Proza Grabińskiego zaadaptowana na komiks. Jak powstawała „Szalona zagroda”?

17 2023 03 09 184702

Spotkanie z Mateuszem Wiśniewskim podczas Złotych Kurczaków 10. Prowadzi Szymon Holcman

Mateusz Wiśniewski pracuje nad komiksowymi adaptacjami dzieł Stefana Grabińskiego – klasyka literatury niesamowitej. Pierwszym namacalnym efektem jego działań jest zeszyt komiksowy Szalona zagroda narysowany przez Michała Araszewicza i zaprojektowany przez Łukasza Mazura. Komiks bazuje na debiutanckim opowiadaniu Grabińskiego pod tym samym tytułem, opublikowanym pod koniec kwietnia 1908 roku w tygodniku ilustrowanym „Nasz kraj”. Premiera zeszytu miała miejsce pod koniec lutego podczas dziesiątej edycji festiwalu Złote Kurczaki.

CZYTAJ: Luko Czakowski: Program Pośmiertnej Resocjalizacji to główny filar mojej ponurej wizji przyszłości

– Ku mojemu zdumieniu wiele osób nie wie, kim jest Stefan Grabiński – mówi Mateusz Wiśniewski. – Swoją krótką popularność zdobył w latach 20., a pisał od lat 10. – jego debiut to 1909 rok. I właśnie z tym debiutem, tylko w formie komiksu, przyjechałem tutaj. Zrobiliśmy to z Michałem Araszewiczem, który do tej pory nie siedział do końca w środowisku komiksowym. Wcześniej współpracowaliśmy przy krótkiej formie, teraz mamy zina, który zapowiada większe wydawnictwo – zbiór adaptacji komiksowych z różnymi polskimi autorami.

Szalona zagroda jest zatem czymś w rodzaju zapowiedzi większej całości. Czy jednak cały docelowy album będziemy poznawali w formie krótkich opowieści?

– Miałem takie zakusy, żeby to robić, bo festiwali mamy dużo i na dobrą sprawę co miesiąc można jeździć gdzieś z premierą. Natomiast wtedy cały projekt niemiłosiernie by się przeciągnął. Plan jest taki, że tylko Szalona zagroda będzie zinem – podkreśla scenarzysta.

Adaptowanie nie było łatwe

Jak podkreśla autor koncepcji adaptacji prac Grabińskiego, prace nad scenariuszami rozpoczęły się już jakiś czas temu:

– Pierwsze przymiarki były kilkanaście, dwanaście-trzynaście lat temu, potem to zarzuciłem, bo wtedy zaczynałem dopiero pisać scenariusze do komiksów – mówi Mateusz Wiśniewski. – Wziąłem się za Grabińskiego, odkryłem go. Przez ostatnie lata czytałem o nim, czytałem Grabińskiego, kupowałem różne wznowienia, teksty teoretyczne. Po dziesięciu latach pracy twórczej pomyślałem, że mam już warsztat, być może, na tyle rozbudowany, by zrobić kolejną próbę. Zacząłem pisać na początku zeszłego roku; dla siebie, jeszcze bez pomysłu na to, co ma się z tym dalej stać i kto to narysuje. Napisałem cztery teksty. Wybrałem opowiadania, które ukazują szersze spektrum, przykłady twórczości Grabińskiego dla kogoś, kto nigdy nie zetknął się z jego prozą. Kiedy Fil ogłosił powrót Kurczaków, zmotywowało mnie to do tego, żeby coś z tymi tekstami zrobić. Parę tygodni wcześniej Michał Araszewicz zaczął na swoich social mediach częściej publikować wyśmienite ilustracje tuszem, szkice i tak dalej. Ja z nim romansowałem już wtedy, w pewnym momencie napisałem po prostu, czy chciałby tę Szaloną zagrodę zrealizować. Odpisał, że nie chce.

