– Często jesteśmy bardziej narażeni niż żołnierze – mówi medyk frontowy Oleg, pseudonim „Mot”, z Medycznego Batalionu Hospitallers Paramedics. Jak twierdzi, Rosjanie likwidują wszystkich tych, którzy mogą ratować żołnierzy ukraińskich.
– Nie jesteśmy w okopach z wojskowymi, ale zawsze dyżurujemy nieopodal, by móc szybko przyjechać na miejsce – mówi medyk frontowy Oleg, pseudonim „Mot” . – Medycy zawsze będą jednym z głównych celów ostrzału. Możemy bowiem ratować życie naszych żołnierzy. Kiedy trwały jeszcze walki w obwodzie kijowskim, byłem z ekipą, w której pracowali obcokrajowcy. Gdy byliśmy w schronie, jeden z Amerykanów zdał sobie sprawę jak bardzo jest to niebezpieczna praca. Zapytał: „Dlaczego Rosjanie do nas strzelają, przecież jeździmy karetką? To nieludzkie podejście”. I wtedy wytłumaczyliśmy mu, że oni będą do nas częściej strzelać, bo ratujemy rannych żołnierzy, którzy później wracają do walki.
Jak podkreśla Oleg, obecność wojskowych, wiedza militarna, a także trzymanie się zasad bezpieczeństwa, to podstawa, by pozostać przy życiu.
Na froncie ukraińskim szybko kończą się środki medyczne. – Ciężkie walki mogą zabrać do 70 procent zaopatrzenia medycznego – stwierdza Oleg „Mot”. – Materiały, które pomagają opatrzyć rannych żołnierzy, często bardzo szybko się kończą. Ciężko wskazać jeden element, którego brakuje. Na przykład dziś mamy dużo polowych bandaży, ale jeśli w nocy trwała walka, potrafimy wykorzystać nawet 70 procent naszego zaopatrzenia. Wszystko szybko się rozchodzi, zaczynając od dostaw bandaży polowych, a kończąc na samochodach.
Jak mówi, pomoc medyczna jest świadczona rannym żołnierzom, ale także cywilom. Zdarzają się sytuację, w których zespół ratowniczy musi ratować także rosyjskich wojskowych.
InYa / opr. ToMa
Fot. Ministerstwo Zdrowia Ukrainy Facebook