Różne warianty ratownictwa lodowego ćwiczyli dziś (15.02) strażacy z dwóch jednostek ratowniczo-gaśniczych Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Lublinie. Akcja odbyła na Zalewie Zemborzyckim, który w tym momencie pokryty jest bardzo cienką i kruchą warstwą lodu.
3, 2, 1…Akcja!
– Ratownik na desce lodowej dociera do osoby poszkodowanej, wydobywa ją na deskę. Na znak sygnał ratownicy, którzy są na brzegu, ściągają ratownika z osobą poszkodowaną na brzeg i przekazują dalszym służbom – wyjaśnia kapitan Krzysztof Kobylarz, dowódca Grupy Wodno-Nurkowej Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej Lublin 4. – Ratownik porusza się po lodzie za pomocą kolców lodowych. Dodatkowo, żeby lepiej było mu poruszać się po lodzie, każda deska lodowa jest wyposażona w kolce. Za ich pomocą ratownik przemieszcza się, wbijając je w lód.
– Praca strażaka to ćwiczenia, doskonalenie swoich umiejętności i oczywiście udział w działaniach. Żeby być dobrze przygotowanym do tych działań, po prostu ćwiczymy – mówi starszy kapitan Andrzej Szacoń, rzecznik prasowy komendanta miejskiego Państwowej Straży Pożarnej w Lublinie. – Doskonalimy swoje umiejętności i poszerzamy wiedzę. Korzystamy z dobrych warunków do ćwiczeń. Mamy kruchy lód, który dokładnie odzwierciedla nam to, co spotkalibyśmy podczas działań ratowniczych. W tym tygodniu mamy zaplanowane ćwiczenia na lodzie. Być może, w przyszłym tygodniu już go nie będzie, więc chcieliśmy skorzystać z tej możliwości. Dlaczego ćwiczymy? Dochodzą nowi funkcjonariusze, więc musimy uczyć ich, jak być przygotowanym do działań w różnych okolicznościach. Dzisiaj w ćwiczeniach uczestniczą dwie jednostki ratowniczo-gaśnicze: JRG nr 2, która mieści się przy ul. Zemborzyckiej (Zalew Zemborzycki jest w ich rejonie chronionym) i strażacy z JRG nr 4, gdzie funkcjonuje specjalistyczna grupa ratownictwa wodno-nurkowego, czyli nasi specjaliści z zakresu działań na wodzie, pod wodą i na lodzie. Oni swoim działaniem obejmują całe województwo lubelskie. Są specjalistami, dlatego łączymy jednostki podczas ćwiczeń, aby dzielić się umiejętnościami i doświadczeniem – dodaje.
Zdążyć z pomocą
– Ćwiczymy wszystkie techniki, którymi możemy uratować poszkodowanego. Na wyposażeniu mamy drabinki nasadkowe. Do poszkodowanego można dotrzeć również saniami z kolcami. Kolega był dzisiaj w stanie sam dotrzeć do poszkodowanego na tych saniach, ale pod dwoma osobami już ten lód się łamał. Dzisiejsze warunki są trudne, lód jest bardzo kruchy. Dotarcie do poszkodowanego jest czasami utrudnione – mówi kapitan Krzysztof Kobylarz.
CZYTAJ: Te filmy nakręcono w Lublinie! Miasto grało Warszawę, Wołyń czy Paryż [TRAILERY, ZDJĘCIA]
– Na szczęście tych zdarzeń u nas na terenie powiatu lubelskiego ostatnio nie było. Mamy jednak sygnały z kraju. W ostatni weekend na Mazurach utopił się ośmiolatek – opowiada st. kpt. Andrzej Szacoń. – Załamał się pod nim lód i niestety nie udało się go uratować. W tamtym roku na terenie powiatu lubartowskiego strażacy z tamtej jednostki oraz nasi z grupy wodno-nurkowej prowadzili działania w związku z ewakuacją wędkarza, który znajdował się na lodzie w takich warunkach, jak mamy dzisiaj. Lód był kruchy i niestety załamał się pod nim. Akcja była bardzo trudna. Zaangażowano w nią śmigłowiec, naszych strażaków nurków, strażaków z jednostki w Lubartowie, a także ochotników. To była dla strażaków bardzo trudna akcja, ale na szczęście udało się uratować mężczyznę. Pomimo tego, że u nas w regionie nie ma takich przypadków w ostatnim czasie, ćwiczymy, żeby być przygotowanym, bo nie wiadomo, co może się wydarzyć. Chociażby w ostatni weekend, przez nieodpowiedzialność opiekunów, grupa dzieci bawiła się na tafli zamarzniętego Zalewu Zemborzyckiego, co jest zagrożeniem dla zdrowia i życia. Kategorycznie apelujemy, aby nie wchodzić na zamarznięte akweny, cieki wodne, bo nie możemy zapewnić sobie i swoim bliskim bezpieczeństwa.
