„Wszyscy kochają Irlandzki Punk Rock!” – rozmowa z Dwightem O’Reillym z The O’Reillys and the Paddyhats

art orei 2023 03 08 102028

Niestety, regularne, koncertowe wizyty topowych zespołów w naszym kraju to wciąż rzadkość. Na przekór temu twierdzeniu, wybiera się do nas Niemiecka formacja celtic-punkowa, The O’Reillys and the Paddyhats. Załoga z Gevelsberg zadebiutuje na naszej scenie już w najbliższy czwartek, koncertem w stołecznym klubie Remont aby w kolejnych dniach odwiedzić takie miasta jak Kraków, Zabrze i Poznań. Z okazji ich nadciągającej, dziewiczej wizyty w naszym kraju, porozmawiałem z liderem formacji, Dwightem O’Reillym, który opowiedział mi co nie co o historii zespołu oraz zdradził, czego oczekują po Polskich koncertach. 

Dwight dość euforycznie zareagował na możliwość przeprowadzenia rozmowy dla Radia Lublin. Jak wielokrotnie podkreślał w wywiadzie, wyprawa do Polski to dla nich wielka rzecz i przede wszystkim szansa na zdobycie nowych fanów. Choć zespół wciąż dla wielu fanów jest kompletnie nieznany, możliwe że komuś mignął klip do utworu „Barrels of Whiskey” – kawałek od czasu pojawienia się w serwisie YouTube, doczekał się już ponad 40 milionów wyświetleń, co jest wynikiem iście imponującym. Czy przełoży się to na frekwencję podczas Polskich koncertów? Szczerze trzymam za to kciuki. 

Rozmowę z Dwightem zamieszczam w dwóch wersjach – audio z Polskim tłumaczeniem, oraz w formie pisemnej transkrypcji. Wywiad oryginalnie został wyemitowany w audycji „Kołowrót”, 7 marca 2023.

Radio Lublin: Dwight, już w czwartek zagracie swój pierwszy koncert w Polsce. Zastanawiam się, jakie są Wasze oczekiwania wobec nadchodzącej, Polskiej trasy?
Dwight O’Reilly: Uuuu, no cóż… Tak… Czego oczekujemy…. Wydaje mi się że oczekujemy mniej niż mam nadzieję dostaniemy. Mówię tak dlatego, że zwykle kiedy odwiedzamy po raz pierwszy jakiś kraj, kiedy oczekujesz wiele, dostajesz mniej, a kiedy oczekujesz mniej, dostajesz więcej. Więc mamy nadzieję na dużą imprezę i to że będziemy mogli tu wrócić. To zawsze spora inwestycja żeby nie grać tylko w Niemczech ale pojechać na koncerty za granicę, ale prawda jest też taka że muzyka którą gramy, czyli irlandzki folk punk, to muzyka znana i lubiana na całym świecie, więc jako zespół masz możliwość zagrania we wszystkich tych krajach. Kiedyś graliśmy w Czechach, w Pradze, bodajże 2 razy i było naprawdę – naprawdę, naprawdę! – wspaniale. Ostatni raz graliśmy tam we wrześniu i było naprawdę dużo ludzi, jakieś 500 osób na sali. Najlepsze w tym wszystkim było to, że wszyscy ci ludzie znali nasze kawałki, znali słowa piosenek. Znali te słowa nawet lepiej od nas, więc była naprawdę świetna impreza. Wydaje mi się że to jest coś czego oczekujemy też po koncertach w Polsce. Mieliśmy kilka komentarzy na naszych social mediach w rodzaju: hej, powinniście przyjechać do Polski i zagrać kilka koncertów. Koniec końców promotor Polskich koncertów The Rumjacks odezwał się do nas i powiedział: hej, czekałem na Waszą decyzję, więc teraz moja kolej zaplanować całą trasę. Gramy więc 4 koncerty i mam nadzieję, że to wszystko koniec końców wypali całkiem nieźle.

RL: Fani w Polsce zwykle tłumnie stawiają się na koncertach w klimacie irish punkowym – takie zespoły jak Flogging Molly, Dropkick Murphys czy The Real McKenzies regularnie wracają do nas. Jak myślisz, dlaczego ludzie tak lubią celtic punkowe zespoły?
DO: Myślę że to jest po prostu muzyka którą każdy kocha. Irlandzkie czy celtyckie motywy są w zasadzie znane na całym świecie a w każdym mieście znajduje się minimum 6 irlandzkich pubów więc…Tak, to fakt, wszędzie na świecie znajdziesz irlandzki pub! Do tego są zespoły o których wspomniałeś: Flogging Molly czy Dropkick Murphys które zainspirowały nas do tworzenia takiej a nie innej muzyki. Dla nas wspaniałą rzeczą jest też granie na różnych eventach: możesz grać punkowy koncert albo folk punkowy festiwal, ale możesz też zagrać na heavy metalowym festiwalu, jak chociażby na Wacken, największym metalowym festiwalu w Niemczech. Możesz zagrać wszędzie i każdemu będzie się to podobać, bo w końcu gramy pijackie hymny, imprezowe kawałki, ale też kawałki które mają bardzo emocjonalne i uczuciowe teksty. Dajmy na to bardzo mroczna, emocjonalna piosenka jest zagrana w bardzo rozrywkowy sposób. Te dwa muzyczne światy spotykają się i niejako przenikają i to jest w tej muzyce wspaniałe.


