jazzowych nie dzieje. Polska jest potęgą, jeżeli chodzi o sprawności muzyków jazzowych. I teraz ci muzycy siadają do grania, do prób, a Mietek nie czyta. Trzeba mu to najpierw zagrać, potem opowiedzieć, potem musi nauczyć się tego na pamięć, zrobić swoje interpretacje.
Przezwyciężał wszystkie problemy, żeby tworzyć
– Na pewno dużo pamiętał. Pamiętał kolory, pola… Bardzo rzadko wspominał swój dom rodzinny. Potem dowiedziałem się, że jego życie nie było najweselsze – mówi Tomasz Lach. – Tracił wzrok; dla rodziny stawał się nieproduktywny, takim raczej zawalidrogą, kimś, kim będzie trzeba się opiekować przez całe życie. Raz jechaliśmy autobusem i któryś z muzyków wpadł na pomysł: „Zatrzymamy się, Mietek, pokażesz nam swoją chałupę”. On stanowczo zaprotestował. Natomiast kilka tygodni później któryś z muzyków zatrzymał się tam i tam wszedł. Potem opinia była taka: „No słuchajcie, chałupka, stodółka, jeden wóz, jeden koń, jedna krowa”. Pewnie to było powiedziane złośliwie, ale zapewne takie też było jego dzieciństwo. Niewiele chyba mógł tutaj wspominać.
– Wiele osób wspomina Mietka – dodaje Tomasz Lach. – Moi rówieśnicy, którzy mieli okazję z nim pracować. Rozmowa często schodzi na temat Mietka. Po pierwsze, to fascynująca postać przez to, że przezwyciężał wszystkie swoje problemy życiowe i jednak coś stworzył. Mietek cieszy się dużym zainteresowaniem. Jest też wzorcem artysty, który potrafi wszystko przezwyciężyć, żeby dalej robić swoją sztukę. Nic poza tą sztuką nie miał. Nie miał, bo nie mógł. Miał bliską sobie osobę, ale przecież to nie wszystko.
CZYTAJ: Inspiruje ich twórczość Mieczysława Kosza. Pianiści jazzowi spotkali się w Budach
O Mieczysławie Koszu pamięta też społeczność rodzinnej Antoniówki i gminy Krynice, organizując m.in. Zaduszki Jazzowe pamięci muzyka oraz konkurs – Ogólnopolskie Spotkania Młodych Pianistów Jazzowych jego imienia.
W materiale dźwiękowym wykorzystano nagrania archiwalne Polskiego Radia – wywiad z 1970 roku oraz fragmenty utworu „Rosemary’s Baby” w wyk. Mieczysława Kosza.
AP / opr. WM
Fot. Piotr Piela