Wyobraził sobie ten koszmar za nas. Larcenet odrobił McCarthy’ego

droga 03 2024 04 26 155614

Nawet jeśli ktoś nie przepada za adaptacjami, to na dźwięk nazwisk Manu Larcenet i Cormac McCarthy powinno zapalić mu się zielone światło, zezwalające na lekturę. Tak, chodzi o adaptację Drogi (wyd. Mandioca), postapokaliptycznego traktatu, który doczekał się już co prawda wersji filmowej i wielu dzieł popkulturowych, dla których był inspiracją, jednak w rękach twórcy Blasta czy Terapii grupowej musiał przybrać formę wyjątkową.

Larcenet wie, jak się adaptuje, czego mocnym przykładem jest znakomity Raport Brodecka. Wie też co się adaptuje (lub raczej co powinien adaptować). Treść Drogi jest znana – mężczyzna z synem przemierza rozwalony świat, pełen obrzydliwie złych ludzi dominujących nad nielicznymi porządnymi, którym w zasadzie pozostało już tylko czekać na śmierć. Jedynym celem mężczyzny jest ochrona chłopca, zaś jedynym pragnieniem chłopca jest odnalezienie jakiegokolwiek dobra w ludziach. Dziecięca nadzieja przez ponad 100 stron ściera się z kompletnym brakiem zaufania do ludzi. I nie ma co owijać w bawełnę – jest to zaufanie nadwyrężane przez nasz gatunek na każdym kroku – wszędzie piętrzą się stosy ciał, ludzkie kości skrzypią pod nogami, a zaryglowane piwnice kryją koszmary, których lepiej sobie nawet nie wyobrażać. Czytając McCarthy’ego wyobrażaliśmy sobie je jednak – Larceneta nie tylko czytamy, lecz także oglądamy. On wyobraził sobie ten koszmar za nas.

Jego Droga to ciąg rytmicznie budowanych plansz, w których obraz pełni nadrzędną rolę i które często obywają się bez słów. Z dotychczasowych publikacji wiemy, że francuski rysownik swobodnie operuje przeróżnymi stylistykami – od groteski z Codziennej walki po surowy realizm Raportu Brodecka i kwaśny surrealizm Blasta. Tutaj dryfuje w stronę ponurego, pełnego precyzyjnych kresek rysunku, z fenomenalnie zaakcentowanym kolorem. Każdy kadr to dopracowany w najmniejszym szczególe obraz, prawdopodobnie robiony na większym formacie.

To najbardziej imponujący graficznie album autora. Z racji podejmowanej tematyki, dość trudnej i drastycznej, ciężko pewnie będzie niektórym z Czytelników przeczytać go jeszcze raz, ale wizualnie jest to taki majstersztyk, że nie wracać do niego byłoby ogołoceniem się z doznań artystycznych na własne życzenie.

Co ciekawe, premiera Drogi, czyli najnowszego komiksu Larceneta odbyła się jednocześnie we Francji i w Polsce. U nas właściwie doszło do światowej prapremiery, ponieważ – jak informuje wydawca – album był sprzedawany już pod koniec marca podczas Krakowskiego Festiwalu Komiksu. Sprzedaż poszła zapewne nieźle, ale raczej nie tak jak we Francji, gdzie w pierwszej dobie rozeszło się 18600 egzemplarzy, a kilka dni po premierze zdecydowano się na 70-tysięczny dodruk. To naprawdę imponujące liczby, ale przytaczam je jako ciekawostkę, bo cyfry cyframi, ale Larcenet to mistrz, a jego najnowsza produkcja to mistrzostwo.

DySzcz

Fot. materiał wydawcy/ nadesłane

Exit mobile version