15.03.2024 Borszcz Ukraiński po Lubelsku – Wystawa Maksa Skrzeczkowskiego (cz.2)

kra 9573 2024 03 15 151652

Dziś zapraszam na dokończenie rozmowy z Maksem Skrzeczkowskim – fotografem, który był uczestnikiem ważnych wydarzeń w Ukrainie.

Jaka była najtrudniejsza sytuacja, z którą się Pan spotkał w Ukrainie?

Maks Skrzeczkowski: Ja miałem kilka sytuacji, w których było bardzo niebezpiecznie i to wszystko się dzieje tak szybko i właśnie tytuł tej wystawy jest „Pocałunek wojny” i była taka sytuacja kiedy my pojechaliśmy gdzieś z pomocą humanitarną na pierwszą linię frontu. Czekaliśmy aż ktoś od nas odbierze te paczki z produktami spożywczymi i w pewnym momencie ja pamiętam, że było jakoś ciepło,
ja wychyliłem się przez okno i w pewnym momencie gdzieś bardzo blisko uderzyła jakaś bomba, ale tego nie było nic widać, tylko było słychać jakiś nieprawdopodobny wybuch. Tą falę uderzeniową, która po prostu była takim podmuchem nagłym nie wiem to coś się zassało, jakieś podciśnienie. Ja nie wiem, coś takiego, co trudno do końca to nawet opisać bo takie rzeczy sie nie dzieją, jakby człowiek tego nie doświadcza. Pamiętam że jakiś taki pęd powietrza we mnie uderzył, że ja byłem wtedy przerażony ale byłem bezradny bo siedziałem w tym samochodzie i było wiadomo, że jakby ktoś w nas próbuje strzelić. To zazwyczaj jest tak, że po pierwszym uderzeniu ktoś tam koryguje ustawienia. Pamiętam, że my stamtąd natychmiast, na złamanie karku tym samochodem jechaliśmy przez jakieś dziurawe ulice z jakimiś lejami po bombach z jakimś gruzem leżącym na poboczu i jakimś takim szybkim zygzakiem stamtąd odjechaliśmy, ale właśnie tego to doświadczenie na twarzy. Tego to jest tak, że, jak na wojnie 200 metrów coś uderzy to jest bardzo blisko. To jest także w chwili kiedy te pociski gdzieś gdzie się tak blisko jakby zderzały spadały to to było naprawdę mocne. Pamiętam jeszcze taką sytuację, ja poszedłem gdzieś zanieść ludziom w jakimś odizolowanym miejscu, jakieś środki medyczne bo okazało się, że będąc tam dowiedziałem się że potrzebują więc wróciłem po te materiały i poszedłem im zanieść i w tym czasie miałem dźwięk wyłączony. Do mnie dzwonili ludzie z którymi tam byłem i w momencie kiedy ja nie odbierałem telefonu i się zobaczyliśmy to oni powiedzieli, że byliśmy przekonani, że już cię zabili i jakby ja nie miałem żadnej niebezpiecznej wtedy sytuacji ale to, że oni mieli lęk, że ja już nie żyje, bo tam takie rzeczy są jakby na początku dziennym, to ja dopiero wtedy w jakimś sensie to zrozumiałem. Więc jakby tych różnych historii jest cała masa ale ja pamiętam też była taka sytuacja, która była dla mnie niezwykle trudna to było w okolicy Mariupola właśnie w 2015 roku, gdzie w środku nocy my gdzieś wjechaliśmy na jakiś blok post i kierowca z jakiejś nie wiem swojej bezmyślności nie zgasił świateł i pamiętam że ci żołnierze na tym blok poście wyciągnęli pistolety i jakby biegli w naszą stronę i ja siedziałem koło kierowcy i miałem poczucie, że oni nas mogą za chwilę zastrzelić tylko dlatego, że on nie zgasił światła. Ja byłem wtedy po prostu przerażony ale nie mogłem nic zrobić i to było niesamowite, to światło świeciło na faceta, który pamiętam, jak z tyłu wyciągnął pistolet, krótką broń, właśnie nie maszynową i ten pistolet już jakby składał go strzału i to było po prostu dla mnie, jak na to patrzyłem, to jak na filmie jakimś, to było tak nierealne, a to się działo naprawdę. Więc to trochę tak jest, że na każdym kroku tam jest ciągłe napięcie i pamiętam, że jak ja 10 dni jestem w danym miejscu , to trochę już mogę jakoś wgryźć w to czucie rozumienie i widzenie tego wszystkiego. Więc to są rzeczy trudne, które, jakby zostają w człowieku no mówiąc krótko. Ja nie miałem na szczęście jakiejś sytuacji takich traum, które ludziom się zdarzają, więc można powiedzieć, że dużo miałem szczęścia i że jakoś nade mną, jeśli mogę tak stawiać sprawę, że opatrzność czuwała. Jeszcze jedna historia właśnie to było pod Mariupolem, też na takiej odsłoniętej pozycji, gdzie byli snajperzy. Ja w ogóle nawet nie wiedziałem, że znajdę się w tak bardzo niebezpiecznym miejscu, bo tam, jakby to nigdy do końca nie wiadomo ale to była sytuacja, gdzie byliśmy na jakiejś odsłoniętej pozycji, gdzie ja w ogóle myślałem, że ja jestem w miejscu dużo spokojniejszym. No i tam dowiedzieliśmy się, że no jest taki odcinek, że trzeba ten odcinek bardzo szybko pokonać, bo ci snajperzy nas już widzieli, że my się tam pojawiliśmy i tu się nie da inaczej do miejsca do którego idziemy niż na tej odsłoniętej pozycji, bo tam by był jakiś wąski przesmyk coś tam coś tam. Pamiętam, że była jakaś taka deszczowa pogoda, jakiś taki wiatr i pamiętam, że trzeba było przebiec tam nie wiem 100 albo może 200m a ja miałem wtedy kamizelkę kevlarową, aparat fotograficzny i tego 17 kg gdzieś na sobie, bo to jest jakiś też taki ciężar. Ja musiałem nagle biec a nie miałem siły, ale musiałem po prostu biec, bo to była taka, jakby w pewnym sensie walka, że tam każdy ułamek sekundy i pamiętam tam dziennikarz koło mnie bieg i operator nagrywał i potem to do wiadomości poszło a ja przebiegałem tam gdzieś z boku i z resztą to nagranie nawet on mi udostępnił i on tam coś takiego powiedział w tej relacji swojej: „nie możemy się zatrzymać ani na sekundę”. Ja pamiętam, że jak uciekłem z tego miejsca, to był taki moment, że było mi tak gorąco, ja byłem gotowy rozerwać tą kamizelkę, zdjąć całe ubranie z siebie i to po prostu było tak nieprawdopodobne, jakaś nie wiem endorfina, adrenalina, nie wiem co tam się wydarzyło w życiu nie doświadczyłem czegoś takiego. Bo to była naprawdę świadomość, że to jest śmiertelne niebezpieczne, więc to trochę jest tak, że jak wszystko jest dobrze to można te historie trochę opowiadać potem z perspektywy właśnie takiej nawet można powiedzieć anegdoty, ale jednocześnie jak się tam jest na miejscu, to to nie jest fajne. To jest bardzo trudne i podziwiam tych, którzy są w stanie przez wiele miesięcy trwać ale wiem, że to nie może być obojętne i to każdego największego twardziela może ruszyć i że psychika nasza jest po prostu krucha.

