Polski ratownik pola walki: W Bachmucie najgorsze było grzebanie cywili na ulicach

damian 2023 05 12 180228

W Lublinie rozpoczął się największy w kraju Zlot Miłośników Broni, Militariów i Survivalu „Militaria Pro Arma”. Gościem wydarzenia był Damian Duda (na zdj.) – polski ochotnik, ratownik pola walki na Ukrainie, który niedawno wrócił z Bachmutu. Damian Duda jest szefem polskiego zespołu ratowników pola walki „W międzyczasie” i pomaga Ukrainie jako medyk wojenny od 2014 roku. Jednocześnie pełni funkcję szefa Departamentu Polityki Informacyjnej Rządowego Centrum Bezpieczeństwa RP.

Z Damianem Dudą o sytuacji na linii frontu i pracy w warunkach ekstremalnych rozmawiała Karolina Ryniak.

Jak wygląda sytuacja w Bachmucie?

– Jest bardzo ciężka – opowiada Damian Duda. – Tak naprawdę Rosjanie mają 80% miasta, (w rękach ukraińskich – red.) zostało 1,5 osiedla. To oczywiście nie przesądza losu Bachmutu, bo wczoraj (11.05) doszło do udanej próby ataku ukraińskiego na dwie flanki (rosyjskich pozycji pod miastem – red.), co sprawia, że Rosjanom ciężej będzie teraz  oskrzydlić Bachmut. Nie zmienia to faktu, że Rosjanie artyleryjsko kontrolują miasto, mają bardzo dobre pozycje do walki ogniowej i przede wszystkim mają amunicję.

CZYTAJ: Moc atrakcji dla miłośników militariów. „Pro Arma” w Lublinie [ZDJĘCIA]

Co wstrząsnęło panem najbardziej podczas wyjazdu do Bachmutu?

– To grzebanie cywili na ulicach. Zwłok nie wywoziło się z miasta, bo transport był przeznaczony dla żywych i rannych. I żeby te zwłoki nie rozkładały się na ulicach, musieliśmy je grzebać w okopach. Walka miejska jest brutalna – opowiada Damian Duda.

A jak udziela się pomocy, kiedy działa się na linii frontu i pod presją czasu?

– To bardzo specyficzna robota. Przede wszystkim trzeba mieć świadomość, że to, co przyleciało i raniło człowieka, któremu się udziela pomocy, może przylecieć za chwilę do ciebie. To walka z czasem o każdą kroplę krwi i każdy oddech poszkodowanego. Sama stabilizacja rannego to jeszcze nic – trzeba go wywieźć pod ogniem przeciwnika – opowiada rozmówca Radia Lublin.

CZYTAJ: Prezydent Ukrainy: Potrzebujemy więcej czasu na rozpoczęcie ofensywy

Jak wyglądają wyjazdy do rannych?

– Czasami są to wyjazdy, a czasami wyjścia. Czasami ogień przeciwnika jest taki duży, że idziemy pieszo, biegając od bloku do bloku, wślizgujemy się do piwnicy lub w inne miejsce, gdzie są poszkodowani i stabilizujemy ich. A później od bloku do bloku, niosąc na noszach tych rannych, staramy się wyjść do miejsca, gdzie czekają pojazdy opancerzone lub improwizowane pojazdy ewakuacji medycznej, by wywieźć poszkodowanego ze strefy walk  mówi Duda.

Trudno się przygotować na misje tego typu?

– Można się przygotować, natomiast nigdy nie jest tak, że przygotujesz się w 100 procentach. Przed wyjazdem przygotowujemy się na wszelkie okoliczności, dobieramy leki i środki medycyny pola walki, przygotowujemy wszystko. A w najmniej oczekiwanym momencie potrafi zawieść samochód czy sprzęt albo okazuje się, że nie ma wystarczająco dużo czegoś – stwierdza Damian Duda.

Jak wygląda dostosowanie się psychiczne?

