W lasach można spotkać małe zające. Służby apelują: Nie bierzmy ich na ręce, nie dotykajmy!

pexels pixabay 247373 2023 03 16 193826

W lasach można obecnie napotkać małe zające. Leśnicy i stowarzyszenia opiekujące się zwierzętami apelują, żeby ich nie dotykać i nie porywać.

– Choć może nam się wydawać, że są one opuszczone to w pobliżu jest mama, która się nimi opiekuje – Aneta Sławińska z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Lublinie. – Pamiętajmy, że one są jeszcze nieporadne. Nie są w stanie szybko się poruszać. Ich mama wie, że dla nich najbezpieczniejsza sytuacja jest wtedy, kiedy zostawi je w kryjówce i podchodzi do nich tylko na czas karmienia. W związku, z tym że nie wydzielają zapachu i kolorem są zbliżone do podłoża, to taka sytuacja jest dla nich najbardziej bezpieczna, Mama podchodzi do nich, karmi, więc one nie są zostawione same sobie. Często jest tak, że matka jest ich niedaleko i obserwuje. Kiedy pojawi się jakiś drapieżnik, wyskakuje z krzaków, zaczyna uciekać i odciąga w ten sposób drapieżnika od młodych.

CZYTAJ: Najstarszy jeż europejski dożył 16 lat

– Kolejny zając jedzie, tylko ten jest pogryziony przez kota. Ten zając będzie czwarty – mówi Lena Grusiecka, która prowadzi Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Skrzynicach Drugich. – Jeden miał przyjechać, ale okazało się, że w drodze padł. Podejrzewamy, że ze stresu, bo one są bardzo stresującymi się zwierzakami.

– Ktoś dumny uratował życie, nieprawda – dr. nauk weterynaryjnych Jerzy Ziętek z Wydziału Medycyny Weterynaryjnej w Lublinie. – Prawdopodobnie człowiek zabił tego zajączka, ponieważ ich odchów jest bardzo trudny. Nieświadomy niczego człowiek przychodzi, wzrusza się nad rzekomo porzuconym zajączkiem i pierwsza rzecz co robi to łapie go na ręce. To ogromny błąd z tego względu, że przekazuje mu swój zapach. W tym miejscu, gdzie stoi depcze trawę, przekazuje zapach, nie daj Boże ma jeszcze psa. Może być taka sytuacja, że nawet jeżeli on z powrotem odłoży on tego zajączka, jego mama może nie wrócić i ten zwierzak umrze z głodu.

– Niestety, jeśli zabieramy takie zwierzątka, to nieświadomie stajemy się kidnaperami, bo tak to trzeba nazwać. Zaczynamy nieszczęście tych młodych zwierząt, które są później pozbawione mamy. Są oczywiście takie sytuacje, kiedy obok takiego malucha zobaczymy jego nieżywą mamę. Jeżeli one są w bardzo złym stanie, to tak, ale wtedy też nie na własną rękę. Szukamy pomocy, bo nie jesteśmy sami w stanie wykarmić takich młodych, leśnych zwierząt – dodaje Aneta Sławińska.

CZYTAJ: Ludzie mają silnie negatywny wpływ na życie i zachowania dzikich zwierząt

– To jeden z najbardziej wymagających dzieciaków, ponieważ nie opracowano jeszcze mleka, które byłoby bardzo podobne do tego mleka zajęczej mamy. To przestawianie z pokarmu matki na pokarm zastępczy zawsze wiąże się z ryzykiem jakichś problemów natury pokarmowej. Im wcześniej do nas trafi, im mniej ktoś kombinował, to są większe szanse, żeby go odratować. Natomiast to jest dla nas stres, bo chcielibyśmy, że taki maluch się wychował. Jest to wstawanie, karmienie, bo my karmimy częściej za to mniejszymi porcjami. Jest to karmienie co 2-3 godziny. Niestety patrzymy wielokrotnie na to, jak ktoś zrobił krzywdę – już się nie da takiego malucha uratować – wyjaśnia Lena Grusiecka.

– Później pojawia się kwestia – co z nim zrobić? W domu nie możemy go trzymać. To nie jest królik, wszystko będzie nam niszczył. Jeżeli go puścimy na gospodarstwo, to jak tylko zacznie dojrzewać płciowo to natychmiast nam ucieknie, ale nie ma szans na przeżycie – tłumaczy dr. nauk weterynaryjnych Jerzy Ziętek.

– Niech wyobrazi sobie Pani, że jest Pani z dziećmi na spacerze. One znajdują zająca. Ich mama wie, że nie wolno ruszać, jest tego świadoma, ale potem się przyznaje, że nie mogła dzieciom odmówić, bo dzieci płakały, tupały. Wzięła trzy zające. Przywiozła jednego w agonii, bo dzieci się bawiły, karmiły. To się w głowie nie mieści – dopowiada Lena Grusiecka.

Przypomnijmy, że nie należy ruszać także saren czy ptasich podlotów.

Lilka / opr. AKos

Fot. pexels.com

Exit mobile version