Pomagajmy odpowiedzialnie
– Jeżeli jesteśmy świadkami tego, że ktoś wpadł pod lód, to przede wszystkim zaalarmujmy służby ratunkowe: straż, policję i pogotowie. Dzwonimy na numer 112 i podajemy dokładne dane: lokalizację zdarzenia, kto się topi, w jakiej odległości od brzegu. Jeśli jesteśmy świadkami takiego zdarzenia, to nie wbiegajmy na lód. Jeśli lód załamał się pod kimś, jest duże prawdopodobieństwo, że załamie się też pod nami i będziemy drugą osobą do ratowania. Jeżeli chcemy spędzić rekreacyjnie czas na lodzie, powinniśmy wybierać te komercyjne lodowiska – zaznacza st. kpt. Andrzej Szacoń.
CZYTAJ: Ratują ofiary, które wpadły pod lód. Lubelscy strażacy doskonalą umiejętności
– Najbardziej liczy się czas – wskazuje kapitan Krzysztof Kobylarz. – Jesteśmy grupą wodno-nurkową, która działa w całym województwie. Jeśli jest potrzeba, to jesteśmy dysponowani nawet poza województwo. Jeśli ten lód jest taki, że można po nim przejść albo się czołgać, to jest lepiej, ale jeżeli jest taki, że łamie się od samego brzegu, wtedy dużo gorzej jest nam dotrzeć do takiej osoby. Jest to strasznie wyczerpujące dla ratownika, żeby dotrzeć do takiej osoby, wydobyć ją z wody, przetransportować na brzeg i przekazać zespołowi ratownictwa medycznego. Po wydobyciu takiej osoby trzeba ją rozebrać z mokrych ubrań, postarać się ogrzać.
Kolejnym zagrożeniem – niezwiązanym bezpośrednio z lodem – są brzegi rzek, np. Wieprza, gdzie jest grząsko i gdzie rzeka jest bardzo nieregularna. Może tam dojść do przypadkowego wpadnięcia do wody. – Niestety rzeki to też są niebezpieczne sytuacje – przyznaje st. kpt. Andrzej Szacoń. – Spacerując przy brzegu rzeki, możemy się do niej osunąć. Szczególnie Wieprz czy Wisła mają bardzo mocny prąd, a to może skutkować tragedią, jak wydarzyło się to w powiecie lubartowskim. Żeby uniknąć takich sytuacji, nie powinniśmy chodzić tak blisko rzek. A jeśli już, to powinniśmy być zabezpieczeni i posiadać przynajmniej umiejętność pływania Jednak w warunkach zimowych, kiedy jest rzeka jest zimna, a prąd bardzo silny, nawet umiejętność pływania mogłaby nie wystarczyć, aby się uratować – podsumowuje.
CZYTAJ: Wsiadł za kółko choć nie miał uprawnień. 53-latek wpadł, bo wjechał w radiowóz
Podkreślmy jeszcze raz: jeżeli jesteśmy świadkami złamania lodu pod kimś, to w pierwszej kolejności powinniśmy wezwać służby ratunkowe. Nie wolno wbiegać na lód czy podawać poszkodowanemu ręki, takie działanie może skończyć się dwiema osobami potrzebującymi pomocy. Znacznie lepiej rzucić szalik, gałąź czy linę i próbować pomóc z brzegu.
MaK / opr. DomKla
Fot. Krzysztof Radzki