CZYTAJ: Przed nami milion Fiask. Otoczak tworzy zina ostatecznego

– Przeczytałem scenariusz i od razu odpisałem, że nie ma opcji – potwierdza rysownik Michał Araszewicz. – Historia jest bardzo mroczna i opowiada o chorej relacji wdowca ze swoimi dziećmi – sam mam dwójkę dzieci, starszego syna i młodszą córkę – dokładnie jak w opowiadaniu. Pomyślałem sobie – co za chora akcja, kto i po co pisze w ogóle takie rzeczy… Tak więc podziękowałem Mateuszowi i powiedziałem, że tego emocjonalnie nie dźwignę.

– Po tej odpowiedzi, Michał zadzwonił do mnie i zapytał, czy możemy porozmawiać, bo nie może pozbyć się tej historii z głowy, no i chyba jednak musi się z nią zmierzyć – wspomina Mateusz Wiśniewski.

– Siedziała we mnie ta historia i już w trakcie czytania ją sobie wizualizowałem – bo to naprawdę dobry, nieoczywisty, wielowarstwowy materiał na kilku poziomach. Doszedłem do wniosku, że szkoda byłoby taką okazję zaprzepaścić i po kilku dniach napisałem do Mateusza: „dobra, robimy” – dodaje Michał Araszewicz.

– Adaptowanie nie było łatwe – podkreśla scenarzysta. – Pracuję na oryginalnych tekstach – nawet nie tych zredagowanych, z późniejszych wydań, tylko na oryginałach, z archaizmami, przestawnym szykiem i tak dalej. To dla mnie przyjemna praca, ale każdy tekst jest inny i trochę to zajmuje – przede wszystkim sam proces koncepcyjny: jak ugryźć dane opowiadanie. To jest przełożenie jeden do jednego, mogę to powiedzieć, operuję jednak skrótami, wybieram fragmenty tekstu. We wszystkich tych komiksach to będą teksty Grabińskiego, nie moje. Ja nic nie dopisuję. Piszę scenariusz, trochę go też stylizuję. Pracuję równocześnie nad Czarnym, innym komiksem, który robimy z Joanną Karpowicz, i przy którym studiuję literaturę spirytystyczną i metapsychiczną z lat 20., więc też chłonę te konstrukcje, słownictwo. Pomagam tym sobie w pisaniu scenariuszy, żeby trochę zwiększyć immersję rysownika, żeby miał trochę więcej przyjemności z tej pracy.

CZYTAJ: Kasia Babis: Marzy mi się, żeby wydawać już tylko autorskie projekty

– Na samym początku dałem Mateuszowi znać, że dla komfortu pracy chciałbym zrobić to bez żadnych konsultacji w trakcie realizacji, bez podsyłania kolejnych plansz, propozycji itd. Zgodził się na to, więc zabrałem się do gryzdania – mówi Michał Araszewicz. – Zrobiłem bardzo techniczny storyboard, bo miałem kilka wątpliwości, a nie chciałem wprowadzać zmian bez konsultacji z Mateuszem, i faktycznie tak było. Podesłałem storyboard, obgadaliśmy go sobie trochę, wprowadziliśmy dosłownie kilka zmian i później już jechałem bez konsultacji do momentu oddania materiału do druku.

Łukasz Mazur i Jacek Jastrzębski

Droga do druku

Przed oddaniem komiksu do drukarni swój istotny wkład w ostateczny kształt Szalonej zagrody miał Łukasz Mazur, odpowiedzialny za projekt graficzny, liternictwo i skład zeszytu.