Anna Kovalova:  Jak mocną psychikę trzeba mieć, żeby być w centrum wydarzeń

Maks Skrzeczkowski: No ja podziwiam tych żołnierzy. Tak się zastanawiam, bo to jest takie pytanie trochę nie wiem, czy na ten czas i miejsce, co by było? Czy każdy by w tej sytuacji miał taki hard ducha? Takie poczucie odpowiedzialności, taką w pewnym sensie przyzwoitość, bo rozumiem ludzi, którzy się boją, bo każdy jest inny. Każdy ma inną naturę i może z nich by nawet nie było pożytku biorąc pod uwagę, że byli by sparaliżowani, nie zdolni do działania, bo to też jest coś takiego, że ja doświadczając takich sytuacji, poniekąd ekstremalnych, muszę uznać, że jesteśmy różni i że po prostu taki moment trochę człowieka doświadczają i wychodzi coś czego nigdzie indziej się o sobie nie dowiemy. Więc ja jestem bardzo ostrożny w ocenianie ludzi, bo po prostu nie dziwię się, że ktoś w takich sytuacjach jest sparaliżowany, po prostu tak może być. Jest trudno to skrytykować, bo nigdy nie wiemy, jak sami byśmy się w innej sytuacji, gdyby to na nas takie coś spłynęło, że tak powiem, jakbyśmy się wtedy zachowali. Więc czasem rozmawianie na sucho, to jest takie mędrkowanie, a takie ekstremalne sytuacje człowieka jakoś tam, no nie wiem doświadczają i są dla niego próbą i może to zabrzmi bardzo dziwnie, ale ja miałem taką dziwną refleksję, że o tych kilku pobytach, jak wróciłem do tego naszego spokojnego, pięknego kraju. To miałem poczucie, że jestem o coś mądrzejszy i bogatszy od tych którzy tego nie doświadczyli i gdyby nie daj Bóg kiedyś to się zdarzyło, to ja już trochę, jakby, lepiej się w tym poruszam. Wtedy kiedy o tym myślałem to miałem takie poczucie, że no tak ale przecież to się nigdy nie wydarzy już dzisiaj tego poczucia nie mam.