– Każdy ma indywidualne wskazania bądź przeciwwskazania do pracy w takich miejscach. Nasi psycholodzy dbają, żeby przed wyjazdem osoby były psychicznie nastawione na to, co je tam może czekać. I po wyjeździe psycholodzy też obowiązkowo pracują z naszymi ludźmi nad tym, co tam widzieli; przepracowują to, co przywożą stamtąd w głowie – wyjaśnia Damian Duda.

Zdarzało się tak, że ktoś załamał się psychicznie?

– W naszej grupie się nie zdarzało. Czasami jednak jest tak, że ludzie uciekają od normalnego życia w wojnę. I okazuje się, że te problemy, które niby się tu zostawia, tam eskalują, rosną i stają się jeszcze większym problemem. Jeżeli ktoś nie potrafi załatwić sobie wszystkich spraw w kraju, a wojna jest dla niego ucieczką od problemów, to nie jest dobre rozwiązanie; to nie jest bezpieczne dla tej osoby ani dla jego kolegów. I zdarzało się, że takie osoby musieliśmy odsuwać od pracy z nami – stwierdza Damian Duda.

Dlaczego pana wybór padł na tego typu zajęcie?

– Robię to od 2014 roku. Pierwszy raz, kiedy pojechałem na linię frontu i zobaczyłem, co tam się dzieje, dotarło do mnie, że jeżeli sam nie pojadę i nie zobaczę, to będę dostawał od mediów zniekształcony obraz. Jeżeli chcesz coś widzieć, po prostu pojedź i zobacz. A ja nie potrafiłbym być biernym obserwatorem. Dlatego staram się dołożyć swoje dwie ręce i umiejętności, by – oglądając, co się dzieje – próbować „ogarnąć” te ilość cierpienia, która jest na wojnie. A jest go tam całe mnóstwo – odpowiada Duda.

 Czy zdarzyło się, że ratował pan żołnierzy rosyjskich?

– Ratowaliśmy żołnierzy strony przeciwnej czy ukraińskich cywili prorosyjskich. Dla nas jest to po prostu człowiek. Nie jesteśmy od osądzania. Jeńcami zajmuje się Służba Bezpieczeństwa Ukrainy, naszym zadaniem jest uratować człowieka – stwierdza Duda.

Jak w tym rejonie funkcjonuje ludność cywilna?

– W takich miastach jak Bachmut ludność cywilna, nawet jeśli potrzebuje pomocy, pomocy tam otrzymywać nie powinna; po prostu nie powinno być cywili w tych miastach. Te zwłoki na ulicach wzięły się stąd, że wolontariusze do ostatniej chwili dojeżdżali do Bachmutu, przekazywali żywność ludności, która później wchodziła do piwnicy myśląc, że jest bezpieczna, bo ma jedzenie. To tak nie działa. Stropy piwnic mogą się zawalić, ci ludzie co jakiś czas wychodzą, a pociski latają. Poza tym sami Rosjanie, wchodząc do miasta, tak jak było z Sołedarem, wymordowali całą ludność cywilną, która przeżyła oblężenie, Jest czerwona linia, której cywile nie powinni przekraczać. Jeżeli dochodzi do aktywnych działań w konkretnej strefie, ludności cywilnej tam być nie powinno – stwierdza Damian Duda.

Ilu wolontariuszy tam działa?

Nasze zespoły są 3-, 4-osobowe. Jest ich kilka, tyle że pracują rotacyjnie, Staramy się nie utrzymywać na miejscu więcej, niż 1, 2 zespoły, po to by reszta ludzi mogła odpocząć i sprzęt mógł być sprawdzony. Za trzy dni wyjeżdża kolejny zespół, który będzie pracował z Legionem Międzynarodowym, w tym także z polskimi ochotnikami. Ja z kolei przygotowuję strukturę, kolejne zespoły, tak, aby z chwilą, gdy ruszy ofensywa, naszych zespołów pracowało tam więcej – dodaje nasz rozmówca.  

Zlot Miłośników Broni, Militariów i Survivalu „Militaria Pro Arma” potrwa do niedzieli (14.05).

RyK / opr. ToMa

Exit mobile version