– Mimo że jesteśmy przyjaciółmi, Mateusz zawsze bardzo profesjonalnie podchodzi do kwestii współpracy – mówi Łukasz Mazur. – To nie było tak, że zagadał mnie na zasadzie „a, mógłbyś coś tam zrobić”, tylko powiedział mi o całym projekcie i mojej w nim roli. Na początku wyglądało to tak, że miałem się zająć okładką, ogólnie składem, wlaniem tekstu, złamaniem tekstu, takim pomyślunkiem, jak to ogólnie mogłoby wyglądać, mając w głowie to, że to będzie dłuższy projekt, którego komiks jest świetną zajawką. Jak dostaliśmy materiały od Michała, to zająłem się okładką. Mieliśmy kilka dni, żeby sobie pomyśleć o liternictwie, o tym, jaki font zastosować – i przy nazwiskach i przy tytule. Mateusz miał bardzo bogate archiwum z tamtych lat, z międzywojnia, więc na bazie tego działałem. Byliśmy już dogadani, wymyśliliśmy cały koncept. Później przyszła kwestia tego, że okazało się w ostatniej chwili, że w ciągu paru dni trzeba było zrobić liternictwo. Podjąłem się tego zadania, ponieważ bardzo lubię współpracować z Mateuszem i jego projekty zawsze wymagają ode mnie czegoś więcej niż taki zwykły komiks. Dość szybko wykminiłem, jak mógłbym zrobić dymki i ramki z tekstem, pomysł zaakceptował Mateusz. Kilka dni spędziłem w programach graficznych, bawiłem się pędzlami i wlewałem w odpowiednie miejsca tekst. Mimo że była to błyskawiczna i wyczerpująca robota, to dająca wiele satysfakcji. Efekt finalny, jak mi się wydaje, jest znakomity.

– Czy jestem zadowolony z efektu finalnego? Tak! Poza tym praca przy tym projekcie dużo mi dała – podkreśla Michał Araszewicz. – Powrót do tradycyjnej formy dał mi dużo radochy i poczułem, że dosypałem sobie trochę naturalnego nawozu do swojej bio/kreatywnej masy.

Autor adaptacji, zdjęcie autora oryginału i stoisko nawiązujące do dawnych lat

Stoisko jak z epoki i inne niespodzianki

Na tych, którzy zdecydowali się odwiedzić stoisko Mateusza Wiśniewskiego na wrocławskich Złotych Kurczakach 10, czekało coś wyjątkowego.

– Odbiór czytelnikowi mógł wzbogacić wystrój stoiska, z czarnym obrusem, zdjęciem Grabińskiego, cukierkami z tamtych lat, świecą – mówi Łukasz Mazur. – To pokazuje, że jego podejście do projektów, za które jest odpowiedzialny, jest absolutnie kompleksowe. Bardzo to sobie w nim cenię, bo to zderzenie moich pomysłów z jego wizją zawsze daje jakieś ciekawe efekty.

– Pierwszy raz mam stoisko. Wcześniej wydaliśmy z Łukaszem Mazurem Miazmę, też w niezalu, ale Miazma leżała z innymi wydawnictwami i nie poświęciliśmy jej dedykowanego stoiska. Przygotowałem skromne dekoracje: mamy portret Stefana Grabińskiego, żeby był z nami, jutro ma urodziny. Swoją drogą, ja mam urodziny dzisiaj – ale mówię o tym tylko dlatego, że jutro są akurat jego.

CZYTAJ: Fil o Złotych Kurczakach: Tak naprawdę chodzi tutaj o zabawę

Z okazji urodzin na gali Złotych Kurczaków 10 na Mateusza Wiśniewskiego czekała niespodzianka w postaci tortu – jak się okazuje, nie było to jedyne niespodziewane wydarzenie tego dnia.

– Ja Michała nie znam osobiście – dzwonimy do siebie lub piszemy. Dzisiaj przyjechała jego rodzina – specjalnie po to, żeby kupić komiks, zrobić zdjęcia dla Michała – mówi Mateusz Wiśniewski. – Bardzo mi było miło ich poznać. Świetni ludzie. Zawsze jest to przeżycie, nie znam osoby, o której mówimy, nigdy jeszcze nie rozmawialiśmy twarzą w twarz, ale poznaję jego rodzinę. To też jedna z zalet posiadania stoiska.

Premiera Szalonej zagrody wypadła okazale. Warto podkreślić, że zeszyt Mateusza Wiśniewskiego i Michała Araszewicza to pierwsza komiksowa adaptacja prozy Stefana Grabińskiego (1887-1936), prekursora polskiej fantastyki literackiej.

CZYTAJ: Wszystkie oblicza nieustraszonego łowcy kadrów. Finisaż wystawy Piotra Nowackiego

DySzcz

Fot. DySzcz

Exit mobile version