Do 3 lutego lubelski ratusz czeka na ofertę firmy, która wybuduje w mieście niemal 190 stacji do ładowania samochodów elektrycznych. Potrzeby są duże, bo w Lublinie każdego roku przybywa ponad 100 aut elektrycznych.
Lubelski ratusz szuka chętnych do dzierżawy miejskich gruntów i budowy na nich stacji ładowania samochodów elektrycznych. Justyna Góźdź z Urzędu Miasta Lublin wylicza, że chodzi łącznie o blisko 190 ładowarek, które powstaną w 83 różnych lokalizacjach.
CZYTAJ: Ponad 180 stacji ładowania „elektryków” powstanie w Lublinie
– Stacje ładowań samochodów elektrycznych zaplanowano między innymi na placu Zamkowym, ul. Chodźki, Dolnej Panny Marii, Inżynierskiej, Królowej Jadwigi. Dokonując wyboru lokalizacji, staraliśmy się je zaplanować w dzielnicach o zwartej zabudowie jednorodzinnej, w której mieszkańcy mają ograniczone możliwości ładowania pojazdów – mówi Justyna Góźdź.
Coraz więcej „elektryków” w Lublinie
W Lublinie ładowarek musi być więcej, bo coraz więcej jest też aut z napędem zeroemisyjnym. Andrzej Borowski, zastępca dyrektora Wydziału Komunikacji Urzędu Miasta Lublin przypomina, że każdy kolejny rok to przynajmniej kilkadziesiąt tego typu samochodów więcej: – Przykładowo w 2020 roku było to 90 pojazdów. Rok później (w 2021 r. – red.) było to już 190 samochodów. W 2022 roku tych pojazdów było już 330. Dynamika przyrostu jest więc dosyć duża. Z tego co obserwujemy w większości są to pojazdy nowe – mówi Andrzej Borowski.
CZYTAJ: Elektryki zamiast diesli. Nowoczesne autobusy trafią na zamojskie ulice
Problem z ładowaniem
W Lublinie stacji do ładowania elektryków jest około 30. Pan Rafał po Lublinie jeździ samochodem elektrycznym jednej z koreańskich marek. Sam przyznaje, że największy problem z naładowaniem elektryka jest w godzinach popołudniowych. – Po południu czasami są dwa albo trzy samochody, więc trzeba poczekać nawet 20 i 30 min. Można wtedy pójść na zakupy. Jeżeli mówimy o szybkim ładowaniu, mają je wszystkie galerie handlowe w Lublinie. W około 30 albo 40 min doładowujemy do 80 procent. To jest najbardziej optymalna opcja, bo wszystkie inne ładowarki naładują nam samochód dopiero w kilka godzin, czyli tak jakbyśmy ładowali z domu z wallboxa – stwierdza pan Rafał.
Za nami Cypr i Grecja
Problem ze zbyt małą liczbą stacji ładowania aut elektrycznych jest ogólnopolski i nie dotyczy tylko Lublina. Dariusz Balcerzyk z Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar uważa, że właśnie przez to zainteresowanie autami zeroemisyjnymi nie rośnie lawinowo.
– Jeśli chodzi o infrastrukturę jesteśmy daleko w tyle na tle wielu krajów europejskich. Na 100 km dróg publicznych przypada 0,7 punktu ładowania. Żeby uświadomić, gdzie jesteśmy, można porównać to z wynikami np. w Niemczech, gdzie na 100 km jest 26 takich punktów, a w Holandii 67. Za nami jest naprawdę tylko kilka krajów, na przykład Grecja czy Cypr – stwierdza Dariusz Balcerzyk.
Drugi z powodów stosunkowo niewielkiego zainteresowania elektrykami to cena tego typu samochodów. Najtańsze auto – rumuńskiego producenta – to wydatek rzędu 80 tys. zł. Za inne, zachodnich koncernów trzeba zapłacić przynajmniej dwa razy tyle.
Dzięki rządowemu programowi „Mój Elektryk” można otrzymać nawet 27 tysięcy złotych dofinansowania na zakup auta elektrycznego. Cena samochodu nie może przekroczyć 225 tysięcy.
FiKar / opr. DomKla
Fot. pexels.com