RL: No właśnie, wspomniałeś o Wacken. Jakie było przyjęcie Waszej muzyki na bądź co bądź mocno metalowo zorientowanym festiwalu?
DO: Czekaj, niech sobie przypomnę kiedy po raz pierwszy tam graliśmy. Wydaje mi się że nasz pierwszy raz na Wacken to był 2016 rok i był to dla nas pierwszy koncert na metalowym festiwalu w ogóle. Wszystkie inne to były zwykle festiwale rockowe albo mniejsze festiwale punkowe, ale Wacken to było całkiem coś innego. Trzęsły nam się ręce, zastanawialiśmy się jak ci wszyscy ludzie zareagują na naszą muzykę. Wtedy nie byliśmy jeszcze nikim znaczącym w niemieckim przemyśle muzycznym. Od tamtego czasu zagraliśmy 4 razy na 4 różnych edycjach i było niesamowicie. Wszyscy bardzo lubili naszą muzykę, tańczyli, śpiewali i naprawdę spędziliśmy świetny czas razem. To było wspaniałe, zawsze jest wspaniale. Nie mogę powiedzieć że festiwal punkowy jest podobny do festiwalu metalowego, to całkiem inna publika, coś całkiem innego, ale ludzie reagują i tańczą do muzyki w zasadzie tak samo. Może muzyka folk w jakiś sposób łączy tych wszystkich ludzi i style? To zawsze jest wspaniałe grać ten rodzaj muzy dla tych wszystkich ludzi.

RL: The O’Reillys And The Paddyhats to zespół który zdążył już wyrobić sobie niezłą renomę w środowisku folk punkowym. Jak myślisz, Wasz sukces leży u podstaw ciężkiej pracy, czy jednak zadecydował o tym nieco łut szczęścia?
DO: Myślę że to wypadkowa szczęścia i ciężkiej pracy. Każdy w zespole normalnie pracuje, więc nie jesteśmy 100% muzykami i nie możemy włożyć 100% swojego czasu w zespół. Zgaduję że to jest jakieś 70% Twojego życia aby poświęcić się zespołowi aby ten rósł i odnosił sukcesy. Sądzę natomiast że kawałek “Barrels of Whiskey” był dla nas czymś w rodzaju lodołamacza, choć zupełnie się tego nie spodziewaliśmy. Napisaliśmy go, nagraliśmy, zrobiliśmy klip, wydaje mi się że był to 2017 rok, i od tamtej pory wszystko zaczęło rosnąć i rosnąć, zaczęliśmy grać więcej koncertów, więcej festiwali, zagraliśmy pierwsze swoje tour jako headliner. Nagle klip zaczął być masowo wyświetlany na YouTube, zdaje się że teraz ma jakieś 42 miliony odtworzeń co jest totalnie niesamowite, zwłaszcza że nie mamy pojęcia dlaczego tak jest. To po prostu się stało. Dobra, na pewno jest tak że mamy dobrą podstawę: świetną ekipę techniczną, świetnego agenta który robi dla nas wspaniałą robotę dzięki czemu gramy dużo koncertów w całej Europie. Oczywiście to zawsze jest bardzo dużo pracy na różnych polach. Musisz powiększać swoją fan-bazę w Niemczech, ale z drugiej strony chcesz ekspandować, chcesz docierać też do innych państw. To zawsze wiąże się ze sporą inwestycją, dla przykładu musimy przejechać jakieś trzy tysiące kilometrów aby dotrzeć do Warszawy, co jest rzecz jasna naprawdę wielkim dystansem dla nas i kosztuje nas sporo pieniędzy, ale to jest coś co musimy zrobić, bo po prostu chcemy zagrać w tych miejscach. W takich miejscach nie jest ważny dla nas wielki zarobek, a zagranie koncertu, pokazanie się a potem, w przypadku powrotu, powiększanie grona swoich fanów. To zawsze tak działa, krok po kroku.