Anna Kovalova: Czy Pan planuje w najbliższym czasie wyjazd do Ukrainy?

Maks Skrzeczkowski: Ja nie planuję ale za każdym razem, jak wracałem to też nie planowałem. Nawet powiem więcej byłem już przekonany, że tam nie wrócę, bo tam się ginie a życie jest mi miłe. A mimo wszystko za każdym razem znajdował się powód, żeby tam wrócić. Więc to trochę jest na tej zasadzie za każdym razem, jak byłem to działo się coś, co mówiąc krótko było straszne i za każdym razem po tym wiedziałem, że no to to już na pewno, to już teraz się miarka przebrała i już teraz na pewno się na to nie pisze a potem się okazywało, że jechałem. Znowu jestem w tym samym miejscu, bo to jest jeszcze taka rzecz o której się rzadko mówi i człowiek sobie przesuwa tą granicę. W pewnym momencie trochę bardziej jest, nie wiem może nawet zuchwały albo może trochę wierzę w tą swoją, jakąś gwiazdę, która nad nim czuwa, pod szczęśliwą gwiazdą jest urodzony i nie mogę zapewnić czy jeszcze na pewno nie wrócę na Ukrainę.

Wystawę Maksa Skrzeczkowskiego „Pocałunek wojny” można oglądać w Galerii Radia Lublin przy ul. Obrońców Pokoju 2, do końca maja.

Na dziś to wszystko a ja się z Państwem żegnam. Do usłyszenia za tydzień Anna Kovalova.

……………………………………………………………………………………….

Сьогодні запрошую Вас дослухати розмову з Максом Скшечковським – фотографом, який брав участь у важливих подіях в Україні.

Яка ситуація була найскладнішою в Україні?

Maks Skrzeczkowski: У мене було декілька ситуацій, коли це було дуже небезпечно і все так швидко відбувалося, ми кудись їхали з гуманітарною допомогою на передову. Ми чекали, що хтось забере від нас передачі з продуктами, і в якийсь момент я пам’ятаю, що було якось тепло. Я висунувся у вікно, тоді десь зовсім близько влучила бомба, але нічого не було видно, тільки було чути неймовірний вибух. Ця ударна хвиля, яка була просто раптовим вибухом, як ніби щось засмоктало, якийсь негативний тиск. Важко навіть повністю описати. Я пам’ятаю, що мене вдарив порив повітря, я злякався, але я був безпорадний, тому що я сидів у машині і було очевидно, що хтось намагався по нас стріляти. Зазвичай буває, що після першого пострілу, перезаряжають зброю. Я пам’ятаю, що ми відразу ж поїхали звідти на шаленій швидкості, через кілька дирявих вулиць з воронками від бомб і щебенем, що лежав на узбіччі дороги і ми поїхали звідти таким швидким зигзагом, цей досвід відбився на мені. Коли на війні щось б’є за 200 метрів, це зовсім близько. Також у той момент, коли ці кулі падали десь біля нас, як здавалося, це було справді сильно чутно. Я досі пам’ятаю таку ситуацію, я пішов кудись, щоб принести людям якісь медичні засоби в якесь ізольоване місце, дізнатись чи ці ліки їм потрібні,  я повернувся за цими медикаментами, щоб відвезти їх до них, і в той час у мене був вимкнений звук на телефоні. Люди, з якими я був там, телефонували мені, і коли я не відповідав на телефон і потім ми побачились, вони сказали, що ми були переконані, що мене вбили, і ніби я в той час не був у жодній небезпечній ситуації, але вони боялися, що я вже мертвий, тому, що такі речі трапляються на війні, і лише тоді я зрозумів це особисто, що можна померти. Є багато різних історій, але я також пам’ятаю, що була надзвичайно важка для мене ситуація, це було під Маріуполем у 2015 році, де серед ночі, ми під’їхали до блокпосту і водій чомусь не вимкнув світло, і я пам’ятаю, що ті солдати на блокпосту дістали зброю і ніби бігли до нас, а я сидів біля водія і було відчуття, що вони можуть застрелити нас через мить, лише тому, що він не вимкнув світло. Тоді я був просто наляканий, але нічого не міг вдіяти і це було дивовижно, світло світило на хлопця, який, як я пам’ятаю, дістав пістолет ззаду, короткий пістолет і пістолет, здавалося, був готовий до стрільби. Це було, як у фільмі, це було так нереально, але це відбувалося насправді. Це постійна напруга на кожному кроці. Коли я був у певному місці наприклад 10 днів, я міг вже впоратися з тим, що відчуваю . Це складні речі, які залишаються з Вами, коротко кажучи. На щастя, у мене не було жодних ситуацій травми, які трапляються з людьми, тому можна сказати, що мені дуже пощастило і що якимось чином, якщо можна так висловитися, хтось зверху постійно спостерігав за мною. Ще одна історія – це було під Маріуполем, теж на такій відкритій позиції, де були снайпери. Я навіть не знав, що опинюся в такому дуже небезпечному місці, тому що там ніколи не знаєш напевно, я насправді думав, що трохи спокійніше. Там ми дізналися, що є ділянка, яку ми повинні дуже швидко пройти, тому що снайпери нас вже бачили, що ми туди приїхали і не було іншого шляху, як по цьому оголеному місці, куди ми йшли.  Я пам’ятаю, що погода була дощова, був вітер, і я пам’ятаю, що нам потрібно було пробігти, я не знаю, 100 чи може 200 метрів, а в мене був кевларовий жилет, фотоапарат і це 17 кг на мені. Було дуже тяжко. Мені раптом довелося бігти, і в мене не було сил, але я просто повинен був бігти, тому що це була в якомусь сенсі битва, кожна частка секунди, і я пам’ятаю, що поруч зі мною біг  ще журналіст і оператор записував, до речі, він навіть поділився зі мною записом у якому сказав приблизно так: „ми не можемо зупинитися ні на секунду”. Я пам’ятаю, коли я втік з того місця, був момент, коли мені було так жарко, я був готовий зірвати свій жилет, зняти весь свій одяг, і це було просто неймовірно, я не знаю, ендорфін, адреналін , я не знаю, що там сталося, я ніколи в житті нічого подібного не відчував. Тому що це справді було усвідомлення того, що це смертельно небезпечно, тому це трохи схоже на те, що коли все йде добре, можна розповідати ці історії, як анекдоти, але водночас час, коли ти там, це не смішно. Це дуже важко, і я захоплююся тими, хто здатний терпіти це багато місяців, але я знаю, що після цього ти не залишишся байдужим і що це може зламати навіть найсильнішого хлопця і що наша психіка є крихка.

