Sięgając po kolejny komiks autorstwa duetu Ed Brubaker i Sean Phillips zawsze mam wrażenie, że za chwilę przeczytam coś, co już gdzieś widziałem. Spodziewam się wtórności, ale… za każdym razem wsiąkam i bawię się świetnie. I później myślę sobie, że to zasługa scenarzysty, który znowu wrócił do swojej własnej przeszłości, wygrzebał z niej kilka motywów i zamienił je w pełnometrażową historię, osadzając w bliskich sobie latach i miejscach. Ale po chwili refleksji dochodzę do wniosku, że jednak swoje grosze dorzucił tu rysownik – chociaż nie wprowadza do swoich grafik ani grama nowości i świeżości i można odnieść wrażenie, że od dłuższego czasu tworzy na autopilocie, to jednak z innym rysownikiem te scenariusze nie miałyby takiej siły oddziaływania.
Duet marzeń? Całkiem możliwe.
Są przesłanki, które na to wskazują. Choć całkiem też możliwe, że panowie tak przyzwyczaili mnie do swojej komiksowej narracji, że nie potrafię sobie wyobrazić ich rozłączonych. Drugi tom pulpowej z założenia serii o perypetiach Ethana Recklessa, który szpera w nierozwiązanych sprawach, doprowadzając je do końca, rozpoczyna się od słów „1985 to był kiepski rok”. I choć cały album traktuje o podziemnym biznesie filmowym, to Brubaker przede wszystkim porusza tu kwestię tęsknoty za utraconym momentem. Jego bohaterowie zastygają w chwili, kiedy czuli się dobrze, i pragną, by ta chwila trwała wiecznie. A jeśli definitywnie już zgasła, to marzą o tym, by za wszelką cenę ją odtworzyć.
Co więcej, scenarzysta głównym bohaterem czyni tu nie tyle Recklessa, co jego intuicję, pozwalając czytelnikowi poczuć to mrowienie, które zapewne pojawia się w głowie detektywa za każdym razem, gdy ten zobaczy coś, co ze sprawy pozornie rozwiązanej uczyni taką, w której coś tam jeszcze można odkryć. Tak też skonstruowany jest ten scenariusz – prosta do rozwiązania zagadka zaczyna ujawniać kolejne warstwy tajemnicy, prowadząc do kilku wolt w emocjonującym finale.
W Powierniku diabła (wyd. Mucha Comics) autorzy ponownie z chęcią sięgają do motywów filmowych – poza samym głównym wątkiem opowieści, sporo kinowej magii udało się im zmieścić na drugim planie – są więc plakaty, szpule filmowe, magazyny i tym podobne artefakty. Podczas gdy pierwszy tom serialu był pulpą pełną gębą, tak w tym z tej otoczki została chyba tylko okładka, która trzyma poziom groszowych powieści publikowanych lata temu. Wnętrze albumu to już dość mroczna wizyta w podziemnym świecie sekciarskich filmów, jak również raptowne zgłębianie charakteru głównego bohatera, który zwykle chcąc wejść w rolę rycerza pędzącego na ratunek, pakuje się w konkretne kłopoty.
Trzeci tom został już zapowiedziany. I znowu ma być inny od poprzednich.
Czekam.