Skradziona pamięć. Losy ofiar obozów koncentracyjnych na niezwykłej wystawie [ZDJĘCIA]

385548345 854714756204405 8828314787327659709 n 2023 11 14 185305

Gdy więźniowie trafiali do obozów koncentracyjnych, zabierano im wszystkie przedmioty. Zegarki, biżuterię, listy, zdjęcia – skrupulatnie je spisywano i składano w depozyt. W ten sposób utworzono archiwum z blisko 5 tysiącami pamiątek rodzinnych, z czego połowa wciąż czeka na odebranie.

CZYTAJ: Namacalna lekcja historii na wystawie #StolenMemory [ZDJĘCIA]

Działalność Arolsen Archives – Międzynarodowego Centrum Badań Prześladowań Nazistowskich oraz historię ofiar obozów koncentracyjnych można zobaczyć w Zamościu na objazdowej wystawie #StolenMemory.

– Celem wystawy jest dotarcie do jak największej liczby osób i przybliżenie losów ofiar obozów koncentracyjnych, po których zachowały się depozyty – mówi koordynator kampanii #StolenMemory w Polsce, Ewelina Karpińska-Morek. – Depozyty to były rzeczy osobiste, które mieli przy sobie osoby, które trafiały do obozów koncentracyjnych – rzeczy, które miały w chwili uwięzienia w kieszeniach, torebkach – obrączki, biżuterię, zegarki, papierośnice, portfele ze zdjęciami, czasem listy, które dziś są bardzo cennymi pamiątkami. Celem naszej kampanii jest odnalezienie krewnych tych ofiar i zwrócenie im tych przedmiotów. Mamy obecnie 2,5 tysiąca takich zestawów depozytów, z czego co najmniej 900 należało do osób pochodzących z Polski.

CZYTAJ: „Tam leży nasza historia”. Zapomniane nekropolie na wystawie fotograficznej

– W tak niezwykłej przestrzeni, jaką jest Rynek Wielki, w mieście UNESCO, wystarczy rozsunąć drzwi, by normalny kontener morski, który został tutaj ustawiony, zmienił się w niezwykłą wystawę przedstawiającą niezwykłe historie – mówi Kinga Kołodziejczyk z Muzeum Zamojskiego w Zamościu. – Większość rzeczy osobistych przechowywanych w Arolsen Archives pochodzi z obozu koncentracyjnego Neuengamme, ale również z Dachau. Dzięki licznym zbiegom okoliczności przedmioty te zachowały się. Ich właściciele byli głównie więźniami politycznymi i robotnikami przymusowymi, którzy trafili do obozów koncentracyjnych. Pochodzili z ponad 30 różnych państw, w większości Europy środkowej i wschodniej. Około 900 depozytów należało do osób z Polski.

– Te rzeczy zostały im zabrane – mówi Ewelina Karpińska-Morek. – W przeciwieństwie do tego, jak byli traktowani więźniowie niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych, te przedmioty były traktowane w sposób bardzo dobry. Trafiały do takich specjalnych pomieszczeń, gdzie były gromadzone depozyty, były dokładnie opisywane imieniem, nazwiskiem, datą i miejscem urodzenia. Co więcej, kiedy więzień był przenoszony z obozu do obozu, co zdarzało się bardzo często, te rzeczy podróżowały za nim. Taka była skrupulatność niemieckiej administracji.

– W zbiorach archiwum znajdują się również przedmioty znalezione w obozie koncentracyjnym Bergen-Belsen, ale także przedmioty pochodzące z więzienia Gestapo w Hamburgu – mówi Kinga Kołodziejczyk.

– Przede wszystkim są to zdjęcia pojedynczych przedmiotów, najczęściej są to zegarki kieszonkowe, ale w przypadku historii pani Marii Hołowko z Ukrainy ten zasób depozytów jest bardzo obszerny – mówi Ewelina Karpińska-Morek. – Mamy tu zarówno zdjęcia pamiątkowe, legitymacyjne, masę dokumentów. To jeden z bardziej nietypowych i bogatszych zbiorów rzeczy. Jeśli uda się odnaleźć tę rodzinę, bardzo wzbogaci to jej archiwum.

CZYTAJ: Zaskakujące znaleziska w powiecie biłgorajskim [ZDJĘCIA]

– Pierwszy raz spotykam się z istnieniem takiej instytucji, która gromadzi osobiste przedmioty – mówią odwiedzający wystawę. – To niesamowite, nie tyle, że te przedmioty przetrwały, ale że w ogóle wiadomo, do kogo należały. Jest to namacalna lekcja historii. Skłoni ludzi do większego zainteresowania się tematyką obozów zagłady czy obozów koncentracyjnych. To bardzo ważne, żeby mieć świadomość tego, co się działo. To robi wrażenie. Dalej się zastanawiam, jak to się stało, że te przedmioty trafiły do rodzin tych ludzi, którzy zginęli dawno temu w obozach.

– Kiedy alianci zbliżali się do III rzeszy, naziści próbowali likwidować dowody i zacierać ślady zbrodni, wkrótce po wyzwoleniu brytyjska armia odzyskała ukryte mienie więźniów – mówi Kinga Kołodziejczyk. – W 1948 roku przedmioty te zostały przekazane do centralnej ewidencji roszczeń, której powierzono zadanie zwrotu przedmiotów ich właścicielom. Ok. 5 tysięcy kopert z depozytami, które po drodze przeszły przez wiele instytucji, zostało w końcu w 1963 roku przywiezione do Arolsen Archives. Wtedy też archiwum rozpoczęło poszukiwania prawowitych właścicieli – ocalałych lub ich rodzin.

– Jeżeli chodzi o poszukiwania rodzin ofiar niemieckich prześladowań na Lubelszczyźnie, to zachęcam przede wszystkim do odwiedzenia naszej specjalnej mapy, na której co dwa tygodnie aktualizujemy dane tam są nanoszone zarówno osoby, których dokumentacja jest już pełna i można rozpocząć poszukiwania, jak i osoby już odnalezione – mówi Ewelina Karpińska-Morek. – Można wpisać sobie w wyszukiwarkę Lublin lub jakieś miasto i sprawdzić czy gdzieś w okolicy nie ma przypadkiem czerwonego ludzika. To osoba, której krewnych poszukujemy. A jeżeli znajdzie się na mapie zielona ikonka ludzika, to znaczy, że ta rodzina jest już odnaleziona. Bardzo zachęcam wszystkie osoby zainteresowane historią, by kliknąć w tę mapę i przeszukać, bo można się włączyć i przyczynić, czasem w ciągu kilku dni czy tygodni, do odnalezienia takiej rodziny i odkrycia czyjejś rodzinnej historii.

W tej chwili Arolsen Archives szuka rodzin m.in. Eugenii Niewińskiej ze Szczebrzeszyna czy Mieczysława Kłosa z Lublina.

Wystawę na Rynku Wielkim w Zamościu będzie można oglądać do 29 listopada od poniedziałku do piątku w godzinach 9.00-16.00, w weekendy od 10.00 do 16.00.

Wystawa #StolenMemory jest wspierana przez placówki dyplomatyczne USA, w Niemczech i Polsce.

Szczegółowe informacje o działalności archiwum: arolsen-archives.org/pl/

AP/ opr. DySzcz

Fot. AP

Exit mobile version