Walka o ukraińskie miasto Bachmut zaczęła się w sierpniu 2022 roku. Miasto – zwane przez władze ukraińskie „twierdzą Bachmut” – broni się do dziś. Reporterce Polskiego Radia Lublin udało się porozmawiać z oficerem 71. Brygady Wojsk Desantowo-Szturmowych Sił Zbrojnych Ukrainy pseudonim „Jakudza”. Jego jednostka wojskowa aktualnie jest pod Bachmutem.
– Bachmut praktycznie wszystkim żołnierzom kojarzy się z piekłem. Ciężko jest walczyć przez rodzaj terenu. Ciągłe ostrzały artyleryjskie równają całe miasto z ziemią. Bachmut wygląda jak ruiny, jak piekło – mówi oficer.
Czy dużo ukraińskich sił jest teraz zgromadzonych pod Bachmutem?
– Nie mogę rozpowszechniać informacji o naszych siłach. Ale sytuacja w Bachmucie jest kontrolowana. Odpieramy wszystkie ataki. Nasze pozycje trzymamy, ale także przeprowadzamy szturmy. Osobiście brałem udział w kilku – opowiada „Jakudza”.
Dlaczego Rosja tak bardzo chce zająć Bachmut? O walkach w tym miejscu słyszymy od sierpnia. Obrona Bachmutu już wejdzie do historii Ukrainy. Ale dlaczego oni tak desperacko próbują to zrobić?
– Bachmut przejdzie do historii obrony Ukrainy jako najbardziej gorący punkt na froncie. To miejsce jest strategicznie ważne dla wroga. Gdyby im się udało zająć Bachmut, zaczną okupować cały obwód doniecki. Dlatego skupiamy tu nasze siły, by nie dać Rosjanom wejść do miasta – wyjaśnia żołnierz.
Drugie takie miasto to Soledar. Jak twierdzą eksperci walka w tym mieście też wejdzie do historii, ale bardziej z perspektywy strat, jakie ponoszą Rosjanie.
– Tak naprawdę się dzieję. Trzymałem pozycję pod Soledarem i widziałem całe to okrucieństwo na własne oczy. Siedząc na pozycjach, obserwowałem, jak na nas napiera horda wojska. Oni giną od naszego pierwszego ostrzału. Nie wiem, co jest w głowach u tych przestępców – nie mogę ich inaczej nazwać. Oni idą jak opętani – stwierdza ukraiński oficer.
To są rosyjscy żołnierze czy wagnerowcy?
– Miałem kontakt z wagnerowcami, żołnierzami rosyjskimi i więźniami – mówi oficer.
Skąd informacja, że to są więźniowie?
– Widziałem osobiście ciała tych osób. Oni nawet są ubrani inaczej. Nie mają mundurów, tylko sportowe buty, dresy, kufajki i broń w rękach – wyjaśnia „Jakudza”.
Po co oni przyszli na ukraińską ziemię?
– Nie wiem po co oni tu przyszli. Myślę, żeby dostać zmniejszenie swojego wyroku. Natomiast więźniowie są wykorzystywani jako mięso armatnie, jako „manewr dywersyjny” – stwierdza oficer.
CZYTAJ: Gwardia Narodowa: straty osobowe rosyjskich jednostek szturmowych pod Bachmutem wynoszą 80 procent
Co potem się dzieje? Zaczyna się ostrzał artyleryjski, lotniczy?
– Wagnerowcy tak działają. Skupiają naszą uwagę na więźniach i próbują zajść z innej strony – wyjaśnia ukraiński żołnierz.
Wiem, że pan też uczestniczył w walkach pod Iziumem. Jak można porównać te miejsca: Izium, Soledar, Bachmut?
– Każdy kierunek jest ciężki. Pod Iziumem trzeba było pracować w zaminowanych lasach, cały czas działał wywiad wroga oraz oddziały dywersyjno-rozpoznawcze. W Soledarze trzeba było wytrzymać. Trzymaliśmy pozycję i czekaliśmy. Tam widziałem najwięcej śmierci. A w Bachmucie kontratakowaliśmy, odbijaliśmy nasz teren i zatrzymywaliśmy się. Tam były bardzo ciężkie szturmowe działania – stwierdza oficer.
Jakie są potrzeby na polu walki? Jakiej broni brakuje?