RL: Tak swoją drogą, niemieckie kapele zwykle całkiem nieźle radzą sobie na celtic punkowym poletku. Dwa bardzo znane zespoły z Waszego kraju to Mr. Irish Bastard i Fiddler’s Green. Co sprawia że Niemcy tak dobrze czują się w klimatach irlandzkich?
DO: Trudne pytanie! Wydaje mi się że akurat Mr. Irish Bastard to zespół którego frontman oryginalnie pochodzi z Irlandii, mamy więc w tym przypadku native speakera na pozycji frontmana. Fiddler’s Green z kolei grali na początku tradycyjną muzykę folkową a dopiero potem zdecydowali się dorzucić trochę punkowego klimatu. Może ich publiczność dorastała razem z nimi do tego. To trochę tak jakby zespół najpierw grał folkowy klimat, ale potem zamarzył żeby grać na dużych scenach na których jednak potrzeba basu, perkusji i gitar, więc dodali to żeby zagrać na większych scenach. I to zagrało. Może ludzie w Niemczech po prostu lubią taki styl, albo po prostu lubią sobie potańczyć. Może? Nie wiem. Może Niemcy po prostu brzmią irlandzko? A może mamy dobre studia nagraniowe? Wiem że zarówno Mr. Irish Bastard, Fiddler’s Green jak i Paddyhats korzystali przez długi czas z tego samego studia nagrań. Więc może to wszystko kwestia studia?

RL: Zastanawiam się jak będzie wyglądał Wasz tegoroczny repertuar koncertowy? Skupiacie się na ostatnim materiale, czy raczej zaprezentujecie przekrojowy materiał ze wszystkich płyt grupy?
DO: Dobre pytanie! W 2019 roku nagraliśmy płytę “Dogs On The Leash” i w 2020 roku mieliśmy plan zagrać duże tournee promocyjne. No ale oczywiście przyszła pandemia i wszystkie plany wzięły w łeb. Mieliśmy jednak okazję zagrać dosłownie kilka koncertów, więc nie było tak że utknęliśmy w domu na długi czas. Nie było tak że siedzieliśmy cały czas sfrustrowani, raczej podeszliśmy do tego na zasadzie żeby wyciągnąć z tej sytuacji jak najwięcej, robić jak najwięcej, żyć i robić muzykę, dostarczyć trochę radości do domów ludzi. No więc w czasie pandemii stwierdziliśmy “ok, mamy trochę czasu, więc może napiszmy nowy album?”. Dlatego właśnie powstało “In Strange Waters” , które było w zasadzie swego rodzaju projektem dla nas, aby przenieść nasze piosenki w nieco inne style muzyczne. Ale to tylko projekt studyjny że tak powiem, nie gramy tych wersji live, byłoby to zbyt skomplikowane. Jednak w 2022 roku napisaliśmy kolejny materiał, który chcemy wydać we Wrześniu 2023. Pierwsze koncerty w tym roku to właśnie te 4 koncerty w Polsce i skupiać będziemy się przede wszystkim na “Dogs On The Leash”, ale zagramy też trochę starych kawałków i jeden całkiem nowy numer z nadchodzącej płyty. Bardzo jesteśmy ciekawi jak ludzie na niego zareagują.


RL: Wspomniałeś o eksperymentalnym “In Strange Waters”. Nie masz wrażenia że celtic punk, jakkolwiek jest wspaniałym nurtem, jest jednak dość mocno hermetyczny? Są zespoły które mocno kombinują na swoich nowych albumach, wychodząc niekiedy dość daleko poza ramy stylistyczne. Czy “In Strange Waters” to właśnie było takie upragnione wyjście poza schemat? Mały skok w bok?
DO: Tak, wiem co masz na myśli. Cóż, pierwsza idea była taka, żeby nagrać album akustyczny. Ale potem usiedliśmy i stwierdziliśmy, że w naszym przypadku, wystarczy po prostu wyłączyć prąd w gitarach, więc nie będzie to nic nowego. Więc postanowiliśmy pomieszać to z innymi stylami muzycznymi, dodać syntezatory, trochę klimatu disco w “Yesterday’s Rebel” czy muzyki pop do “Irish Way”. Wspaniale było zobaczyć, że wszystkie nasze kawałki nieźle sprawdzają się w innych muzycznych stylach. Ale to był tylko eksperyment, nic z tych rzeczy nie pojawi się na nowym albumie. Choć, oczywiście, jest to sygnał to tego, żeby trochę pomiksować różne style, spróbować zagrać ska, zagrać na gitarze offbeatowo, czy dodać trochę metalowego brzmienia w niektórych kawałkach. To jest wszystko to co w zasadzie zawsze robimy, aby sprawić aby nasza muzyka była jeszcze bardziej interesująca dla słuchacza, a nasze kawałki nie były wszystkie takie same. Więc to jest coś co zawsze staramy się zrobić, czasem to działa czasem nie, ale zawsze wybieramy tą opcję, która jest najlepsza dla danego kawałka.

Rozmawiał: Marcin Puszka
Zdjęcia: materiały promocyjne The O’Reillys and the Paddyhats

 

Exit mobile version