Anna Kovalova: Наскільки треба мати сильну психіку, щоб поїхати в центр подій?

Maks Skrzeczkowski: Ну я захоплююся цими солдатами. Мені цікаво, я задаюся питанням, я не знаю, чи це правильний час, але що би було? Чи всі були б такими жорсткими хлопцями в цій ситуації? Таке почуття відповідальності, така порядність в якомусь сенсі, тому що я розумію людей, які бояться, тому що всі різні. Кожен має різну природу, і, можливо, від них не було б користі, враховуючи, що вони були паралізовані та нездатні діяти, бо коли я переживаю такі ситуації, дещо екстремальні, я визнаю, що ми різні. Така мить дуже змінює. Тому я дуже обережний, коли оцінюю людей, тому що мене не дивує, що в таких ситуаціях хтось паралізований, просто може бути так. Це важко критикувати, тому що ми ніколи не знаємо, як би ми відреагували в такій ситуації, як би ми тоді поводилися. Це може прозвучати дуже дико, але у мене такі дивні роздуми про ці кілька разів, коли я повернувся до цієї мирної, красивої нашої країни. У мене було відчуття, що я мудріший і багатший за тих, хто цього не пережив, і якби не дай Бог це колись трапилося би в Польщі, я б краще оріентувався в такій ситуації. Коли я думав про це, у мене було відчуття, що цього ніколи не станеться, зараз у мене більше немає цього відчуття.

Anna Kovalova: Чи плануєте найближчим часом поїздку в Україну?

Maks Skrzeczkowski: Я не планую, але кожного разу, коли повертався, я теж не планував. Більше того, я вже був переконаний, що туди не повернуся, бо там помирають, а я життя люблю. І все ж кожного разу був привід повернутися. Щоразу після якоїсь ситуації  я знав, що це точно кінець, я більше не поїду. Потім я знову сідав за кермо і їхав, людина, як ніби забуває про ці ситуації. В якийсь момент я став досить зухвалим, можливо,  я трохи вірю в свою зірку, можливоя  народився під щасливою зіркою і я не можу сказати чи я точно повернусь в Україну.

Виставку Макса Скшечковсього «Поцілунок війни» можна оглянути в галереї Радіо Люблін за адресою вул. Obrońców Pokoju 2, до кінця травня.

На сьогодні це все, а я з вами прощаюся. До зустрічі наступного тижня Анна Ковальова.

Exit mobile version