– Myślę, że dowództwo lepiej się na tym zna. Z mojego punktu widzenia to broń, czołgi, samoloty. Nie damy rady bez pomocy naszych braci z zagranicy – mówi „Jakudza”.
Jak pan sam wcześniej stwierdził, Bachmut czy Soledar to miejsca kojarzone z piekłem. Co panu pomaga na polu walki? Co pana podtrzymuje na duchu?
– Ochrona życia moich żołnierzy. Martwię się, żeby żołnierze, którzy wyszli ze mną na zadanie, razem ze mną wrócili. Ważne także jest, by z sukcesem wykonać zadanie. Te myśli zawsze mam w głowie. Oczywiście, strach jest też obecny, ale on często odchodzi na drugie miejsce, kiedy trzeba ratować swoich ludzi – stwierdza ukraiński oficer.
Kilka dni temu uratował pan oficera. Jak wiem wyciągnął go pan spod ostrzału.
– Sam jestem oficerem bojowym. Był duży kontratak, byliśmy w niebezpiecznym miejscu. Mój przyjaciel, oficer, został ranny z karabinu maszynowego w nogę tuż pod pozycjami wroga. Sam nie mógł iść. Musiałem udzielić mu pierwszej pomocy medycznej, a potem całą drogę ciągnąłem go leżącego – opowiada „Jakudza”.
Czy oceniał pan wtedy ryzyko? Czy było tylko takie uczucie, że należy to zrobić i nie ma innego wyjścia?
– Miałem uczucie, że muszę to zrobić. Kiedy wyciągałem go, Rosjanie strzelali do nas ze wszystkiego co było dostępne. Strzelali z moździerza, z broni ręcznej. Gdybyśmy poszli inną drogą, to być może teraz nie rozmawiałbym z panią. Ale nie żałuję niczego – stwierdza żołnierz.
Chyba trzeba podejmować ciężkie decyzje?
– Jako dowódca muszę ocenić sytuację, muszę kontrolować swoich żołnierzy: sposób walki, ataki, natarcia, obronę. Mieliśmy kilka wspólnych operacji z innymi batalionami. Na przykład w Soledarze mieliśmy ewakuację ciężko rannych żołnierzy. Trzy osoby były z mojej brygady i trzy osoby z innej. W nocy przeszliśmy dwa pola minowe, by zabrać rannych. Wtedy Rosjanie próbowali odciąć każdą drogę do ewakuacji. Było bardzo gorąco. Za ten uczynek dostaliśmy Odznakę Honorową Naczelnego Wodza Sił Zbrojnych Ukrainy „Stalowy Krzyż” – mówi oficer.
CZYTAJ: Dowódcy armii USA i Ukrainy spotkali się w Polsce
Jak się decyduje właśnie na takie odważne ruchy?
– Najważniejsze zawsze brać pod uwagę co najmniej trzy możliwości jak mogą potoczyć się wydarzenia. I zawsze myśleć głową. Wcześniej pani mnie pytała, co pomaga mi na polu walki. Nie wiem jak to działa, ale kiedy jesteś o krok od śmierci, czujesz wsparcie poległych, którzy ciebie chronią Jeszcze na początku marca, jeden z oficerów powiedział mi: „Jeśli czujesz, że twoja dusza porzuca ciało, zamknij oczy i leć w górę. A potem wracaj aniołem stróżem dla naszych żołnierzy”. I teraz mogę powiedzieć, że coś w tych słowach jest – stwierdza „Jakudza”.
Czy jest takie poczucie, że przejdzie pan do historii Ukrainy, czy na razie nie myśli pan o tym?
– Nie myślę o tym. Dla mnie najważniejsze jest przejść tę drogę, zostać przy życiu i żeby moje dzieci, wnuki, prawnuki były ze mnie dumne. Przyszła mi do głowy historia weterana wojny, Desmonda Dossa. Był to żołnierz, który odmówił walki z bronią, jego wiara zabraniała mu trzymać broń w rękach, ale uratował mnóstwo żyć. Uważam go za bohatera z czystym sumieniem. I też chciałbym zostać bohaterem z czystym sumieniem – dodaje ukraiński żołnierz.
Według raportu Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy oddziałom ukraińskim ostatniej doby udało się odeprzeć szturmy Rosjan w dziewięciu miejscowościach, głównie w obwodzie donieckim.
InYa / opr. PrzeG
Fot. PAP/EPA/OLEG PETRASYUK