Tradycyjne kioski z prasą odchodzą do lamusa. Właściciele i najemcy obiektów coraz częściej rezygnują z biznesów ze względu na wysokie koszty utrzymania i niewielki ruch. Przez sześć lat w całym kraju zamknięto około 8 tysięcy punktów z prasą.
Pod koniec lat 90. XX wieku były żyłą złota, ale ich świetność odeszła już dawno. Skalę zjawiska widać w Internecie, gdzie można przebierać w ofertach używanych kiosków. Ale można to też dostrzec na lubelskich ulicach. Po pierwsze kiosków jest mało, a te działające można policzyć na palcach obu rąk.
CZYTAJ: Lublin: Kosztowna naprawa „okna czasu”
Biznes na granicy rentowności
Mariola Wiśniewska pracuje w kiosku od ponad 30 lat. Jej punkt każdego dnia mija kilkaset osób, bowiem znajduje się przy dworcu PKS. Mimo wszystko – jak sama mówi – to biznes na granicy rentowności. – Marże są bardzo małe. Drugą sprawą jest, że jesteśmy tak samo obłożeni podatkami, jak każdy inny przedsiębiorca, więc czasami nie zarabiamy nawet najniższej krajowej. Mnie brakuje półtora roku do emerytury. Myślę, że dotrwam. I to mnie tutaj trzyma – mówi pani Mariola.
Justyna Żmuda pracuje w kiosku położonym przy Politechnice Lubelskiej. Punkt działa dobrze, ale to jedno z niewielu tego typu miejsc na mapie Lublina. – Gazety schodzą. Z takich starszych rzeczy sprzedają się na przykład żyletki. Oprócz tego papierosy, kremy. Przychodzi również młodzież, po książki, gazetki dla dzieci, krzyżówki. Studentów dużo zagląda po wykleślanki – wymienia pani Justyna.
CZYTAJ: Lubelscy terytorialsi orientują się (prawie) najszybciej w Polsce [ZDJĘCIA]
Z twardymi danymi dyskutować się nie da
To, że kiosków na terenie miasta jest coraz mniej widać gołym okiem, Monika Głazik z Urzędu Miasta Lublin przypomina, że każda tego typu placówka musi mieć wydane zezwolenie na zajęcie pasa drogowego. Z twardymi danymi dyskutować się nie da: – W tym roku Zarząd Dróg i Mostów w Lublinie wydał decyzję dla 86 kiosków, usytułowanych w pasach drogowych lubelskich ulic. W 2021 roku wydał taką decyzję dla 99. Należy przy tym zaznaczyć, że duża część kiosków – mimo wydanych decyzji z tego roku – nie funkcjonuje. Wydaje się, że tendencja spadkowa będzie się utrzymywać – stwierdza Monika Głazik.
Dariusz Materek, rzecznik prasowy spółki Kolporter, przyznaje, że odejście tradycyjnych kiosków do lamusa rozpoczęło się 20 lat temu. – Zbiegło się to z momentem pojawienia się na naszym rynku prasowym wielu tytułów. Kioski okazały się punktami, które nie do końca były przystosowane do ekspozycji takiej liczby czasopism. Kiedyś przeciętnie było sprzedawanych kilkanaście tytułów, dzisiaj oferta dla takiego punktu to co najmniej kilkadziesiąt, jeśli nie ponad 100, tytułów prasowych. Są one bardzo różne – dla dzieci, dla kobiet, dla mężczyzn. Samo to pokazuje, że kioski niestety powoli odchodzą do przeszłości. I myślę, że do tej przeszłości odejdą.
Facetowi potrzeba tylko jednego rodzaju sznurowadeł
Są jeszcze ludzie, którzy do tradycyjnych kiosków zaglądają. Jedni z sentymentu, inni z przyczyn czysto pragmatycznych. – Mam po drodze, przychodzę kupić coś konkretnego. Jak są potrzebne sznurowadła, to jest potrzebny ich jeden rodzaj, a nie pięć do wyboru; zwłaszcza facetowi. Nie jest to jakiś relikt PRL-u. Jeśli kioski są odnawiane, mogą wyglądać fajnie i wpasować się w miasto – mówią lublinianie.
Warto dodać, że w Warszawie działa samoobsługowy kiosk. Sprzedaż jest możliwa przez 24 godziny na dobę, a sama transakcja zajmuje kilkanaście sekund. Szkoda tylko, że sympatyczną panią zza kioskowej lady zastąpiła ręka maszyny.
W ciągu ostatniego roku z polskich ulic zniknęło ponad 1000 tradycyjnych kiosków. Ich rolę przejmują saloniki prasowe, a także niewielki markety sprzedające prasę i papierosy.
FiKar / opr. ToMa
Fot. Krzysztof Radzki / Filip Karman